Rozdział XII | Mógł z dumą nosić symbol Księżyca

407 54 31
                                    

Nie zwracał uwagi na to, że jest późna godzina, że być może Irrou postanowił już pójść spać. To naprawdę nie miało znaczenia w danej sytuacji. Była pełnia, więc w teorii wilki nie czują nagłej chęci, by szybciej położyć się spać. Jest wręcz przeciwnie - wolą spędzić ten czas aktywnie, łącząc się ze swoją wilczą częścią. Często po prostu oddają się pragnieniom, uciekając w las i polując, lub trafiają w ramiona swoich drugich połówek. Ci bardziej charakteryzujący się samotnym trybem, raczej odcinają się od stada na ten moment i spędzają ten czas gdzieś z dała od wszystkich. Czasami biegają, czasami po prostu wpatrują się w dal lub w gwiazdy. Ważne żeby wtedy nikt im nie przeszkadzał.

Eoco udał się do wodza. Na szczęście na zewnątrz, gdy opuścił już przychodnię, czuł większą orientacje i nie był taki zagubiony ze swoją ślepotą. Po tych drogach, a już zwłaszcza po centrum, poruszał się znacznie częściej, więc miał to idealnie zapamiętane.

Przywódca, tak jak przewidywał, wcale nie spał. Zajmował się mapami, które męczył od kilku dni, by odwzorować je jak najlepiej. Wysyłał zwiadowców, by mniej więcej każdy z nich rozrysował mu plan ich terenów - z dokładnością do bagien, pagórków, czy większych kłębisk drzew. Na nich mieli też zaznaczyć łowiska dla danego gatunku, czyli prawdopodobieństwo odkąd dokąd jest szansa na trafienie na stado - na przykład zająców, czy jeleni.

Bazując na kilku różnych rysunkach, które różniły się od siebie proporcjami, czasami odległościami, Irrou starał się wyśrodkować wszystko i sprawić, by mapa była kontaktowa. Może nie będzie idealna i dokładna, ponieważ musiał uwzględniać wiele różnych wersji, gdzie niektóre zwyczajnie mogły być błędne, ale wcale nie musiały... jednak na pewno nie będzie na tyle źle przygotowana, by stado sobie nie poradziło.

Eo z początku wszedł, po czym zwątpił, bo nie wiedział, od czego ma zacząć. Nie chciał tak po prostu na starcie mu powiedzieć, że znalazł prawdziwego wilka - czystej krwi - i zamierza się nim zaopiekować. Wydawało mu się to po prostu dziwne i nie na miejscu. Stał więc, aż sam wódz nie zwrócił się do niego, nie otrzymując jakiegoś sygnału, że chce zacząć mówić.

Irrou był trochę tym zaskoczony, bo nie spodziewał się właśnie Eo tej nocy. Miał świadomość, że Alfa woli swoje towarzystwo w pełnie, w przeciwieństwie do jego siostry bliźniaczki, która na pewno w ich namiocie skrywa nie jedną Omegę.

Dziwił się też tym, że milczał. Wszedł i stał w progu, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. To było nie w jego stylu, więc przywódca był tym nieco zmieszany, może nawet się martwił, bo Eo i Estar byli trochę dla niego jak dzieci. Kiedy wojna odebrała im ich poprzednią watahę, bliźniaki były ledwo pełnoletnie i Irrou się nimi zajął. Dał im własne miejsce, zaufanie, ponieważ znał ich już wcześniej, gdy pierwszy raz ich ciotka przyprowadziła malców do stada. Irrou traktował ich jak swoje dzieci, ale jednocześnie jako zaufanych członków watahy, na których polega. Dbali o siebie i o całą resztę wspólnie, więc nic dziwnego, że staruszek interesował się stanem Eo.

Doszły go słuchy o jego problemowym wilku, o jego bólach, częstych ucieczkach i wysłuchiwał kilku zeznań innych członków stada, którzy widzieli na żywo zachowanie czerwonookiego wilka, który nie potrafi zapanować nad bodźcami odbieranymi w lesie. Normalnie nie chciał się w to wtrącać, w końcu Eo ma już dwadzieścia pięć lat i nie jest szczeniakiem, nie raz udowadniał, że potrafi sam o siebie i o innych zadbać, więc pozwalał mu i tym się zająć. Wierzył, że dojrzy problem, z którym nawet on sobie nie poradzi i w końcu sięgnie po pomoc, którą oferowała mu Estar.

✓Kraina Naszej Przeszłości | BOOK 2Where stories live. Discover now