Rozdział 40

382 71 7
                                    

przyjemnej lektury, motylki — wika

przyjemnej lektury, motylki — wika

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

—❀—

Rok 1498, Pałac Gyeongbok

Nabi nie potrafił zasnąć, choć od całonocnego ronienia łez okropnie szczypały go oczy. Raz za razem przymykał więc na chwilę powieki, co przynosiło mu chociaż odrobinę ukojenia, a potem uchylał je i spoglądał na przytulającego się do jego piersi mężczyznę. Palcami przeczesywał jego czarne, nieco przerzedzone włosy, które władca rozpuścił kilka godzin wcześniej, pozwalając im tym samym opaść na nagie łopatki.

Wydawało mu się, że to wszystko mu się tylko przyśniło — czy jako senne marzenie, czy też mrożący krew w żyłach koszmar — tego nie potrafił już niestety określić. Z jednej strony oddychało mu się lżej, gdy wreszcie mógł zjednoczyć się ze swoją drugą połówką i poczuć ciepło jej smukłego ciała, z drugiej zaś przyniosło mu to jeszcze więcej nieokiełznanego smutku. Nabi czuł się najzwyczajniej w świecie rozdarty. Znalazł się pośrodku pragnień i obaw, tęsknot i żali, pożądania mieszającego się z pewnego rodzaju ansą. Nie wiedział, jak sobie z tym wszystkim poradzić albo czy jest to w ogóle możliwe.

Nad ranem udało mu się wyswobodzić z objęć Yunga, który wciąż smacznie spał, przykryty bogato haftowaną, kremową pościelą. Młodszy mężczyzna ubrał się z powrotem w szaty, które wieczór wcześniej pozostawił na podłodze przy królewskim łożu, a gdy przysiadł przy niewysokiej komodzie zdobionej chińską laką, ustawiwszy na niej podręczne lustereczko, by poprawić fryzurę, drzwi od komnaty rozsunęły się niespodziewanie. Nabi poruszył się niespokojnie, wytrzeszczając nieświadomie oczy, po czym otworzył je jeszcze szerzej, rozpoznając stojącą w progu kobietę.

— Wasza Wysokość... — szepnął ledwie słyszalnie, obdarzając Saerę zaskoczonym spojrzeniem.

Ku jeszcze większemu zdziwieniu młodzieńca, uśmiechnęła się do niego, kiwając lekko głową, po czym gestem dłoni poprosiła, by się do niej zbliżył. Nabi zerknął przelotnie w kierunku władcy, śpiącego na boku z dłonią podsuniętą pod zaróżowiony policzek, po czym podniósł się ostrożnie i, na palcach, skierował się do czekającej na niego kobiety. Jeszcze zanim wyszedł z nią na korytarz, zatrzymał się w pół kroku, czując jakiś wewnętrzny opór przed zostawieniem króla samego, nawet jeśli miała być to jedynie kwestia krótkiej chwili.

Wstrzymał oddech, gdy drzwi zsunęły się ze sobą, zasłaniając mu widok monarchy. Powietrze wypuścił spomiędzy pogryzionych ust dopiero w momencie, w którym wyszedł wraz z Saerą na zewnątrz, zachowując odstęp kilku kroków. Szli w towarzystwie dwórek pochylonych w usłużnym pokłonie, które to kroczyły nieco dalej, a także pary strażników, niespuszczających joseońskiej królowej z oczu.

Na dworze wciąż było jeszcze chłodno, jakby w powietrzu unosiły się lodowate szpile, kąsające każdego, kto choćby wyściubił głowę zza drzwi. Nabi czuł, że jego przedramiona ukryte pod ciemnogranatowymi rękawami jeogori pokrywają się gęsią skórką. Nic dziwnego — w końcu pomału zbliżała się pora zimowa, a te w ostatnich latach były dla państwa Joseon doprawdy okrutne. Nadejście zimy dało się odczuć nie tylko przez rześkie, mroźne powietrze, ale i patrząc w niebo, które coraz leniwiej i później witało blady świt.

MÈNG DIÉWhere stories live. Discover now