Rozdział 19

505 87 28
                                    

przyjemnej lektury, motylki — wika

przyjemnej lektury, motylki — wika

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

—❀—

Rok 1495, Pałac Gyeongbok

Ostatnie chwile wiosny Nabi zapamiętał jako wyjątkowo suche — niebo od tak dawna nie rosiło ziemi, że ta zaczynała przypominać spękaną skorupę. Nie było to korzystne ani dla roślin, które już na początku wegetacji zmagały się z brakiem uwilgotnienia, ani dla ludzi, przerażonych skutkami katastrofalnej suszy. Nabi, któremu dane było spędzać te dni na robotach fizycznych na zewnątrz Departamentu Królewskich Kąpieli — zajmując się choćby praniem — odczuł oznaki piekielnego słońca na własnej skórze.

Skronie i kark bez przerwy miał lepkie od potu, który ścierał ledwie zwilżoną szmatką. Ciemne włosy zdążyły nabrać kilku jaśniejszych pasemek, ale w żaden sposób nie chroniły jego głowy przed padającymi bez przerwy promieniami słonecznymi. Od ciągłego przebywania na świeżym powietrzu i braku cienia jego skóra przybrała barwę zbliżoną do pochrzynu, a na nosie i policzkach była niemal bordowa. Młodzieniec starał się minimalizować konsekwencje upału, wieczorami nakładając na twarz aloes, ale nie zawsze miał do niego dostęp. Odkąd wrócił do Departamentu Królewskich Kąpieli, nie pozwalano mu przygotowywać mikstur, którymi zajmował się wcześniej, a na jego barkach znalazły się znacznie cięższe prace fizyczne.

Rany zdobiące jego plecy nie zdążyły się jeszcze w pełni zagoić. Nie miał dostępu do maści, w dodatku dzielił komnatę z innymi damami dworu, przez co brakowało mu prywatności. Przebieranie się sprawiało mu ogromną trudność — każde otarcie materiału o podrażnioną skórę wywoływało nieprzyjemne pieczenie, a przez noszenie tylu warstw ubrań w tak wysokie upały skórę miał bez przerwy spoconą.

Stres nie opuszczał go ani na moment, zwłaszcza w chwilach, gdy musiał pozbyć się szat, aby przemyć cało bądź założyć nowe ubrania. Robił to jak najprędzej, wstrzymując ściśnięty w płucach oddech, a gdy tylko słyszał dobiegające z korytarza kroki, w jego oczach stawały gorące łzy. Bał się.

W bezsenne noce myślał o Yungu. Zastanawiał się, jak sobie radzi i czy czuje do niego żal. Nie chciał, aby ich drogi rozeszły się w ten sposób, jednak wiedział, że był to jedyny słuszny wybór — cena za ich wspólne szczęście stała się zbyt wysoka, ponosili ją już nie tylko we dwójkę. Nabi nie potrafił tego znieść. Czuł się bezsilny. Mógł otoczyć władcę swoimi ramionami, ale nie był w stanie dać mu ani krztyny siły. Wręcz przeciwnie — swoją bliskością narażał go na coraz to większe niebezpieczeństwo.

Wolał być przez niego znienawidzony, niż patrzeć, jak w oczach wszystkich Yung staje się królem niewartym tronu.

Skrzywił się mimowiednie, stając na palcach i zarzucając wilgotny materiał na sznurek. Tego dnia zajmował się rozwieszaniem prania, które wcześniej własnoręcznie wypłukał w wodzie ryżowej. Przez swój niewysoki wzrost miał kłopot z dosięgnięciem do sznurków, a podskakiwanie i wyciąganie rąk do góry przyprawiało go o ból wciąż gojących się pleców. Nie śmiał jednak się na to skarżyć ani prosić przełożonej o zmianę powierzonych mu obowiązków.

MÈNG DIÉWhere stories live. Discover now