Rozdział LV | Drobne zranienia przerodzą się w wielką bruzdę

390 48 7
                                    

koniec września

Chłopczyk został umieszczony w drżących z radości dłoniach Rechiego. Omedze od razu zaszkliły się oczy, gdy maluch otworzył usta, ale żaden dźwięk się z nich nie wydostał, po prostu poruszał delikatnie swoją buźką. Czarnowłosy pociągał cicho nosem, nie chcąc wydawać za dużo hałasu i sprawić, by szczenię zaczęło płakać. Tulił maleństwo do piersi i patrzył w jego szare, jednak bardziej jasnej barwy oczy: tak niepodobne do żadnego z nich.

Prawdopodobnie gen pochodził od nich obu, dobrze się wymieszały ze sobą korzenie, odnajdując ten odpowiedni ton w kolorze. Pamiętał doskonale, że Noore miał tęczówkę o turkusowym odcieniu, więc jasne oczy również zapisały się gdzieś w tej linii. W rodzinie Rechiego były same ciemne tęczówki i te wyjątkowe właśnie jego - intensywnie fiołkowe, również przekazane po dalszych korzeniach przodków. Takie rozwiązanie byłoby bardzo w ich stylu, więc nie miał wątpliwości, że płynie w maluchu dziwnie połączona krew, która stworzyła tak wspaniałe stworzenie.

Maluch miał już na głowie czarny meszek, który Rechiego ciekawił, gdy głaskał go i przejeżdżał po nim palcami. Zastanawiał się, czy taki pozostanie i będzie miał włosy krucze po nim, czy jednak z wiekiem zaczną przybierać brązową barwę i będzie przypominał bardziej Dariena. Jest Alfą, więc najważniejszą cechę otrzymał od ojca, mógłby resztę w rekompensacie wziąć od matki. Omega bardzo chciał dostrzec jak najwięcej podobieństw. Zaczął wyprzedzać przyszłość, snuć domyślenia o jego charakterze i odziedziczonej naturze, o wilczej formie. Dosłownie wszystko wpadało mu do głowy. Nie mógł się doczekać, jak będzie obserwował każdy krok swojego dziecka.

— Kiedy już wrócisz do pełni sił, po takim długim... stanie pomiędzy światami... twoje ciało się ureguluje i znów dostosuje. Będziesz mógł na spokojnie karmić swoje młode. To tylko chwilowy problem ze względu na zdrowie — tłumaczyła, poprawiając przy okazji poduchę, którą miał pod głową.

Była nadopiekuńcza w ich stosunku. Czuła obowiązek ochrony i zadbania o bezpieczeństwo nowych. Mieszkańcy wioski Chi zazwyczaj kojarzyli się z outsiderami, którzy najlepiej w nic by się nie angażowali. Ariada była wyjątkiem, matką wszystkich, dając wiosce nowe wartości i pęd do życia.

Dziewczyna nie chciałaby, żeby szczeniakowi lub Omedze coś się stało, ale taki temperament, jaki prezentował chłopak w nocy, trudno jest okiełznać, tym bardziej że wszystko jej się kłóciło z obserwacjami. Nie potrafiła ich zrozumieć i ułożyć to sobie w spójną całość. Postanowiła odpuścić przesłuchanie w środku nocy, ponieważ Omega i tak potrzebował odpoczynku. Przebudzenie po takim czasie jest wykańczające, zwłaszcza że trzeba wrócić do naturalnego trybu egzystowania. Ariada zdecydowała się przeprowadzić to po południu, gdy Rechille wystarczająco zaspokoił swój matczyny instynkt i nie był taki rozdrażniony, a zarazem Darien nie znajdował się w tym samym pomieszczeniu.

Uważała, że w ten sposób nie dowie się niczego konkretnego i szczerego, ponieważ strach przed mężczyzną nie pozwoli Omedze powiedzieć prawdziwej wersji wydarzeń, a jedynie zacznie kryć go, nie chcąc spotkać się z jego gniewem i kolejnym skrzywdzeniem. Musiała odciąć Alfę na pewien okres czasu i pomówić z chłopakiem w cztery oczy, bez żadnych stresujących momentów i niepotrzebnych gapiów.

— To... może teraz porozmawiamy trochę konkretniej? — zaproponowała, przysiadając się na kozetce, nie spuszczając malucha z oczu.

Był rozkoszny w swojej niemowlęcej nieporadności. Delikatny i tak łatwy do zranienia, a jednak w przyszłości miał się stać silnym Alfą, być może bezwzględnym, mając w swojej krwi geny mężczyzny, którego medyczka zdążyła już trochę poznać.

✓Kraina Naszej Przeszłości | BOOK 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz