Rozdział 25

445 82 27
                                    

przyjemnej lektury, motylki — wika

przyjemnej lektury, motylki — wika

¡Ay! Esta imagen no sigue nuestras pautas de contenido. Para continuar la publicación, intente quitarla o subir otra.

—❀—

Rok 1495, Pałac Gyeongbok

Yung wkroczył na teren pałacu z posępną miną, mimowiednie zaciskając szczękę. Chód miał prędki i zamaszysty, stukał butami o kamienne płytki, jakby miał zamiar je zmiażdżyć. Przyspieszył kroku, gdy na horyzoncie zauważył swoją babkę. Patrząc na nią, czuł jeszcze większą złość, zwłaszcza, iż wiedział, że to właśnie ona wysłała straż do stolicy. Mogła tłumaczyć się troską o zaginionego władcę, jednak ten wiedział doskonale, że w jej czynach nie było ani krztyny szczerego zmartwienia, że wcale a wcale nie zależało jej na dobru wnuka. Gdyby tylko mogła, wyparłaby się go, tak jak zrobiła to z matką Yunga.

Zatrzymał się bardzo blisko niej, znacznie bliżej, niż zalecałaby to dworska etykieta. Nie ukłonił się kobiecie, nie pochylił nawet głowy — zamiast tego zadzierał nosa i spoglądał na nią z góry, zaciskając zęby.

— Już myślałam, że cię uprowadzono — skomentowała królowa wdowa, dłonie chowając pod wyprofilowanym przodem górnej szaty. — Aż tak parzy cię twój własny tron, że przed nim uciekasz, Wasza Wysokość?

— Choćby miał spalić mnie żywcem, możesz być pewna, że ci go nie oddam.

Respons kobiety stanowił pełen animozji uśmiech. Było w nim coś śliskiego, przebiegłego, jakby w chwili wyginania warg przybierała postać jadowitego węża, wyłaniającego łeb z zarośli.

— „Babciu" — poprawiła go oschłym tonem. — Jak śmiesz zwracać się do mnie tak nieformalnie? To brak szacunku do starszych.

— Ty pierwsza okazałaś mi brak szacunku — mruknął Yung, wykrzywiając usta w podobnym do królowej wdowy geście. — Znaj swoje miejsce. Jeżeli jeszcze raz przekroczysz granicę, na zawsze zapomnę, że łączą nas jakiekolwiek więzy krwi.

Parsknęła szyderczo przez nos, aż dźwięk ten zahuczał w uszach nachylającego się w jej stronę młodzieńca. Zaraz potem obróciła się przez ramię, spoglądając na czekającą zaledwie dwa metry dalej świtę dworską. Służki i eunuchowie stali nieruchomo, pochylając głowy, wzrok wlepiali w mokrą alejkę.

— Czy ja się przesłyszałam? — zapytała. — Czy krnąbrny władca zagroził właśnie matce poprzedniego króla? Wielkiej Królowej Matce? — dodała z emfazą.

Nikt nie odważył się odezwać choćby słowem, a gdy jeden z dwóch eunuchów poruszył głową, aby kiwnięciem zgodzić się ze słowami staruszki, głos zabrał poirytowany Yung.

— Nie śmiałbym grozić tak wspaniałej i ważnej personie, jaką jest moja babka — powiedział, prostując się i cofając o krok. Wyraz jego twarzy delikatnie zelżał, choć wzrok wciąż miał ostry, srogi. — Ostrzegam jedynie, jakie konsekwencje mogą mieć jej paskudne występki. Wyście mi świadkami.

MÈNG DIÉDonde viven las historias. Descúbrelo ahora