Rozdział 89

430 74 172
                                    

przyjemnej lektury, motylki — wika



—❀—

Rok 1503, Pałac Gyeongbok

W głównej sali tronowej rozbrzmiał krzyk zrozpaczonej matki — matki, która przed sekundą dowiedziała się, że trójka jej dzieci została skazana na śmierć. Ten krzyk, przepełniony cierpieniem i złością, dźwięczał w uszach Nabiego zarówno kilka, jak i kilkanaście godzin później. Miał zamienić się w nawiedzający go koszmar, na powrót wpędzając w narastające poczucie winy.

Yeok również był zrozpaczony. Nie pragnął śmierci swoich bratanków i bratanicy, uważał że niczym nie zawinili, że to jeszcze dzieci. Niestety zdania nie podzielali niemalże wszyscy oficjele — ich zdaniem dzieci króla-tyrana nie powinny były przeżyć, zwłaszcza książęta, którzy w przyszłości mogliby zapragnąć uzurpacji tronu. Zaproponowali monarsze najbardziej honorowy rodzaj śmierci, a więc poprzez wypicie trucizny sayak. Yeok, który obiecał sobie i oficjelom, że nie podzieli błędu starszego brata, a tym samym będzie liczył się z ich zdaniem, podejmując każdą ważną decyzję, znalazł się w potrzasku.

Dla Nabiego najbardziej bolesną okazała się reakcja Yunga. Podczas gdy klęcząca obok niego kobieta płakała i błagała o zlitowanie się nad jej pociechami, on zdawał się zupełnie tym nie przejmować. Nawet płacz wystraszonych dzieci nie sprawił, że ten nieobecny wyraz twarzy uległ jakiekolwiek zmianie.

Opuściwszy salę tronową, Nabi został przetransportowany z powrotem do Gyotaejeon. Poprosił, aby przysłano do niego Kim Daejanga, z którym chciał się rozmówić. Słowa, które od niego usłyszał, nie były jednak tymi, które tak bardzo pragnął usłyszeć.

— Decyzja już zapadła, Nabi. Przykro mi, ale nie mogłem nic zrobić.

— Nie rozumiem — wymamrotał Nabi, potrząsając głową. — Nie rozumiem, dlaczego ktokolwiek z was miałby zażądać śmierci niewinnych dzieci! Najstarsze z nich ma osiem lat, sabu-nim! A najmłodsze... najmłodsze tylko trzy — dokończył niemal szeptem.

Rozmowa z Daejangiem nie potrwała długo. Kiedy Nabi zorientował się, że na nic zdadzą się jego prośby i błagania, oświadczył, że nastąpił koniec audiencji. Chwilę po wyjściu Pierwszego Ministra podniósł się na równe nogi i zaczął krążyć gorączkowo po komnacie. Może powinien spróbować pomóc im w ucieczce? Chi zabrałby dzieci w bezpieczne miejsce, do jakiegoś odległego klasztoru.

Parsknął, zatrzymawszy się w pół kroku. Mimo wspięcia się na sam szczyt kobiecej hierarchii wciąż pozostawał bezsilny i nie mógł ochronić wszystkich, którzy byli mu bliscy. Nie potrafił zaakceptować okrucieństwa urzędników, po prostu nie był w stanie tego zrobić.

Znów zaczął krążyć po pokoju, miętosząc dolną wargę między zębami. Dół długiej, rozkloszowanej spódnicy sunął po podłodze, a spod brzoskwiniowego materiału co rusz wyłaniały się noski białych skarpet. Nie wiedział, co ze sobą zrobić ani w jaki sposób się uspokoić, zwłaszcza kiedy znów przypominał sobie rozpacz Saery, której był świadkiem.

— Przybywa Jego Wysokość!

Stanął jak wryty, spinając mimowiednie wszystkie mięśnie w ciele. Oddech ugrzązł w ściśniętym gardle i tylko serce waliło jak oszalałe, hucząc mu w uszach. To był strach, przeogromny strach.

Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że słysząc te dwa słowa, wcale nie musi już w ten sposób reagować. Że lada moment zobaczy nie Yunga, lecz Yeoka, więc nie ma powodu, aby zamierać w bezruchu. Czuł, że jeszcze nieraz się pomyli.

MÈNG DIÉNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ