Rozdział XLVII | Co chwilę wysyłasz sprzeczne sygnały

339 43 14
                                    

połowa lipca

Minęło południe. Versa od czasu egzekucji swojego ojca jest zamknięta w klinice i pod stalą obserwacją głównej medyczki. Dziewczyna czuła się okropnie, nie miała żadnych sił, ani chęci do życia. Wstrząsnął nią widok krwi i upadającej głowy mężczyzny. Była w tamtym momencie gotowa zabić sprawcę, zrobić to, co on, a nawet coś znacznie gorszego, byle tylko cierpiał. Jednak gdy trafiła do chaty medyków i dostała silne środki uspokajające, wszystko się w niej obróciło. Straciła temperament i odwagę na czyn obrazowany we własnych myślach. Chciała się tylko rozpłakać jak małe dziecko i by cały świat się zapadł pod jej nogami. Nie miała ochoty żyć, budzić się następnego dnia i widzieć twarzy innych wilków, które przeżyły.

Bała się nawet tego, że sam widok Eoco na pozycji przywódcy będzie jej przeszkadzał. Nie chciała go nienawidzić. Uważała od zawsze za starszego brata, jak przyjaciela, a po słowach jej ojca jest w stanie myśleć tylko o tym, że będzie miał go zastąpić, jakby Irrou już nie istniał i nikt o nim nie pamiętał.

— Nie możesz się tym zadręczać — kobieta położyła dłoń na ramieniu Omegi. Podała jej kubek z napojem. Wywar miał działać na stres, ale nie chciała już dawać jej dużej ilości leczniczych ziół, które mają silne skutki. Taka ilość może stać się niebezpieczna — Irrou zrobił to, co w tej chwili było najlepsze — zapewniała ją.

— Najlepsze? Najlepsze dla kogo do cholery?! — warknęła, odstawiając z impetem kubek. Nie pękł, ale uderzenie nie należało do lekkich.

— Dla stada — Głos znachorki był spokojny, trochę irytujący w swojej delikatności. W tej chwili Versa nie chciała słyszeć pięknych, budujących słów, które na siłę miały poprawiać jej humor. Tylko się denerwowała.

Teraz wszyscy wydawali jej się intruzami i że kompletnie nie są w stanie sobie wyobrazić, co czuje. W jednej sekundzie świat obrócił się przeciwko niej. Straciła ojca, obserwowała, jak Alfy zanoszą jego ciało, by przygotować do modlitwy, a następnie pogrzeb. Dokładnie widziała, gdy Revan chwytał jego głowę i przyglądał się cięciu, które wykonał. Omega czuła się bezsilna, ale jednocześnie wydawała się wyprana z emocji. Patrzyła na to i nie miała żadnych szaleńczych odruchów, widziała to jak przez mgłę lub po drogiej stronie szkła. Całość spłynęła na nią, gdy wilki w końcu postanowiły się rozejść, a Eoco ruszył w kierunku Węża. Wtedy dziewczyna miała nogi jak z waty, a serce jakby miało jej stanąć w miejscu. Żołądek robił fikołki i niewiele brakowało, a zwymiotowałaby w ramionach Noore i Patricka.

— Gdzie to jest niby najlepsze dla stada? On nie żyje! Wataha już nie ma wodza! — wyrzuciła ręce w górę i odtrąciła dłonie kobiety, gdy ta spróbowała ją uspokoić.

— Gdyby nie jego poświęcenie, mogłoby stać się coś strasznego. Każdy byłby zagrożony.

— Nie broń tej poronionej decyzji! Może jeszcze mi będziesz wmawiać, że ten pieprzony morderca zachował się ze słusznością!? — zeskoczyła z blatu i przepchnęła się w kierunku wyjścia. Ogarnęła nią złość i nie chciała dłużej patrzeć na przełożoną. W tej chwili nie była jej mentorką, a powodem, przez który miała ochotę jeszcze więcej płakać. Ta rana tak szybko się nie zagoi, a wspomnienie jedynie będzie ją na nowo otwierać i powodować mocniejszy krwotok.

Omega dopadła do drzwi i szarpnęła je, by wydostać się na zewnątrz. Przebywanie w czterech ścianach zaczęło ją dobijać i nadzwyczaj irytować. Znachora ruszyła do niej, ale od razu przystanęła, gdy w przejściu Versa zderzyła się z Patrickem i Noore. Wyższy Alfa był uwieszony na barku ukochanego. Słaniał się na nogach, był zgięty w pół i trzymał w okolicach klatki piersiowej.

✓Kraina Naszej Przeszłości | BOOK 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz