Rozdział 78

361 64 164
                                    




Rok 1501, Pałac Gyeongbok

Do pawilonu wrócili osobno — najpierw Yeok, a następnie Nabi, odczekawszy stosowną ilość czasu. Akurat tak się złożyło, że po drodze wpadł na Munseong, która okrążała samotnie nieduże oczko wodne, więc dołączył do niej i razem z nią udał się na miejsce przyjęcia. Szczerze mówiąc, Nabi nie wiedział, jak długo go nie było. Zupełnie stracił poczucie czasu, zwłaszcza gdy obejmował przyjaciela i czekał, aż ten dojdzie do siebie.

Nabi nie mógł zapomnieć momentu, w którym dłonie Yeoka na chwilę przykryły jego dłonie. Nieświadomie wstrzymał wtedy powietrze, a zaraz odetchnął z ulgą, czując pewnego rodzaju ukojenie. Niestety trwało to tylko krótką chwilę, ponieważ książę chwycił go po to, aby ostrożnie i powoli wyswobodzić się z jego objęć i postawić krok do przodu. Wciąż stał odwrócony do Nabiego plecami i wydawało się, że teraz z pewnością nie spojrzy mu w twarz.

— Powinienem już wracać — powiedział ochrypłym od płaczu głosem. Chrząknął, przykładając dłoń do grdyki. — Ale... jednocześnie nie chcę. Samolubna część mnie chciałaby tutaj zostać, Nabi. Z tobą.

— W takim razie niewiele się od siebie różnimy — odparł Nabi, uśmiechając się nikle. Śledził wzrokiem lśniące, kruczoczarne włosy przyjaciela, w większości przykryte jednak nakryciem głowy, jego kark, od dołu otulony sztywnym, białym kołnierzem, szerokie plecy, osłonięte szatą w kolorze dojrzałych śliwek. — Część mnie również chciałaby, abyś został ze mną odrobinę dłużej. Inna mówi, że to zbyt niebezpieczne.

— Ja nie mam nic do stracenia — zauważył Yeok. — Ale o ciebie martwię się cały czas, każdego dnia. Z mojej winy spotkało cię zbyt wiele krzywdy i nigdy sobie tego nie wybaczę.

— Nie jesteś niczemu winny.

— Czasami zastanawiam się, jak wszystko potoczyłoby się, gdybym nie wpadł na pomysł, aby zabrać cię ze sobą na polowanie — wyznał, spuściwszy wzrok na swoje dłonie, które jeszcze niedawno dotykały dłoni Nabiego. — Już wtedy przemawiało przeze mnie moje samolubstwo. Wiedziałem, że należysz do mojego brata, a mimo to chciałem się z tobą zaprzyjaźnić i...

— To, co wtedy się stało, nie jest twoją winą — przerwał mu Nabi. — Nigdy, nawet przez krótką chwilę nie myślałem, że to przez ciebie, dlatego proszę, nie myśl w ten sposób.

— Staram się, ale poczucie winy wciąż do mnie wraca.

Nabi zacisnął wargi, czując, że lada moment może powiedzieć coś, co będzie miało zbyt dużą wagę. Pewne słowa wolał trzymać w sobie, zresztą nie tylko słowa. Marzenia i pragnienia schował głęboko w zabliźnionym sercu, do którego starał się zaglądać jak najrzadziej, by nie rozdrapywać gojących się ran. Czasami wydawało mu się, że sześćdziesiąt uderzeń jesionowym kijem otrzymał nie w plecy, lecz w organ ukryty w piersi.

Wystarczyło jednak, że Yeok ruszył naprzód, chcąc się oddalić, a Nabi odezwał się, zanim był w stanie dać do głosu rozsądkowi.

— Czy... — powiedział głośno, sprawiając, że książę zatrzymał się w pół kroku. — Czy obietnica, którą między sobą zawarliśmy... Jest już nieaktualna, prawda?

Wielki Książę częstował go przez dłuższą chwilę ciszą, aż wreszcie pokręcił głową, nie zgadzając się z przypuszczeniami przyjaciela.

— Zrobię, co w mojej mocy, by cię stąd uwolnić, jeśli tylko zapragniesz odejść z pałacu — powtórzył swoje wcześniejsze słowa.

Sięgnął pomiędzy poły szaty, której górne wiązanie musiał naprędce rozpiąć, a już po chwili, gdy wyciągał rękę, Nabiemu rzuciła się w oczy biała spinka. Utkwiwszy wzrok w przedmiocie wyzierającym spomiędzy szczupłych palców, usłyszał łomot serca, przywołujący na myśl wycie wiatru wzbierającego przez potężny tajfun.

MÈNG DIÉWhere stories live. Discover now