Rozdział XIII | Znów uda mu się zapomnieć o przeszłości

403 56 19
                                    

Kraty były zimne, tak samo jak ściany i podłoga. Przez okna, które pozwalały ujrzeć skrawek nieba, docierał chłodny wiatr. Wszystko było lodowate i nieprzyjemne. Każdy dzień równie monotonny i męczący. Minimalny posiłek, który pozwala przetrwać, również stawał się obrzydliwy. Nawet głód nie był w stanie tego powstrzymać i oszukać umysłu.

Rechille miał po swojej jednej stronie jakiegoś Betę. Jednego z tych, którzy jechali tą samą grupą powozów co on. Nie był za bardzo rozmowny, jedynie kilka odmruknięć w jego stronę i odwracał się całkowicie, nie mając ochoty na jakąkolwiek kontynuację czy wykrzesanie z siebie większej ilości słów. To już nawet ciemnobrązowy Alfa był bardziej rozmowny na początku ich znajomosci niż nowo poznany wilk, który ma na pierwszy rzut oka mniejszy grymas i łagodniejszy wizualnie pysk.

Jego rozmowność jednak nabrała całkiem innego znaczenia. Mijały dni, a Beta zaczynał rozmawiać sam ze sobą i to nie w sposób, w który mniej więcej każdy czasami musi się do siebie odezwać, ale tak... natarczywie. Prowadził dyskusje, mruczał pod nosem i trochę irytował innych dookoła. Rechi nie miał już ochoty zaczynać kolejny raz, podejmować próby jakiejkolwiek komunikacji z wilkiem, najwidoczniej ze sobą dogaduje mu się najlepiej.

Darien parę razy na niego warczał, jak ochota na pogawędki brała mu się w środku nocy. Inni też coś mruczeli czy fukali, ale nikt się nie odważył powiedzieć czegoś głośno w jego kierunku, ponieważ strażnicy porozrzucani po całym budynku reagowali nadzwyczaj agresywnie na zbyt głośne zachowanie. Będąc w ludzkich formach nie rozumieli tego, co wilki przekazywały między sobą, więc bardzo nie podobał im się hałas, który robiły, bo wtedy czuli, że tracili kontrolę nad więźniami.

Zbliżała się końcówka października, a przynajmniej tak wynikało z obliczeń jednej damskiej Alfy, która pazurami rysowała każdego dnia kreski. Siedzieli więc w tych klatkach już spory kawał czasu, a nadal nie wiedzieli dlaczego i co będzie dalej. Przeczuwali, że zostaną w nich tylko kilka dni, a potem dołączą do tych osobników, które widzieli na wybiegach.

Tak się nie stało. Ludzie tylko do nich przychodzili dawać im jedzenie lub picie, i to też w takich nędznych ilościach, które spowodowały, że Rechiemu znacznie zmniejszył się żołądek. Nie było to nic przyjemnego, ale przynajmniej coś dostawali, więc narzekać też nie mógł. Żył i najprawdopodobniej nie pozwoliliby mu umrzeć, nawet gdyby bardzo tego chciał. Mają w tym jakiś swój cel, ale do teraz nikt nie był w stanie dowiedzieć się jaki. Podsłuchiwanie nic nie dało, bo żadnego słowa nie byli w stanie zrozumieć. Strażnicy równie dobrze mogli rozmawiać o pogodzie, bo ton niczego konkretnego nie zdradzał. Nikt nie ryzykował przemianą w człowieka, niektórzy mieli znacznie mniej swobody niż Rechille, który jedynie przypięty był liną do marmurowej ściany, a dokładniej do obręczy umieszczonej w niej.

Pojedyncze jednostki miały owinięte pyski na tyle, by mogły je otworzyć do próby skonsumowania czegoś lub napicia się, a jeszcze inni byli przypięci kilkoma linami, dodatkowymi łańcuchami i to w taki sposób, by nie mieli za dużo swobody ruchu. Raczej nie mogli podejść maksymalnie do krat, bo przewróciliby się o swoje własne łapy. W takim wypadku lepiej nie ryzykować przemianą, bo mogłoby połamać im kończyny, które wcale zdrowo by się nie zrosły, a mężczyźni, którzy ich tutaj więzili, napewno nie podjęliby się żadnej próby pomocy.

Być może nie dopuszczają, by ktoś zmarł z pragnienia i głodu, ale zapewne gdy ktoś sam się prosi o kłopoty, to nie interweniują. Nie ma sensu się babrać z wilkiem, który w przyszłości na pewno przysporzy im jeszcze większych zmartwień czy problemów. Pozwalają im zdechnąć jak zwykłym zwierzętom. Właśnie tak ich tutaj traktowali, jak zwykłe bydło. Nie mieli wartości wilkołaka, jak wszyscy mieszkańcy tego dużego miasta, być może nawet mianowane jest Królestwem, ale to nie miało znaczenia. Ważne było tylko to, że porywacze, a może lepszą nazwą byłoby - łowcy - nie uważają wilkołaków w klatkach za ten sam gatunek. Tyle Rechille z Darienem zaobserwowali przez ten czas, który spędzili w budynku. Byli gorszym sortem, dzikim, któremu nie należy się szacunek czy jakiekolwiek prawo do decydowaniu o życiu. To oni teraz o nich decydowali.

✓Kraina Naszej Przeszłości | BOOK 2Where stories live. Discover now