Część II - Troska | Rozdział XXXVI | Bezmyślny przeciwnik jest lepszy

409 46 10
                                    

połowa marca

Ciemne, otępiałe i głodne. Takie oczy wpatrywały się w Dariena i Rechiego, który znajdował się na grzbiecie Alfy, powstrzymując pisk, który chciał wymsknąć mu się z pyska. Strach ogarniał czarne ciało. Zdawał sobie sprawę, że wychudzone, nieco zmutowane genetycznie wilki są szybsze i silniejsze, a co chyba w tym wszystkim najważniejsze to, że ich była dwójka, a Darien sam, wymęczony noszeniem Omegi. W ich aktualnym stanie, Rechi na nic się nie przyda, nawet stać nie może o własnych siłach, a co dopiero uciekać. Darien również nie posiadał tej siły, co zawsze. Nie mógł upolować niczego większego przez ten czas niż zająć, czy norka. Osłabione ciała, które wolno się regenerowały bez potrzebnych składników, im to uniemożliwiały. W tej walce może i Alfa zrobiłby napastnikom wiecznie rany, przy szczęściu jednego udałoby mu się powalić, ale drugi na pewno rozszarpałby go przy najlepszej okazji, a pozbywając się życia z basiora, Omega stawał się całkowicie bezbronny. Mógł jedynie skomleć o litość, czego te Bestie nie byłyby w stanie zrozumieć.

Darien wykonywał bardzo powolne ruchy, nie odrywając spojrzenia od dwójki przeciwników. Mogli w każdej chwili rzucić się w ich kierunku, więc nie ryzykował zerknięciem w inną stronę. Prawie nie mrugał, by niczego nie przegapić.

Schodził nisko na łapach, a w myślach miał tylko powtarzające się słowa, by nie ruszyli biegiem. Zniżył się do takiego stopnia, że brzuchem szorował po ziemi, a wygłodniałe pyski oblizały się, robiąc jeden krok w ich stronę. Ślina ciekła im delikatnie, zęby wystawały poza szczękę, głównie kły, które opierały się na skórze pyska. Łapy mieli jak patyczki, było można dostrzec u nich wszystkie ścięgna i żyłki, ale wciąż przy górnej części kończyn można było zauważyć mięsień, dzięki któremu są w stanie szybko biec za swoją ofiarą.

— Zejdź ostrożnie, a potem postaraj się odjeść z ich pola widzenia, gdy zajmą się mną — padły słowa Alfy, który szeptał, mając cały czas na uwadze każdy nieoczekiwany ruch Bestii.

Rechille otworzył szerzej oczy, przytulając się na chwilę do jego grzbietu, po czym zsunął się z jego ciała. Z chorą łapą nie wyglądało to tak elegancko, jak mogło, ale udało mu się powstrzymać pisk lub syk bólu. Ostatnio jakikolwiek ruch łapą go powodował, chociaż pojawiała się ropa i pewnego rodzaju skorupa, która mogła oznaczać, że rana się goi. Jednak było zupełnie inaczej, bo nie robiła tego prawidłowo, pojawiająca się twarda otoczka przy nodze Omegi tylko sprawiała mu ból i pozwalała na większy dostęp zakażenia.

Sporadyczny sposób Alfy nie zdał swojego egzaminu, jakby była to znacznie mniejsza rana i Rechi byłby w stanie się sam regenerować. Ta zdolność u niego dziwnym trafem była nieaktywna, coś w genach nie pozwalało mu korzystać z pełnych możliwości wilkołaka. Skazywało go to na porażkę i doskonale to widział.

Uniósł się na trzech łapach, chorą podkulając, co wciąż sprawiało mu ból. Musiał napinać mięsień, w który mu się oberwało, ale był to znacznie mniej nieprzyjemne, niż gdyby miał położyć łapę na ziemi i spróbować oprzeć na niej ciężar podczas chodzenia. Rechi miał skulone uszy i z pomocą basiora wstał, opierając się o jego bok. Obaj byli wpatrzeni w kreatury przed nimi, a one w nich. O dziwo nie atakowały. Gapiły się, warczały, a ich całe działo drżało, jakby wystarczył jeden impuls, by puściły się biegiem z zębiskami.

— Idź — mruknął Alfa, przyjmując pozycję atakującą, jak jeden z napastników. Drugi wciąż był wyprostowany i tylko oblizywał się co jakiś czas.

— Dogonią mnie w tym s-stanie — szepnął przy jego szyi, w którą wtulał pysk. Wiedział, że gdy odejdzie, to będzie słuchał w oddali, jak te potwory zabijają Alfę, a następnie usłyszy drobny hałas podłoża. Będą biegły za nim, czując jego trop, aż nie dopadną go. Nie będą musiały daleko się zapędzać, bo Rechi przewidywał, że wielkiej odległości nie będzie w stanie zrobić pomiędzy nimi.

✓Kraina Naszej Przeszłości | BOOK 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz