Rozdział 12

534 102 42
                                    

przyjemnej lektury, motylki — wika

przyjemnej lektury, motylki — wika

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

—❀—

Rok 1495, Pałac Gyeongbok

Pod koniec zimy, kiedy topniejący śnieg podsycał wody w pobliżu Hanseongu, wypędzając je z łożysk, by pozalewały brzegi, król Yeonsan podjął jedną z najważniejszych decyzji w jego ledwie dziewiętnastoletnim życiu. Pragnął zrobić to od dawien dawna, wcześniej jednak, gdy był księciem koronnym, myśl spędzająca mu sen z powiek mogła tlić się wyłącznie jako marzenie.

Postanowił wreszcie uhonorować swoją zmarłą matkę pośmiertnym tytułem, którego nie nadano jej z uwagi na detronizację. Chciał zmienić także tytuł jej grobowca, a na koniec odprawić dla niej rytuał ofiarny razem z rytuałem króla Seongjonga.

Nie spodobało się to Radzie Stanu, zgłaszającej przeciw już w kilkanaście sekund po ogłoszeniu zamiarów młodego monarchy. Z szeregu zaczęli występować zaambarasowani czy też nawet rozeźleni ministrowie.

— Wasza Wysokość! Zdetronizowana królowa ośmieliła się skaleczyć twarz Wielkiego Króla Seongjonga!

— Wasza Wysokość, to zezłości Niebiosa!

— Wasza Wysokość powinien myśleć racjonalnie, tu chodzi o zdrajczynię...

— Dosyć! — Chrapliwy głos Yunga przerwał szum zażaleń. Mężczyzna zerwał się na równe nogi, zaciskając pięści. Oczy miał szeroko otwarte, świdrował nimi starszyznę ubraną w czerwień i granat, oddychając ciężko przez nos. — Zapominacie, że mówicie o mojej matce. Matce waszego króla! — dodał z emfazą.

Nie chciał i nie zamierzał ich słuchać, a wszelkie słowa sprzeciwu traktował z coraz to większym gniewem. W końcu uderzył pięścią w oparcie tronu, tym samym zakańczając królewską audiencję. Jeszcze zanim wyszedł z sali Sajeongjeon, wskazał palcem na jednego z ministrów, rozkazując mu, aby natychmiast zajął się on przygotowaniem rytuału ofiarnego. Kategorycznie nie przyjmował sprzeciwu.

Potem skierował się żwawym krokiem do swojej komnaty, pozostawiając biedną służbę w tyle. Niezmiernie trudno było dotrzymywać mu tempa, zwłaszcza kiedy się denerwował — choć był drobny i niski, mierząc nieco ponad siedem cheok, nogami przebierał tak chyżo, jakby zaraz miał rzucić się do biegu. Podeszwy czarnych, sięgających połowy łydki butów stukały o kamienną ścieżkę, a dół czerwonej szaty kołysał się wraz z każdym krokiem, odkrywając beżowe spodnie obszyte brokatowymi nićmi.

Wparowawszy do komnaty, uniósł wyprostowane ręce na boki, by służący jak najszybciej pozbawił go ciężkiego pasa i pomógł mu się rozebrać. Zdjął również nakrycie głowy, a gdy miał już zamiar narzucić na ramiona błękitny szlafrok, do jego uszu dotarł głos jednej z dwórek.

— Przybywa minister Im Sahong!

— Zaczekać... — odparł Yung, marszcząc brwi. Zmuszony do ponownego ubrania się w królewską szatę westchnął ciężko, po czym zajął miejsce przy niskim stole, rozsiadając się na swoim łożu. — Proszę go wpuścić.

MÈNG DIÉWhere stories live. Discover now