-List do ciebie-rzekła matka ponurym tonem.
Odwróciłam się ku niej. Nie miałam za wiele do roboty oprócz jedzenia śniadania w wojennej codzienności.
-Może poczekać-powiedziałam.
-Ojca nie ma i od razu się rozpuszczasz się jak dziadowski bicz-odrzekła rodzicielka.
-Myślisz, że cieszy mnie fakt powołania go do wojska?-zapytałam.-Wiesz dobrze, że wszystkim nam jest ciężko.
-Jak siedzisz w tym domu to przynajmniej mogłabyś cokolwiek zrobić-rzekła z wyrzutem.
-A co? Nie robię? Obsługuję babkę i młodego-wskazałam na babcię i brata.-Gdyby nie ja, to szkopy im krzywdę zrobiliby.
Matka nerwowo się wzdrygnęła.
-Cicho! Cicho! Głupia... napytasz nam problemów i tyle będzie...-mówiła przerażona.-Jak kto usłyszy...
-Czy to nie wy uczyliście mnie, abym swoje zdanie wyrażała bezpośrednio?-stwierdziłam zraniona.-Mam dziewiętnaście lat, jestem dorosła.
-Dziewiętnaście, bez męża, bez pracy-skwitowała szybko moje życie.
-Nie potrzebuję męża, jestem kobietą wyemancypowaną-szybko wybiłam ten argument z jej rąk.-Nie chcę pracy, która mnie unieszczęśliwi, po co mi to?
Brat zaciekawiony cichą kłótnią, odwrócił się w naszą stronę.
-Co to wyemancypowana?-zapytał.
-Synku... jedz lepiej...-rodzicielka zwróciła się do niego błagalnym tonem.
-Kobieta wolna- wytłumaczyłam.-Ma takie same prawa jak mężczyźni.
Babcia również odwróciła się w naszym kierunku, zniesmaczona całą tą rozmową.
-Dziecko, głupoty mówisz-skrytykowała mnie.-Najlepsze miejsce kobiety to kościół i przy rodzinie.
-Mamo... nie prowokuj- prosi ma matka.- Klarysa ma prawa do wolności... kobiety powinny być równe, ale teraz jest wojna. Na ten moment te prawa, to błahostka.
Nerwy buzują w mym ciele, jednak trzymam się dzielnie.
-Gdyby męża miała, to przynajmniej chłopak pomógłby nam z domem-skwitowała babcia.-Ta wasza cała edukacja niknie w wojnie. Wy obie jesteście po szkołach, a teraz co wam po tym?
Zarówno ja jak i matka miałyśmy gniewny wyraz na twarzy.
-A tobie co dało małżeństwo i oddawanie się wierze?- zapytałam.-Czy według ciebie bycie zdradzonym, a następnie zaszczutym przez wiarę to osiągnięcie? Matka przynajmniej pracuje, ja obrabiam ci tyłek, uratowaliśmy cię z miasta... bierzemy pod swój dach i tym się odpłacasz? Kocham Cię, ale czasami nie umiem z tobą wytrzymać.
Rozdrażniona wzięłam list z rąk matki.
Czytam go spokojnie, chwilę później doznając szoku.
-Chryste Panie...-mówię przerażona.
Cała rodzina przygląda się mi wystraszona.
-Co tam jest?-pytają jednogłośnie.
Ja milczę, bo nie wiem, czy to zwiastuje dobrze, czy źle.
-Wzywają mnie, do mojego liceum... Niemcy chcą się ze mną rozmówić-mówię bez życia.
Babka wpada w płacz, brat patrzy się nieruchomo w punkt, a matka wyrywa kartkę z moich rąk i czyta.
-Jezus Maria...-komentuje.-Co to jest... to jest pułapka?
Zagarnęłam swe brązowe włosy i wypiłam resztę herbaty w kubku.
-Na to wygląda-powiedziałam.
W głębi duszy byłam przerażona, ale za wszelką cenę muszę ich chronić. Blado-szare światło poranku obniżało morale jeszcze bardziej.
-Przecież... wzięli już twojego ojca...-matka mówi załamana.
-Do wojska-rzuciłam krótko.-Wróci, zobaczysz. Teraz mam nawet okazję go zobaczyć- rzekłam smętnie.
Babcia wpatrywała się posępnie w moją sylwetkę, prawdopodobnie czuła winę. Teraz wszyscy mogli mnie stracić.
-Nie idź tam-upiera się brat.
-Muszę, inaczej i wam krzywdę zrobią-powiedziałam.
Brat pomimo bycia czternastolatkiem wpadł w histeryczny płacz niczym pięciolatek.
Tulę go do siebie, łzy płyną powolnie po moim policzku.
-Kiedy mam się stawić?-pytam matki, trzymającej list.
-28 września 1939, jutro-mówi nieobecnie.
Jutro... czyli tyle mi zostało? Nie wiem, czy płakać, czy uciekać? Może pisać książkę o swoim życiu w jedną noc, a może namalować arcydzieło? Boję się, lecz pokazanie tego wprowadzi ich w panikę.
-A więc jutro-odrzekłam.-Nie bójcie się, wszystko będzie dobrze...
-Chyba... nie jestem w stanie iść dziś do pracy...-powiedziała rodzicielka. Jej twarz z rumianej stała się biała jak ściana.
-Odprowadzę Cię, jeżeli potrzebujesz- zaoferowałam.
-Dam sobie radę-powiedziała cicho, po czym poszła sieni, aby ubrać na siebie płaszcz.-Muszę iść do pracy...
Przed chwilą jeszcze twierdziła, że nie da rady iść do pracy...
-Tak szybko?-zapytałam.
-Czołgi jeżdżą, ciężko przedostać się na rynek, bo tam defilady-wytłumaczyła.
-Rozumiem-powiedziałam.-Bądź bezpieczna, mamo. Będziemy czekać.
Wyszła. Wiedziałam, że nie poradziła sobie z tym ciosem. Teraz dwie istoty patrzą na mnie zapłakane zza stołu.
-Nic mi się nie stanie, dobrze?-uśmiechnęłam się do nich znikomo.-Wrócę tak szybko jak mnie wezwano.
Nie ufali mi, nadal się bali. Milczeli.
-Hej... nie bójcie się!-uspokajałam ich.-Musimy przygotować dom do zimy, porobimy dziś na ogródku, ubierzcie się.
Próbowałam oderwać ich uwagę, chociaż na chwilę.
![](https://img.wattpad.com/cover/321780790-288-k573755.jpg)
YOU ARE READING
To, co chciałbyś usłyszeć
Historical Fiction𝐑𝐨𝐤 𝟏𝟗𝟑𝟗... Cały obszar Polski znajduje się w strefie działań wojennych. Każdy odczuwa jarzmo wojennej rzeczywistości, od biedoty, po elity. Świat stał się szczególnie wrogi dla niedoświadczonej wojną młodzieży. Młoda debiutantka salonów - Kl...