Rozdział L | Prosił go o coś niemożliwego

346 44 8
                                    

połowa sierpnia

Niedaleko jeziora, którego można objąć w całości wzrokiem, znaleźli dosyć wąskie i ciasne schronienie, ale wystarczające na ich dwójkę w aktualnych warunkach pogodowych. Na szczęście nie było zimno, słońce letnie idealnie wpasowało się w chwilowe problemy, ponieważ zima na pewno nie byłaby im na rękę. Nie nachodziły ich deszcz, czy silne wiatry, więc w teorii mogliby nocować na polu, pod jakimś przypadkowym drzewem, ale znacznie lepiej mieć to ubezpieczenie, że nie będą odpoczywać na widoku, gdy akurat wróg znajdzie się w pobliżu i znów postanowi pozbawić ich życia.

Noga Rechiego się nie poprawiała. Z dnia na dzień wyglądała coraz gorzej. Wokół rany zaczynały powstawać zaczerwienienia, które z ubiegiem czasu przybierały ciemniejszą barwę, aż fiolet pokrywał całość. Nadal nie miał jej zabliźnionej, czy też pokrytej stropem. Wystarczył mocniejszy ruch, a naderwałby włókna, które znów spowodowałyby silniejsze krwawienie. Rechille ograniczał ruch tą nogą, ale nawet w nieruchomej pozycji czuł, jak szczypie, piecze i rozrywa się coś od środka. Alfa dawkował mu lecznicze zioła, ponieważ większa ilość mogłaby źle na niego wpłynąć, lub przestać w jakikolwiek sposób działać.

Musiał znosić ten ból, który czasami spychany był gdzieś w głąb, prawie niewyczuwalny. Jednak w różnych momentach powracał mocny i nie do stłumienia. Omega nie mógł wtedy się powstrzymać, a z jego pyska wychodziły skomlenia, a zdrowe kończyny wierzgały i drżały. Darien miał przez to kilka nieprzespanych nocy, ale nie mógłby narzekać. Nie wyobrażał sobie, jakie to musi być uczucie. Właściwie to podziwiał tę drobną istotkę, że się nie poddawał i dzielnie wytrzymywał chwile słabości. Miał w sobie innego rodzaju ikrę, walczył od wewnątrz, chociaż na pierwszy rzut oka wyglądał na takiego, którego zdrowie psychiczne ma się gorzej niż fizyczne.

Tej nocy ból był cholernie nieznośny. Nie dało się go zepchnąć w tył myśli, czy przyzwyczaić się do tego powtarzającego się promieniowania i kłucia w różnych punktach na nodze. Był na tyle intensywny, że kilka łez opuściło fiołkowe oczy.

Omega przylegał do ciemnobrązowego futra, tuląc się do niego i starając się powstrzymać łkanie, czy odgłosy cierpienia. Nie chciał znów być powodem jego zmęczenia i snucia się za dnia. To przecież on polował pomimo licznych blizn na swoim ciele i wykończenia po dźwiganiu młodego wilka. O tyle dobrze, że ostatnie strzały, które przyjął swoim bokiem, nie pozostawiły po sobie śladu ze względu na poprawną, szybszą regenerację wilkołaka.

Gdyby u Rechille'a również tak funkcjonował organizm albo przynajmniej minimalnie pomagał mu się wyleczyć, to rana nie stanowiłaby głównego problemu, który może pociągnąć Omegę na samo dno. W tym wypadku może być odpowiedzialna za każdy kolejny problem. Zaczynając od odcięcia unerwienia w tej kończynie i możliwości nią poruszania, po utratę zbyt dużej ilości krwi, która znów wywoła omdlenia, a nawet poronienie ze względu na silny ból i brak sił.

— Nie powstrzymuj się, tylko wywierasz na sobie większy stres — mruknął, gdy przekręcał głowę w stronę Omegi. Widział, jak się męczy, by nie wydawać z siebie za dużo dźwięków.

Nie mógł mu dać nic na ból. Teraz to już nie powstrzyma takiej siły nacisku. Rechille zaczyna się uodparniać na ten rodzaj rośliny, a innej mieszanki Darien nie znał. Nigdy nie musiał jej używać w takiej ilości. To były pojedyncze rany, które trzeba było ostudzić, by dalej ruszyć w drogę. W przypadku Omegi, to już mogłoby zostać za uznane za próbę uzależnienia się, ale on naprawdę potrzebował tego, by nie zwariować.

Im dłużej je zażywa, tym więcej potrzebuje, by coś zaczęło mu pomagać. Dlatego Darien zaczął podawać mniejsze dawki. Nie może dopuścić, by stała mu się przez to krzywda. Nie jest medykiem, ale takie podstawy znał. Wiedział, jakie skutki ma roślina, gdy nie potrafi się przestać i wciąż zażywa więcej.

✓Kraina Naszej Przeszłości | BOOK 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz