27 lipca 1944

74 5 22
                                    

Spacerujemy wzdłuż Wisły. Trochę po krzakach, ale nie możemy pozwolić sobie na bycie zauważonymi, ale jednak nadal chcemy żyć. Patrzymy w stronę Saskiej Kępy.

-Pamiętasz?-chwytam go za rękę.

-Nie da się tego zapomnieć-całuje mą dłoń.-Pewien park ciągle męczy mnie w koszmarach-stwierdza z ironią.-Szkopski palant chciał mojej narzeczonej.

-Oby gnił w piekle-mówię cicho.

-Jestem pewny, że tam gnije-przypatruje się prawobrzeżnej Warszawie.-I po co im to wszystko było? Pomordowali ludzi, poniszczyli budynki, zmarnowali nas i siebie... tylko po to, aby Sowieci zrobili to samo w stosunku do nich.

-Ale... my się spotkaliśmy...-chwytam jego drugą dłoń.-Nie żałujesz tego, prawda?

-Nie. Nawet gdyby był pokój, ale nie poznałbym cię, czułbym się samotny-pierwszy raz przyznał.- Nikt nie umiałby cię zastąpić. Myślałem, że wszystko to robię dla jakiejś idei... misji, ale dopiero niedawno zauważyłem, że... robię to dla naszej przyszłości-kocha mnie, widać to po jego oczach.-Mogę nawet wrócić do roli... zapomnieć o prestiżu, który tak długo budowałem... chciałbym wreszcie przestać się bać, że ktoś zrobi ci krzywdę.

Nigdy nie przyznał mi się, że czegokolwiek się boi. To wyznanie znaczyło dla mnie tak wiele.

-Starzeję się, czuję to-przyznał.-Aż dziwię się, że nadal tak bardzo mnie kochasz... nie jestem tym, czego pragnęłaś.

-Jesteś tym, czego pragnę-uśmiecham się.-Wcale się nie starzejesz! Po prostu jesteś zmęczony...

-Może-obejmuje mnie.-Moje życie się nieźle zmieniło. Gdy wojna się zaczynała, byłem młodym szaleńcem. Teraz gdy wojna powoli się kończy... jestem gorzej wymęczony niż osiemdziesięcioletni starzec. Jednak... było warto. Wreszcie mam rodzinę. Ojciec byłby dumny.

-Pierwszy raz o nim wspominasz-opieram głowę na jego klatce piersiowej.

-Nie idzie wymazać wspomnień-stwierdza tajemniczo.

-Tęsknisz za nim, kochasz go-mówię to za niego.

-Skrzywdził mnie, ale kocham go, to nadal mój ojciec-przyznał.-On nie zawsze był zły... ale mam tendencję do diabolizowania go. Nadal obwiniam go za śmierć matki... czuję, że specjalnie do tego dopuścił.

-Dlaczego miałby to zrobić?-pytam.

-Pół roku po jej pogrzebie ponownie się ożenił-przyznał z żalem.

Wpatrywałam się w niego ze smutkiem. W jego oczach nadal było widać to zranione dziecko. Może dlatego tak uparcie zawsze dążył do ratowania mnie z opresji, abym nigdy go nie opuściła...

-Nigdy nie zrobiłabym tego-zapewniłam go.

-Wiem-gładzi mnie po włosach.-Kocham cię... chcę, abyś była bezpieczna, nie możesz umrzeć młodo...

-Feliks...-wiedziałam, do czego dąży.

-Za parę dni... wybuchnie powstanie... jestem tego pewien...-przyznał.-Wyjedź z nimi.

-Nie-odpowiadam krótko.

-Klarysa...-chwyta mnie za policzki.-Proszę.

-Nie-nie pozwalam sobie ani myśleć o ucieczce, a co dopiero się zgodzić.

-Ala cię potrzebuje-próbuje mnie przekonać.

-Ty mnie też-pokazuję obrączkę.-Albo oboje wyjdziemy z tego cało, albo żadne z nas.

-Nie mów tak...-był kompletnie przerażony. Aż zamarł w miejscu.

-Wrócimy razem do domu- przekonuję go.- Tylko nie oddalaj się ode mnie... proszę... przetrwamy wszystko... razem...

Wiedział, że mnie nie powstrzyma. Moja miłość szła za rękę z upartością. Odwróciliśmy się ku lewobrzeżnej Warszawie. To był nasz kilkuletni dom. Walczyliśmy nie po to, aby się poddać.

-Musimy kupić dziewczynom bilet na pociąg-mówię.-Napiszę list do moich rodziców, a potem się zobaczy. Będziesz pisał do swojego ojca?

-Nie-oznajmia.-Nie mam co mu napisać.

-Jak to nie masz?-pytam cicho.

-„Miałeś racje ojcze, jestem idiotą, który naraził na niebezpieczeństwo swoją żonę i pozwolił dziecku jechać samemu przez pół Polski"?-mówi to ironicznie.-„Walczę o nic, będę umierał za nic. Szybko zapomną o moich zasługach i jedyne, co po mnie zostanie to krzyż wbity w ziemie i parę odznak"?-odnosił się do słów swojego rodziciela.

-On naprawdę ci tak powiedział?-moje oczy stały się szklane.

-Tak. Ostatni raz kiedy go widziałem... sierpień 1939-oznajmił.-Może miał racje, ale przynajmniej żyłem swoim życiem.

-Feliks... nie mów o sobie jak o zmarłym...-po moich policzkach ciekły łzy.-Twój ojciec nie ma racji... nie ma...

-Nie płacz, kochanie-tuli mnie mocno.-Zobaczymy, jak wszystko się potoczy.

Trudno być spokojnym, gdy jutro jest niepewne. Staliśmy tak w ciszy. Ja wpatrywałam się w Wisłę, a on we mnie. Boję się, że każde jego spojrzenie w moje oczy może być ostatnim, jakie kiedykolwiek będę mogła na sobie poczuć.

To, co chciałbyś usłyszećWhere stories live. Discover now