Rozdział LXII | Na których mi zależy ponad własne życie

484 45 5
                                    

początek lutego

Sojusznicy An nie mogli czekać, aż wojsko Felicii, które już było w drodze, dotrze na ich tereny i to właśnie tutaj rozpęta się największe piekło. Eoco i Vamoi nie mogli pozwolić, by kolejny raz krew rozleje się na ziemiach Karavo. Tym razem czuli się gotowi i zwarci. Odczuwali strach, to było oczywiste i nieuniknione, ale również duma i siła płynęła w ich żyłach. Napędzani tym pragnieniem polowania kresu rządów egoistycznej Bety, ruszyli o świcie.

Ruszyli z Siwych Pysków, gdzie przeniosła się duża część Warsów na czas przygotowań. Piechotą wyruszyły także stada z Nowel i Sodeb: Strome Stoki, Artini i Leśne Wrota. Zrównali krok, by postawić swoje stopy na Raan jako pierwsi. Przeciwnik nie mógł przekroczyć swojej granicy, wtedy oznaczałoby to, że zdobywali niewielką przewagę, a i tak ją posiadali ze względu na liczebność. Więcej nie mogli uzyskać.

Nowa Przystań opuściła swój teren jako ostatni. Przywódca musiał dopiąć pewien plan na ostatni guzik i akurat bardzo ważne było jego ukończenie w pełni. Ten element miał pozwolić Annyi przedrzeć się do zamku, gdzie w swoje ręce pochwyci Felicię. Sama chciała wymierzyć sprawiedliwość, za wszystko co uczyniła i jak zniszczyła miejsce, w którym panowała, o które dbała. Wszystko obróciła do góry nogami, niszcząc wspomnienia i te grupy uśmiechów u mieszkańców, których tylko An tak bardzo chciała zadowolić.

Nie zawsze jej się to udawało ze względu na przyszywanego ojca Erisa. Utrudniał jej dostęp do wilków, nie mogła wiele zdziałać, ale robiła wszystko, by ich życie biegło jeszcze lepszymi ścieżkami. Felicia to zburzyła, wprowadzając dyktaturę i poglądy, które dyskryminowały tak ważny fragment społeczeństwa. Nie darowała jej tego, dlatego musiała za wszelką cenę dostać się do jej Królestwa. Collen szedł w linii An. Tej skrytej, na uboczu i w cieniu, by wesprzeć przyjaciółkę. Kasidy podarował w ręce Omeg i damskich Bet – ponieważ Leon dwa dni temu wsiadł na konia razem z Revanem i mając łzy w oczach, opuścił ziemie Siwych Pysków. Była bezpieczna wśród tych, którzy nie pchali się na krwawą jatkę, a ze spokojem czekali, aż ich ukochani wrócą do domu po zwycięstwie. Samice trwały razem w stadzie, w bezpiecznych chatach, dzielonych wspólnie i ze swoimi młodymi, dotrzymując towarzystwa pewnej Omedze, która niespodziewanie pokrzyżowała Rexowi plany.

Staruszek także miał ochotę uczestniczyć w tajemniczej misji An, ale będąc świadkiem, jak Erisowi nagle odeszły wody, a V nie był w stanie z nim zostać, postanowił na razie z nim pozostać i chociaż nie jest medykiem, to rodzina mu się przyda. Z jednej strony to nawet dobra sytuacja, bo spodziewał się, jak Vamoi lub Eoco są przeciwko jego wystąpieniu. Przecież bywał chorowity i zdecydowanie za stary na walkę.

W takim wypadku mógł dołączyć do pobratymców, gdy wszystko z Erisem i drugim szczenięciem V będzie w porządku bez niczyich i większych oporów w sprawie jego wieku.

Trzymał chłopaka za rękę, gdy z oczu płynęły mu łzy wywołane zarazem bólem i szczęściem. Odczuwał, jak daleko od niego jest jego Alfa. Powinien być przy nim, wspierać wilczą część i ujrzeć dziecko w najszybszym czasie. Jednak sprawa wojny ostatecznej była ponadto. Nie mógł zawieść tak ogromnej liczby wilkołaków. Potrzebowali go, jako lidera, przywódcę i głos, który będzie im powtarzał, że są wystarczająco silni. Tym razem nie pozwoli im się poddać. Historia nie zatoczy koła. Dla przyszłości swojej rodziny, dla ojca, który dawał całe swoje życie, dla każdego członka watahy, bo oni zasługiwali na szacunek, oraz dla tych więzionych, którzy wolność pamiętali ze wspomnień.

Eris podczas tego porodu znacznie częściej przeklinał niż za pierwszym razem. Był niespokojny, bo okropnie zamartwiał się o Vamoia. Z tyłu głowy cały czas go sobie przywoływał, chociaż powinien skupiać się na czymś innym. To było silniejsze od niego. Wilcza część tęskniła i tkwiła w strachu.

✓Kraina Naszej Przeszłości | BOOK 2Onde as histórias ganham vida. Descobre agora