Rozdział XXIV | Zamiast tego wybrałeś ryzyko

370 51 18
                                    

Ból nie odstępował Patricka i jedyne co mógł zrobić, to zażywać specjalną mieszkankę łagodzącą, którą przygotowała mu główna znachorka wraz z Versą. Tylko w ten sposób był w stanie znieść to podduszanie i zaciski na sercu, jakby ktoś chciał odciąć mu dopływ krwi. Noore był zmartwiony jego stanem, ale nic więcej nikt nie był w stanie zrobić. Sprawa była na tyle poważna, że nie zwlekali już, by zdradzić prawdopodobny scenariusz, bo innej opcji nie było. Nie znali konkretów, ale sam fakt, że Rechiemu dzieje się krzywda była pewna.

Eris wydawał się tym bardzo przejęty i przez prawie cały dzień przesiedział w dawnej miejscówce Omegi, czyli na odległym głazie, gdzie był idealny widok na południe. Siedział tam i wypatrywał, jakby ktoś miał się zjawić na horyzoncie. Miał w sobie wielkie nadzieje, bo chciał dla chłopaka jak najlepiej, więc czekał i wlepiał się w dal. Czasami jedynie spuszczał głowę, by pomyśleć i wyłączyć się na wszystko.

Tego dnia Nett ani razu nie widział swojej mamy. Rudzielec był w takim stanie, że poprosił o nieprzeprowadzenie go, więc maluch musiał spędzać czas w towarzystwie całej reszty i po południu był pod opieką ojca.

Omedze jak na złość, a może los robił mu głupi dowcip. Oczekiwał, że ktoś pojawi się na horyzoncie południa, ktoś o czarnych włosach i drobnym ciele, by mógł do niego pobiec i wyściskać, a jednak to nie był nikt taki... to nie było nawet z południa...

Nieznajomy szelest, dziwne przeczucie. Eris odwrócił się w swoją lewą i ujrzał, jak obce ciało idzie powoli w jego stronę, trochę kulejąc. Robiło się już ciemniej, więc z daleka nie był w stanie zauważyć twarzy. Jednak postura na pewno zdradzała, że jest to męski, wysoki osobnik.

— Halo? — zapytał spokojnie, podnosząc się z kamienia i będąc niepewnym. Nieznajomy szedł naprawdę powoli, trochę się chwiał, ale nie powiedział ani słowa — Kto tam? — zadał kolejne pytanie i zrobił krok w tył. To było dla niego lekko przerażające, bo był tutaj sam, a mężczyzna znacznie wyższy, chociaż gdyby zaczął biec, to pewnie nie byłby w stanie go dogonić.

Mężczyzna zatrzymał się i Eris myślał, że zaraz usłyszy jednak jakieś słowa. Wtedy czułby się lekko spokojniej lub wiedziałby, że to moment na ucieczkę.

Jednak tak się nie stało, a nieznane ciało runęło na ziemie, przewracając się do przodu wprost na twarz. Eris podskoczył zaskoczony. To było mocne uderzenie, a jego instynkt zareagował natychmiastowo, więc podbiegł do niego, sprawdzając puls. Był, ale mężczyzna nie drgnął nawet o kawałek. Jego ubrania były obdarte, a włosy brudne i sklejone. Obrócił lekko jego twarz - była wykończona i poraniona, pewnie niektóre zadrapania powstały przed chwilą od uderzenia w ziemię.

— Hej! Hej... — próbował go obudzić, pukając dłonią delikatnie w jego policzek — Cholera... zostań tutaj, przyprowadzę pomoc — mruknął, chociaż zdawał sobie sprawę, że mężczyzna się nigdzie nie ruszy.

Pobiegł w stronę watahy, by sprowadzić Alfy, które przeniosą nieznanego do medyków.

Kiedy rudzielec był na tyle daleko, że nie było szans dostrzec leżącego mężczyzny... ten uniósł się na łokciach, a jego błękitne - niczym najczystsza tafla wody - oczy błysnęły zadziornie. Na ustach pojawił się chytry uśmieszek i prychnięcie, które było silniejsze od niego.

— To będzie prostsze, niż mi się wydawało — powiedział sam do siebie i przyjął tę samą pozycję, czekając, aż mała Omega przyprowadzi ratunek.

___

Tego samego dnia, ale z samego rana, na placu treningowym - koń kłusował w kółko, prężąc się i wyglądając po prostu majestatycznie, a na jego grzbiecie był Alfa, który trzymał się siodła rękoma, utrzymując równowagę do góry nogami. Miał posturę idealnie prostą, a każdy mięsień spięty, by trzymać nogi razem.

✓Kraina Naszej Przeszłości | BOOK 2Where stories live. Discover now