Część 2: 5 maja 1942

95 4 0
                                    

Stara bieda. Stara praca. Tylko mniej chęci. Minęły dwa lata od jego wyjazdu i naszych zaręczyn. Ledwo pamiętam jego głos. Jego sylwetka powoli zanika, a pierścionki tylko mnie smucą. To nie to, co obiecał. Ostatni list wysłał rok temu. Nauczyłam się żyć bez niego. Jest to szare życie, ale przynajmniej nietragiczne. Miłość kojarzy mi się jedynie z samopaleniem siebie, czy wsadzaniem ręki w ogień. Blizny zostaną na zawsze, ale rany stopniowo się goją. Przypatrywałam się sobie w lustrze. Nie byłam tą samą osobą, co przed wojną. Ona wymusiła na mnie szybsze dorastanie. Strach stał się moją rutyną, a żałość baratem. Rozpinałam moje mocno upięte włosy. Nigdy nie lubiłam, gdy matka mnie tak czesała, lecz teraz taki wygląd chroni. Moje ubrania były szare i skromne, aby nie rzucać się w oczy. Kosmetyki się skończyły, więc nie miałam jak zakryć swoich worów pod oczyma. Skóra była opalona od ciągłych wędrówek do domu. Nie przypomniałam samej siebie.

-Kim ja tak właściwie jestem?-pytam sama siebie.

Zdjęłam z mojej dłoni pierścionek zaręczynowy, po czym zaczęłam rozczesywać swoje włosy. W ramie lustra było przymocowane jego zdjęcie. Patrzałam się na nie z niewyobrażalnym żalem. Wzięłam je do rąk, po czym schowałam w szufladzie. Zrobiłam to bez jakiejkolwiek mimiki na twarzy. Może to on właśnie zabił ostatnią cząstkę moich marzeń. Nagle słyszę wołanie rodziców. Nie miałam ochoty tam schodzić. Jestem po dniu pracy, a oni zawsze mają wąty lub pomysły na moje własne życie. Zeszłam tam z niechęcią.

-Słucham-mówię bez życia.

-Musimy porozmawiać-stwierdza ojciec.

-My średnio musimy rozmawiać codziennie-wywracam oczyma.-Bo nie odwiesiłam płaszcza, bo nie posprzątałam, bo nie wychodzę z domu...-stwierdzam z wyrzutem.-Jest wojna, nikt nie ma czasu na takie pierdoły. Poza tym jestem dorosła.

Widać, że prawda zakuła go w oczy.

-Nie mów do mnie takim tonem-już zaczynał.

-Uspokój się-próbuję uniknąć kłótni.

-Po prostu tu usiądź-rozkazuje.

Usiadałam dla świętego spokoju.

-Powinnaś zapomnieć o Feliksie-stwierdza ojciec.-Twoje miejsce jest tutaj, a nie w Warszawie. Ta praca jest zbyt niebezpieczna na ciebie, może zrób jakieś kursy na nauczyciela...

Trę nerwowo twarz. Znowu to samo... znowu ktoś próbuje ustawić mi życie. Oni myślą, że to wszystko jest takie proste. Nic nie jest proste podczas wojny... nic. Szczególnie z ich wymaganiami.

-Nie-mówię stanowczo.

Na twarzy obu maluje się złość. W rogu kaszle babka. Nie jest z nią ostatnio dobrze. Choruje dosyć mocno.

-Zostań tu... z nami...-mówi słabym głosem.

Coś we mnie pękało. Tęskniłam za nim... ale kochałam moją rodzinę. Każda opcja byłaby dla mnie cierpieniem. Wiem, że oni zrobią wszytko, abym tu została i zapomniała o Feliksie.

-Czemu miałaby oni zapomnieć, jeżeli go kocha?-pyta mój szesnastoletni brat, który przytulił się do mnie od tyłu.-Chcecie, aby znowu kierowała się waszym strachem, a nie swoim szczęściem-bronił mnie.

-To jej „szczęście" doprowadzi ją do rujny-stwierdza chłodno ojciec.-Ona musi dorosnąć.

-Nie każdy żyje tak jak wy, z dnia na dzień-mówi uparcie brat.

Ja siedzę cicho. Nie mam ochoty się wypowiadać. Po co miałabym? I tak nic się nie zmieni. Przytuliłam jedynie brata.

-Jesteś chamski i prostacki-krzyczy ojciec.

-A ty zacofany-oddaje brat.

Wychodzi na to samo, kolejna kłótnia o mnie.

-Skończcie- mówię cicho.-Zrobię tak, jak ja chcę.

Brat uśmiecha się triumfalnie, gdy ojciec siedzi marudnie w kanapie.

-Muszę się przejść-oznajmiam.

-Mogę iść z tobą?-pyta brat.

-Możesz-potwierdzam.

20 minut później...

-Miasto zmieniło się od kiedy on wyjechał-oznajmiam.-Liczba Niemców nie jest już taka duża, wyruszyli na wschód-opowiadam bratu.

-Kiedyś były tu Żydowskie sklepy, prawda?-pokazuje na sklepy z niemieckim szyldem.

-Były. Budynki zostały oddane Niemcom za darmo, aby ci otworzyli tam swoje-smutek w moim głosie był widoczny.

-Miasto zapomniało, że kiedyś było polskie-śmieje się smutno Wojtek.

-Co z oczu, to z serca-mówię ironicznie.

-Tęsknisz za nim co?-pyta chłopak.

-Tęsknię, ale nie wiem za czym...-wpatruję się we wszechobecne zwisające nazistowskie flagi.

-Nie powinien był wyjeżdżać, jeżeli cię kochał-mówi mój naburmuszony brat.

-Musiał, inaczej zabiliby go tu-broniłam go, nawet jeżeli mój umysł uważał to za głupotę.

-Kochasz go-stwierdził brat.-Tylko jesteś zła, bo wyjechał.

-To skończony etap w moim życiu-mówię.-Sam to przypieczętował-wpatruję się w nieliczną grupkę żołnierzy.

Ci uśmiechają się do mnie szczerze i szeroko.

-To dlaczego nosisz jego pierścionki i nie pozwolisz sobie kogoś poznać?-pyta Wojtek.

Dobre pytanie. Sama nie rozumiałam samej siebie. Demonizowałam swojego narzeczonego w swoich wypowiedziach, ale jednocześnie broniłam go przed atakiem innych. Codziennie nosiłam pierścionki, poranne czesanie włosów nie mogło obyć się bez Feliksa przywieszonego do mojej toaletki. Cały czas o nim myślę. Nie daję sobie szansy.

-Może jednak go kocham-uśmiecham się do żołnierzy.

-Definitywnie masz powodzenie wśród mężczyzn-śmieje się brat.

-A no mam-śmieje się razem z nim, obejmując go dłonią.

Miasto zmieniło się. Feliks zanikł. Dalej jednak mam rodzinę, to dla nich dalej się staram.

To, co chciałbyś usłyszećحيث تعيش القصص. اكتشف الآن