Rozdział 47

315 67 10
                                    

przyjemnej lektury, motylki — wika

przyjemnej lektury, motylki — wika

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

—❀—

Rok 1498, Pałac Gyeongbok

Wstrząsające wieści, które przekazała mu Pani Hae, sprawiły, że Nabi zapadł znacznie na zdrowiu, a stało się to niemalże w ułamku sekundy. Jeszcze tego samego dnia, gdy powrócił do swojej komnaty, ścierając naprędce łzy z poczerwieniałych, opuchniętych policzków, dostał silnej gorączki. Zaczął opadać z sił, aż w końcu nadszedł moment, kiedy nie potrafił nawet podnieść ręki.

Gdy w jego komnacie znalazł się lekarz, Nabi poprosił ochrypłym głosem, aby nie zaprzątano głowy władcy, informując go o nagłym pogorszeniu się jego zdrowia. Młodzieniec nie tylko nie chciał go martwić, ale również bał się go ujrzeć. Nie po tym, gdy dopiero co poznał tożsamość swojej matki — będącej zabójczynią zdetronizowanej królowej Jeheon.

Im dłużej o tym myślał, tym jeszcze gorzej się czuł. Gorączka obezwładniła jego organizm, a ciało trzęsło się pod kołdrą i zalewało potem. Wydawało mu się, że lada moment po prostu wyda z siebie ostatnie tchnienie.

— Proszę rozchylić usta, Pani Park — odezwał się klęczący przy jego łożu medyk. Nabi nie miał siły, aby na niego spojrzeć, ale rozpoznawał ten głos — to był ten sam medyk, który zajmował się nim kilka lat temu, gdy zatruł się nasionami kulczyby.

Mężczyzna podał mu napój o morelowym posmaku, który spływał z czubka łyżki dotykającej warg Nabiego. Ledwie przełknął tych kilka, kilkanaście kropel, zaciskając drętwiejące palce na pościeli. Niedługo później chłodne okłady przylgnęły do jego czoła, dekoltu i rąk, których nie zasłaniały już dłużej barwne rękawy szaty.

Na szczęście nie został w pełni rozebrany — klatkę piersiową wciąż otulał materiał, a mimo braku spódnicy od pasa w dół zasłaniały go szerokie spodnie. Gdyby jednak spróbowano rozdziać go do naga, nie miałby tyle energii, aby w porę zaoponować. Był coraz bardziej nieobecny, otumaniony zatrważającą prawdą o swoim pochodzeniu i losach matki-trucicielki. Nim się obejrzał, stracił kontakt z rzeczywistością.

Spał niemal całą dobę. Przez ten czas czuwały przy nim asystentki królewskiego medyka, uinyeo, zwane również uzdrowicielkami. To one pilnowały, by zmieniać mu okłady, by kontrolować temperaturę, by monitorować płytki oddech.

Kiedy w końcu się przebudził, wciąż czuł się fatalnie. Burzliwe emocje zaczynały kipieć pod skórą, gdy tylko przypominał sobie o tym, co usłyszał od Pani Hae. Nie mógł się z tym wszystkim pogodzić, był absolutnie bezradny. Przecież nie mógł cofnąć czasu, a nawet gdyby było to możliwe, był ledwie pięciolatkiem, gdy doszło do zabójstwa zdetronizowanej królowej.

— Pani... — odezwała się jedna z uzdrowicielek, gdy zauważyła łzy uciekające spod przymrużonych powiek królewskiej faworyty. — Czy coś panią boli?

MÈNG DIÉOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz