Rozdział 36

338 76 39
                                    

przyjemnej lektury, motylki — wika

przyjemnej lektury, motylki — wika

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

—❀—

Rok 1498, Zachodnie Wybrzeże

Gdy po raz pierwszy od dwóch lat Nabi miał założyć kobiece szaty, w jego oczach zebrały się nieproszone łzy. Stał przed lustrem w jedwabnej bieliźnie i białej, spodniej spódnicy, na którą następnie nałożył tę wierzchnią, w kolorze brzoskwini. Sięgała mu klatki piersiowej, wokół której ciasno ją zawiązywał — zakorzeniony w państwie konfucjanizm naznaczył trend, podług którego joseońskie kobiety dbały o skromny wygląd i zamiast eksponować bądź podkreślać swoje piersi, ubierały się tak, by wcale nie rzucały się one w oczy.

Dwa lata temu, gdy Nabi wyruszał wraz z Daejangem i Chi na zachodnie wybrzeże, obiecał sobie, że już nigdy nie wróci do życia jako kobieta. Jeśli jednak chciał kiedyś pokazać się w pałacu, musiał porzucić męskie szaty — inaczej z pewnością zostałby oskarżony o wieloletnie kłamstwo związane z ukrywaniem prawdziwej płci. Choć decyzja należała wyłącznie do niego, jednocześnie czuł się ogromnie rozdarty i zwyczajnie nieszczęśliwy. Nie chodziło tylko o ubrania, ale o całokształt własnej tożsamości, którą ledwie udało mu się odzyskać, a już się jej wyrzekał, chcąc pomóc komuś, komu podarował więcej niż serce.

Wstążkę spódnicy zawiązał równo na środku, dokładnie w taki sposób, w jaki należało ją zawiązywać, a następnie opuścił lekko ubranie, aby nie podciągało się za bardzo do góry, ponad linię mostka. Następnie chwycił za kurteczkę w piaskowym kolorze z pięknym, ciemnobordowo-srebrnym haftem obszytym wokół rękawów i sztywnego, białego kołnierzyka. Na prawą połę ubrania naciągnął tę lewą, a potem złapał w palce jasnozieloną wstążkę, by związać ją w kokardę po stronie szybko bijącego serca. Wciąż pamiętał, jak to robić, zapewne udałoby mu się nawet z zaciśniętymi powiekami lub w absolutnej ciemności.

Oczy Nabiego pozostawały jednak szeroko otwarte. Błyszczały od wzbierających się w nich łez, gdy wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze, włosy wciąż mając spięte w wysoki kok, tak charakterystyczny dla joseońskich mężczyzn. Nadszedł jednak czas, by je rozpuścił i wrócił do znienawidzonej fryzury, nieważne, jak bardzo z tym zwlekał. Zacisnął zęby, sięgając do głowy, a kiedy długie, ciemne kosmyki opadły mu na ramiona i zaokrąglone od garbienia się łopatki, wypuścił przetrzymywane w płucach powietrze przez rozdymane nozdrza.

Rozczesując pasma włosów, powrócił mimowolnie do wspomnień sprzed lat, kiedy to zajmował się fryzurą Yunga. Pamiętał, jak bardzo był wtedy spięty — władca onieśmielał go zresztą przez bardzo długi czas, nawet jeśli nie robił ani nie mówił niczego, co mogłoby odebrać Nabiemu dech w piersiach. Po prostu miał w sobie coś, co sprawiało, że młodszy czuł buchające w jego policzki gorąco, a serce biło jak oszalałe, ilekroć król choćby ocierał się o kaskady jego myśli.

MÈNG DIÉWhere stories live. Discover now