Rozdział XL | Wilk był całkowicie czymś odrębnym

362 38 20
                                    

koniec kwietnia

Pierwszy dzień w królewskim pałacu to właściwie była czysta oprowadzanka po okolicy. Wycieczka po każdym ciekawszym zakątku i trochę historii ze strony ostatnich nieprzyjemnych wydarzeń, jakie miały miejsce w Farenee. Na szczęście Królestwo szybko pięło się w górę i już trudno było zauważyć jak upadło po ataku paskudnych kreatur. Każda „rana" została zatamowana i wyklepana, a ślady dokładnie zatarte. Jedynie pozostały słowa, które o dziwo Cassio wypowiadał z dumą, jakby to starcie było ich zwycięstwem, a nie klęską pełną płomieni.

Lunoes nawet się tym nie interesował. Robił dobrą minę, taką by Książę uwierzył, że go słucha i się w tym pochłonął. Jednak tak naprawdę każde kolejne słowo, które wpadało mu do ucha, wypadało drugim, nie pozostawiając nic w jego pamięci. Takie informacje były mu całkowicie zbędne, ale nie mógł się pozbyć rudowłosego Alfy tak po prosto na żądanie. Był w końcu władcą i dawał mu przytulny pokój w zamku, co prawda w części dla personelu, ale na pewno miał wyższe standardy niż samo centrum Królestwa, gdzie i tak panowały bardziej luksusowe domostwa i niejedne szlacheckie dzielnice.

Mężczyzna zwyczajnie go ignorował, pozwalał mu mówić, co jakiś czas mrucząc pod nosem, że niby wciąż utrzymuje kontakt, ale myślami był całkowicie gdzie indziej. Już tylko czekał, aż zostawi go w spokoju, by mógł się swobodnie poruszać po terenie i nareszcie załatwić to, na co się nastawiał. Nie miał pewności, że sytuacja mu na to pozwoli, że w ogóle znajdzie w tym miejscu to, czego poszukuje, ale musiał zakładać najgorsze. To gdzieś tam jest i może wpaść w niepowołane ręce, zostać wykorzystane, a wtedy dopiero spadnie klęska na mieszkańców. Nie tylko samego Królestwa Farenee, ale całego północnego lądu.

Książę uczepił się go do samego wieczoru, więc dopiero wtedy wybrał się do miasta. Wcale nie był zaskoczony, że w jego kierunku padały zaskoczone i skrzywione spojrzenia. Nie była to nowość, w porcie było identycznie, ale ze względu na towar, który miał przed sobą, ludzie przymykali oczy na jego podejrzany i nieznany im wygląd. Teraz było tak samo, wszyscy zerkali i szeptali pomiędzy sobą. Luno nie reagował, szedł przed siebie, jakby dookoła nikogo nie było.

Wchodził do miejscowych bibliotek, by zajrzeć w dział historyczny, ale jego oczom nie ukazało się nic godnego uwagi i coś, na czym powinien zawiesić spojrzenie na dłużej. To nie jest rzecz, której szukał, ale z jednej strony to było całkiem dobre rozwiązanie. Nie pozwalał na myśl, że mógł coś przegapić, wyczułby na pewno, więc od razu odetchnął z ulgą, że nic w Królestwie nie znalazł. Jednak zostało jeszcze jedno miejsce, którego nie mógł zbadać wieczorem, ponieważ już było zamknięte. To główna biblioteka, która znajdowała się w całym zamku.

Wybrał się do niej dopiero dnia następnego. Po śniadaniu od razu ruszył w kierunku biblioteki i podszedł do kobiety, która siedziała przy ogromnym biurku, mając duży spis odwiedzających. Oczywiście musiał się zapisać, inaczej nie wpuściliby go dalej, ale to nie był żaden problem. Nie miało to znaczenia, czy w spisie będzie widnieć jego imię. Nikt go tutaj nie zna, zaraz zniknie niczym cień, a jeżeli załatwi to, do czego został powołany, to zmyje się nawet prędzej, nie zostawiając po sobie domyślnego śladu.

Wszedł w dział historyczny. Na tym mu zależało, bo tylko tutaj powinien szukać celu. Przejrzał regały, dokładnie obserwował księgi i czytał tytuły, by do niektórych zajrzeć, jeżeli brzmiały podejrzanie i prawdopodobnie. Dużo czasu tam spędził, aż myśląc, że niczego naprawdę tutaj nie ma i nie musi się martwić robotą. Dobrze, że jest sumienny i wszystko dociąga do końca. Przejrzał dokładnie każdy zakamarek i słusznie.

✓Kraina Naszej Przeszłości | BOOK 2Where stories live. Discover now