Rozdział 21

461 90 23
                                    

przyjemnej lektury, motylki — wika

przyjemnej lektury, motylki — wika

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

—❀—

Rok 1495, Pałac Gyeongbok

Yung zbudził się zlany potem, drżącą dłoń dociskając do piersi. Serce łomotało tak bardzo, jakby zaraz miało z niej wyskoczyć, a następnie potoczyć się po podłodze królewskiej komnaty i rozpuścić się w kałużę krzepnącej krwi. Zaschło mu w gardle. Zesztywniały język, pozbawiony śliny, nie potrafił współpracować z bladymi wargami, przez co mężczyzna nie był w stanie zawołać do siebie eunucha Gwona bądź kogokolwiek innego ze świty dworskiej. Połykał powietrze, wbijał paznokcie w pierś i czekał, aż strach napędzony przez koszmar w końcu go opuści.

Znów śniło mu się to samo — biegał po pustym, chłodnym pałacu, podążając za krzykiem matki, ale nigdy do niej nie docierał. W którymś momencie wpadał bosymi stopami w ciepłą krew, a zaraz potem uświadamiał sobie, że szkarłat brudzi także i jego dłonie, spływa po nich, łaskocząc przedramiona, kapie grubymi kroplami na podłogę i nigdy nie przestaje. Wokół stawało się coraz ciemniej, wszystko przybierało czarnej barwy, nawet ręce Yunga, dotychczas skąpane we krwi. Próbował to z siebie zetrzeć, tarł dłońmi o białą szatę na marne, a krzyk wołającej matki stawał się coraz głośniejszy, aż w końcu zamieniał się w rozpaczliwy wrzask. Młodzieniec zastygał w bezruchu, nasłuchując, póki nie uświadamiał sobie, że się pomylił, że to wcale nie jego matka, że przecież nawet nie pamięta, jak brzmiał jej głos.

Uświadamiał sobie, że tym, kto go tak nieszczęśliwie woła, jest Nabi.

Wyrwał się ze snu, zanim był w stanie do niego dotrzeć.

Wreszcie udało mu się wezwać do siebie eunucha, który natychmiast wszedł do komnaty, a usłyszawszy rozkaz króla, pośpieszył po wodę. Przyniósł mu ją niedługą chwilę później. Gdy tylko Yung przechwycił od niego naczynie, przycisnął wargi go gwintu, by wypić chłodny napój duszkiem.

— Wszystko w porządku, Wasza Wysokość? Powinienem pójść po medyka?

— Nie ma takiej potrzeby. Zaraz mi przejdzie — odparł monarcha, przetarłszy usta wierzchem spoconej dłoni. Był blady. Znacznie bledszy niż zwykle, wyglądał jak duch. — Proszę zostawić mnie samego.

— A co ze śniadaniem? I z toaletą?

Pokręcił głową. Na zewnątrz było już widno, słońce przebijało się przez papier morwowy, wyściełający okna, więc Yung przeczuwał, że nie pozostało mu już wiele czasu do nadejścia porannej audiencji. Teraz musiał jednak jeszcze chwilę odpocząć, dojść do siebie. Wciąż czuł kołatanie wystraszonego serca, które ani śniło zwolnić.

Wiedział, że ukojenie przyniósłby mu wyłącznie widok Nabiego. Tylko przy nim udawało mu się zapomnieć, kim jest, tylko przy nim szaty, które nosił, były jedynie czerwono-złotymi szatami i niczym więcej.

MÈNG DIÉWhere stories live. Discover now