Rozdział 20

477 86 31
                                    

przyjemnej lektury, motylki — wika

przyjemnej lektury, motylki — wika

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

—❀—

Rok 1495, Pałac Gyeongbok

Yung krążył niespokojnie pod drzwiami Sali Porodów, miętosząc dolną wargę. Zdążył zgryźć z niej cały naskórek, przez co teraz była czerwieńsza i opuchnięta, na koniuszku języka czuł metaliczny posmak krwi. Był zestresowany. Przeogromnie. Nasłuchiwał dźwięków dobiegających z pomieszczenia, zerkał na towarzyszącą mu służbę, a spocone dłonie zaciskał w pięści i następnie dociskał je do drżących ud.

Drzwi w końcu się rozsunęły, sprawiając, że zaambarasowany władca natychmiast się zatrzymał, zwracając twarz ku medykowi, którego słowa zagłuszane były przez głośny płacz niemowlęcia.

— Gratuluję, Wasza Wysokość! To księżniczka!

Wybałuszył oczy, jakby to wciąż do niego nie docierało, i ruszył do środka, przesuwając stojącego mu na drodze mężczyznę. Podbiegł do posłania, przy którym stało kilka pielęgniarek oraz dwie najbliższe służące królowej. Na widok władcy wycofały się naprędce, pochylając głowy. On jednak nie poświęcił im ani ułamka sekundy, zapatrzony jak w obrazek w to, co widział przed sobą.

Yung nie potrafił uwierzyć własnym oczom. Spoglądał na noworodka, jeszcze niedokładnie obmytego z krwi, na zmęczoną, a jednocześnie pełną radości twarz Saery, na szkarłatne plamy brudzące prześcieradła, a potem znów na uspakajające się dziecko. Dopiero wtedy odetchnął z ulgą, czując, jakby z barków spadł mu ogromny ciężar. Strach zamienił się w szczęście. Mnóstwo euforycznego szczęścia.

— Powinieneś ją nazwać, Wasza Wysokość — odezwała się Saera, przytulając dziecko do piersi. Głos miała łamliwy, słaby, oczy zaś pełne łez, spływających po jej ozdobionych wybroczynami policzkach.

Pokiwał głową, przysiadając na posłaniu. Miał już wybrane imię.

— Hwisin — powiedział z uśmiechem. — Nasza mała Hwisin.

Była tak malutka, że gdy po raz pierwszy wziął ją na ręce, okropnie bał się, że zrobi jej krzywdę. Mógł oprzeć ją sobie na przedramieniu, główkę trzymając na dłoni. Ważyła mniej niż szaty, które nosił, jak piórko podrywane z ziemi z każdym niewielkim podmuchem. Yung przyglądał się jej uważnie, patrzył na jej ciemne włosy, długie rzęsy, zaróżowioną skórę i pulchne paluszki, które zaciskała wokół jego kciuka. Potem przenosił wzrok na Saerę i jej dziękował, dziesiątki, a może nawet i setki razy. Dziękował jej za to, że urodziła zdrową, piękną córkę, że była dzielna, że podarowała mu tak wiele niemożliwego do opisania szczęścia.

Wieść o narodzinach królewskiego dziecka prędko rozniosła się w każdy zakamarek pałacu, jak i poza mury Gyeongbok. Z racji, że owo wydarzenie było traktowane jak święto narodowe, natychmiast zakazano kar i egzaminów wojskowych przez najbliższe siedem dni, a więc przez czas, gdy królowa Shin miała przebywać jeszcze w Sali Porodów, powoli dochodząc do siebie. Yung postanowił nagrodzić cały szesnastoosobowy personel, towarzyszący Saerze podczas rozwiązania. Był również skłonny wysłuchać próśb innych osób i okazać im swoją łaskę, tak bardzo rozweselony szczęśliwą nowiną. Był tym pochłonięty do tego stopnia, że przez kilka dób nie był w stanie myśleć o niczym innym, udało mu się nawet uniknąć paskudnych koszmarów.

MÈNG DIÉOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz