Rozdział LIX | Pamiętam o nim, ale już nie ulegam ze strachu

414 52 8
                                    

połowa grudnia

Rechille nie mógł się przez dłuższy czas uspokoić. Jego serce biło jak szalone, a oddech wariował, doprowadzając momentami do utraty tchu. Omega drżał w ramionach mężczyzny, czując jego dłonie na plecach, które starały się go ukoić. Zapach Alfy jednocześnie go stresował i rozluźniał, to było dziwne połączenie. Nie wiedział, jak się odnaleźć w tej sytuacji, bo naprawdę nie chciał, odrzucać od siebie Dariena, jakby znów stał się w jego oczach najgorszym potworem, którego nienawidzi.

Wcale tak nie było, ale nieznana bariera blokowała jego umysł i ruchy. Odczuwał strach, chciał uciec, ale wiedział, że to będzie paskudnie wyglądać dla Alfy. Sam go do siebie przyciągał, kusił i zapewniał, że jest pewien, a tutaj taka bariera. Nie miał pojęcia, skąd się wzięła i dlaczego tak nagle się w nim uaktywniła. Był wściekły sam na siebie, bo dostrzegał zraniony wzrok mężczyzny. Musiał to wziąć do siebie.

Odruchowo Omega próbował się zakryć rękoma, wzrok go palił, nagle wydawało się, że obnażył przed Darienem swoją słabą stronę. Stał się kruchy, delikatny i rozbity, gdy tylko demony wspomnień nawiedzały jego myśli. Ledwo powstrzymywał płacz, który cisnął mu się do oczu. Naprawdę chciał to zatrzymać, ale nie potrafił, bo pochłaniał go strach. Czuł zapach krwi, chociaż jej tam nie było, mięśnie go piekły, a wewnątrz atakował go kłujący ból. Wszystko działo się identycznie jak tamtego, okropnego dnia, myśli dokładnie odwzorowywały sytuacje i jego odczucia. Były namacalne i przypominały, jak wiele cierpienia przetrwał.

Alfa pomógł mu, narzucając na trzęsące się ciało ciepłe futra i odsunął się od niego, zbierając swoje ubrania z ziemi. Gdy Rechi zaczynał miarowo brać powietrze do płuc i wypuszczać je już bez szarpnięć, postanowił wyjść. Jego wilcza część została ostudzona tą sytuacją. Sam poczuł się jak w klatce, ponieważ atakowała go wina za jego stan. Wiedział, że to trauma, której był powodem.

Wcześniej nie dawała o sobie znać, aż do tego czasu, gdy miało dojść do stosunku. Mózg i każdy element organizmu chłopaka zapamiętał ten dzień na swój sposób. Kierował się bodźcami, zapachem, specjalnym dotykiem, dźwiękiem i obrazem podobnym. Wszystko to się skumulowało i uwolniło paraliż, który kazał mu tylko się ukryć i nie dać więcej dotknąć przez Dariena.

Otworzył drzwi od sypialni, chcąc udać się do tych głównych i wyjść z chaty, by zaszyć się w lesie. Tak będzie najbezpieczniej. Nie powinien tutaj zostawać. Jego obecność stresuje Omegę, a musi czuć się dobrze dla Carsena. Maluch na razie śpi, ale w każdej chwili może się przebudzić i będzie potrzebował matki. Jeżeli stan psychiczny chłopaka się nie uspokoi i unormuje, to ucierpi także on, a na to nie może pozwolić. Szczenię nie miało doświadczyć cierpienia.

— Darien...! — krzyknął, by zwrócić na siebie uwagę. Skulił się na łóżku, ciasno owijając się kocem. Było widać tylko nos i fiołkowe oczy, które stały się zaczerwienione i opuchnięte od łez.

Mężczyzna odwrócił się, by z bólem spojrzeć na Omegę. Nie chciał zostawać dłużej niż to konieczne. Musiał okazać się tą osobą decyzyjną, bo w innym wypadku mogłoby wyniknąć z tego coś jeszcze gorszego, a tego by sobie już nie wybaczył. Nawet tamtego sobie nie wybaczył, chociaż Rechille twierdził, że on był w stanie, więc Alfa powinien spróbować dać sobie samemu szansę. Jednak wina zżerała go od środka i gdzieś czaiła się w tle. Dzisiaj mógł dostrzec, że na nieszczęście się nie mylił i niestety ogromny ślad pozostawił na duszy chłopaka.

— Ja... nie wiem... przepraszam... — mruczał pod nosem, zasłaniając twarz i przecierając oczy. Robił się senny, przynajmniej w ten sposób strach z niego ulatywał. Wspomnienia zanikały, nie lękał się, mógł odetchnąć z ulgą i odpocząć.

✓Kraina Naszej Przeszłości | BOOK 2Where stories live. Discover now