Rozdział 27

430 84 21
                                    

przyjemnej lektury, motylki — wika

przyjemnej lektury, motylki — wika

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

—❀—

Rok 1495, Pałac Gyeongbok

Cios rozbujanym kijem był tak mocny, że aż zahuczał w głowie zaskoczonego Nabiego. Młodzieniec upadł bezwładnie na trawę, uderzając kolanami o niezbyt miękką ziemię. Nie zdążył wyciągnąć asekuracyjnie dłoni i chwilę później z podłożem spotkał się również i jego policzek. Gdy podniósł się do pionu, poczuł sztych chłodnego ostrza napierający na jego grdykę. Uniósł wzrok, wstrzymawszy powietrze, a jego spojrzenie prędko skrzyżowało się z tym należącym do oficera.

— Co ty wyprawiasz? — powtórzył twardo Kim Yui, trzymając wyciągnięty w stronę damy dworu miecz. Gdyby wypchnął go odrobinę bardziej do przodu, broń przecięłaby napiętą skórę, wtapiając się gładko w szyję Nabiego.

Młodszy nie potrafił odezwać się choćby słowem. Po pierwsze — bał się poruszyć, czując chłód stali, a po drugie nie miał pojęcia, jak powinien się wytłumaczyć. W głowie miał ogromny chaos, nie mógł wychwycić ani jednej z krążących w tym harmidrze myśli.

Odetchnął z ulgą, gdy wreszcie starszy cofnął miecz. Nie podniósł się jednak z kolan, ale klęczał dalej, oddychając niespokojnie i zastanawiając się, czy istniała możliwość, aby wybrnąć z sytuacji, w której się znalazł. Na razie wydawała mu się ona zupełnie patowa.

— Ja tylko... Tak po prostu... Ja tak...

Jąkał się przeokropnie, czując narastające podenerwowanie. Wzrok Kim Yui przeszywał go na wskroś niczym naostrzone hwando, wbite prosto w jego klatkę piersiową. Z oddali dobiegały do nich dźwięki bębnów, rozpoczynających kolejną część rytuału odbywającego się na placu głównym pałacu Gyeongbok. Owe dźwięki mieszały się z łomotem serca Nabiego i huczały mu w uszach. Stawały się coraz nieprzyjemniejsze i coraz trudniejsze do zniesienia.

— Dlaczego dama dworu uczy się fechtunku? — zapytał oficer, jeszcze mocniej ściągając brwi. Na jego czole pojawiła się dobrze widoczna, pionowa zmarszczka.

— Ja...

— Mówże w końcu albo przestanę być dla ciebie wyrozumiały.

— Chciałam po prostu coś umieć — odparł rozpaczliwie Nabi, garbiąc się. Zaczęły drżeć mu wargi, z których w międzyczasie zdążył zgryźć cały naskórek. Przez to były opuchnięte i krwistoczerwone jak jagody przepękli.

— Dlaczego akurat fechtunek?

— Oficer dobrze wie, co daje taka umiejętność — odpowiedział tym razem nieco spokojniej, zaciskając palce na materiale długiej spódnicy. — Uczy dyscypliny, wytrwałości, odporności na porażki. Czy to źle, że pragnę nauczyć się tych rzeczy?

MÈNG DIÉWhere stories live. Discover now