Rozdział LXIII | Nieśmiertelna wola walki, ale to coś głębszego

374 47 11
                                    

początek lutego

Trudno powiedzieć, czy to fala śniegu, czy podmuch ostrego jak brzytwa lodu, ale dwie masy na pierwszy rzut oka nic się od siebie nie różniące, połączyły się w jedność, tworząc wirującą śnieżycę, napędzaną krzykiem i kolorem czerwieni. Biel przybierała brudny odcień, będący znakiem poświęcenia, oddania i trofeum. Rany chociaż otwarte, to nie miały znaczenia w tej niezrozumiałej agonii. Każdy z każdym krzyżuje spojrzenia, bronie i duszę wilka, ledwo rozpoznając swoich własnych. Łatwo o krzywdę i pomyłkę, ale nikt się tym nie przejmował. Liczyło się zwycięstwo, po które każda ze stron sięgała zachłannie.

Przemienieni i ci w ludzkiej skórze. Bez ograniczeń i zasad moralności. Godność nie wchodziła w grę, gdy Felicia miała tak wiele do stracenia. Wszystkie zagrywki były dostępne i jak najbardziej spychane w łapy wojska. Kazała im okazać brutalność i wyrządzić jak najwięcej krzywd, by tylko żałowali, że nie okazano im łaski.

Nie wszystkich miała spotkać śmierć. Względnie silne jednostki były przeznaczone do przedstawienia nauczki reszcie. Ich ciała miały posłużyć za płótno, na którym dojrzeliby cierpienie, jakie potrafi wyrządzić świadomość. Jakże ogromny ból się odczuwa, gdy odebrano ci wszystko i wszystkich? Najbliżsi w rękach wroga, to najgorsza kara każdego, kto rzeczywiście posiada serce i jest w stanie kochać.

Zebrane wilki, które walczyły po stronie Annyi, miały nie tylko na celu ukrócić rządy szatynki, ale również wyswobodzić się z presji, jaką narzucała na ich stada. Atak od niej był nie do przewidzenia i niemożliwy do obrony. Prawie każdy dzień to było pytanie: czy jednak pojawi się dzisiaj i zniszczy nam życie?

Pragnęli wygrać wolność i dać swoim partnerom - Omegom - szansę na życie bez konieczności strachu, że pewnego dnia zostanie odebrane im wszystko, a sami skończą w zimnych lochach pozbawieni statusu wartości i człowieka. Nie chcieli być tylko narzędziem jej zachcianek i kawałkiem mięsa, który zadowoli jej prawdziwą siłę.

Poświęcała siebie tylko w okresie, gdy u władzy był Anthony. Po jego niezidentyfikowanej śmierci – bo właśnie taką wersję usłyszało Raan i sojusz w Tentil – przestała polegać na swoich stratach, a jedynie czerpać z innych. Oni to robią bez przerwy, a Królowej już nie stać na odrobinę bólu, by osiągnąć coś więcej. Szukała rozwiązań, w których to cała reszta będzie zapłatą za jej plany.

Spora część wilków już poległa, zanim Vamoi, Clara i Alex dotarli do dawnego Morskiego Oka, by wyswobodzić pierwszą grupę, trzymaną najbliżej ruin zamku. An, Balc i Collen również nie zdążyli jeszcze dotrzeć do zamku głównego, na który zamierzali się wspiąć i dyskretnie wpuścić blondynkę do środka, by rozprawiła się z przywódczynią raz na zawsze.

Walka naprawdę była intensywna i chociaż wszyscy byli na nią przygotowani psychicznie, doskonale wiedzieli, jak to wygląda i z czym wiąże, to widok upadających ciał znajomych i osób, których mijało się na co dzień, bywał kolejnym ciosem.

Bezwzględni żołnierze Felicii wydawali się nieporuszeni obrotem spraw, ponieważ bitwa była zrównoważona. Pojedyncze jednostki może przejęły się losem swoich pobratymców, ale zdecydowana większość jakby miała serca z lodu, które albo nie dadzą się ogrzać; albo roztopią się i utracą je doszczętnie.

___

Pozbawienie czterech strażników życia nie stanowiło większego problemu. Vamoi posiadał siłę, a jego wilk był wściekły. Chłonął energię i aurę osób wokół. Karmił się jednocześnie strachem i triumfem, dlatego znacznie lepiej wyczuwał zapachy i mógł spodziewać się kolejnych ataków. Przewidywał następne ruchy, pozwalając Clarze i Alexowi dostać się do środka lochów.

✓Kraina Naszej Przeszłości | BOOK 2Where stories live. Discover now