Rozdział XLII | Czas, w którym się nie znamy

438 43 7
                                    

połowa maja

Gorące ciało przylegało blisko, uczucie inne niż jakiekolwiek przedtem. Żar rozpalony na skórze, serce uderzające nierówny, szalenie głośny rytm i dotyk, który doprowadzał do niekontrolowanych westchnień.

Wilcza część nie opierała się, sama ciągnęła do tego rodzaju bliskości. Księżyc w pełni błyszczał na wysokości, uwalniając pierwotne instynkty, które własnymi prawami decydują o dalszym losie. Jego przyszłość była już spleciona z inną. Dusza, ciało i umysł należały tylko i wyłącznie do niego, a podczas tej nocy sięgnął po to.

Trzymał mocno i nie wypuszczał z rąk, delikatną skórę atakując zębami, by pozostawić więcej widocznych śladów. Pragnęli siebie nawzajem, nic nie mogło rozdzielić teraz ich ciał. Żadna blokada w głowie, rozsądek zniknął w głębi, zastąpiony uczuciem połączenia, którego Omega nigdy wcześniej nie doświadczył.

Miał przy sobie mężczyznę, który został mu przypisany na wieczność, widział go i tej nocy nie czuł obrzydzenia, czy niechęci do jego osoby. Pragnął go poczuć, otrzymać od niego każdego rodzaju doznanie i pieszczotę, których podobne wspomnienia przewijają się daleko w przeszłości, gdy nie przypominał siebie, gdy nie mógł nim być.

Wtedy nie był kochany, robił za zabawkę, towar łatwy do sprzedania i zmanipulowania. Tester czegoś paskudnego, co odbierało mu świadomość, a każdy dzień pozostawał w pamięci cieniem prawdziwego życia. Teraz również nie odczuwał miłości ze strony drugiej osoby, nie kochał się z nim, to jedynie zwierzęca, dzika intymność, którą stymuluje księżyc i ten odznaczający się na szyi chłopaka znak.

Jęki wydobywały się z jego ust, a pchnięcia docierały do przyjemnego punktu, pod którego wpływem wyginał się, mocniej zaciskając dłonie na ramionach bruneta. Myśli walczyły ze sobą, mętlik pochłaniał go, gdy uczucie błogości spowodowane było nimi innym, jak tym Alfą. Świadomość o swojej bezsilności i krzywdzie, jaką wyrządza, sprawiła, że z rozmarzonych oczu nagle zaczęły spływać łzy. Docierało do niego, jak bardzo nie potrafi oprzeć się swojej wilczej naturze i jak okropnym jest człowiekiem, zgadzając się na to wszystko, a wręcz łaknąc, by było jeszcze bliżej.

Niski warkot wyrwał go z myśli, a uczucie pustki zmieszało. Otworzył oczy, spoglądając w te niebywale jasne i teraz nadzwyczaj zirytowane tęczówki. Czując zapach Alfy, skulił się. Był mu nieznany, nie potrafił go do niczego przypisać, ale uczucie było zarazem podniecające, jak i nużące. Odczuwał ciężkość na duszy, chęć oddania się i odpuszczenie jakiejkolwiek walki. Wydawał się wyprany ze swojej energii, polegając tylko na tej, którą daje mu Revan. Ten zapach działał hipnotyzująco, można rzec, że gdyby nie pełnia i wilcza ekscytacja, to nawet usypiająco.

— Jak masz płakać, to nie w moją stronę — burknął Alfa, ścierając krople łez, które miał na wargach. Oczy chłopaka robiły się zaczerwienione, a ten widok ani trochę nie podniecał Węża. Postanowił się go pozbyć.

Mężczyzna jednym, sprawnym ruchem obrócił Leona na brzuch, umieszczając swoje dłonie na jego biodrach  i wchodząc w niego bez uprzedzenia. Nie poświęcał czasu na przyzwyczajanie, od razu zaczynał, nachylając się nad szyją i odsuwając nieco loki z miejsca oznaczenia. Dotyk w tamtym miejscu był dla Leona tak silnym uczuciem, którego nie mógł do niczego porównać, że za pierwszym razem zapiszczał, cały się napinając. Łzy pod wpływem chwili znów popłynęły, ale tym razem Revan już ich nie widział, więc mu nie przeszkadzały. Mógł je zignorować i skupić się na swojej przyjemności, do której dążyła wilcza część.

✓Kraina Naszej Przeszłości | BOOK 2Where stories live. Discover now