Myślałam, że uciekliśmy od wojny. Teraz siedzimy razem w schronie. Chowając się przed... Sowietami... Obok mnie siedzi moja skulona matka i córka. Na chwile podnoszę głowę znad kolan. Obserwują mnie. Siedzę wyprostowana i wgapiam się w wątłą świecę, nasze jedyne źródło światła. Tynk spada ze ścian piwnicy, brudząc moje włosy.
-Nie boisz się?-pyta się przerażona matka.
-Kogo?-odpowiadam obojętnie, bawiąc się medalikiem z naszyjnika.
-Sowietów... Niemców...-wylicza.
-Nie-przymrużam oczy.-Tych drugich zabijałam jeszcze i przed powstaniem. Dobrze wiem, z kim obcujemy. Do pewnego momentu byli nieprzewidywalni, lecz po kilku latach z nimi... wiem, kim są.
Babka siedzi obolała na krześle, ledwo chodzi, a musieliśmy ją ewakuować.
-Jesteś moją wnuczką, a przeżyłaś więcej ode mnie-stwierdza smutno.-Gdybym mogła ci odjąć bólu.
-Nie bój się o mnie, każda rana się powoli goi-wstaję.
-Mamo... gdzie ty idziesz?-pyta przerażona Ala.
-Nigdzie, nogi mnie bolą, musiałam je rozprostować-tłumaczę.
Dziewczyna wzdycha, ale w jej oczach widać ulgę.
-Kiedy ten ostrzał się... skończy...-mówi moja matka, trąc uszy.
-Nieszybko-stwierdzam.-Obu stronom zależy na Górnym Śląsku.
-Mamo, czy ciebie nie bolą z tego uszy?-pyta Ala z łzami w oczach.
-Nie-znowu siadam.-To była codzienność po pierwszym sierpnia.
-Jeżeli nie postawią ci pomnika, to niech to państwo idzie w pieruny!-zarzeka się babka.-Ty więcej walczyłaś niż twój dziadek, czy ojciec, czy bart...
No właśnie... mój bart. Gdy usłyszeliśmy te słowa z ust babki... zapadła grobowa cisza, jedynie inne kobiety lamentowały. Nagle drzwi do schronu się otwierają. Ktoś został wrzucony tutaj. To Niemiec? Podchodzę do chłopaka o znajomym mi odcieniu włosów. Szybko zabieram mu broń. Kopię w niego.
-Dajcie mi tu świecę-rozkazuje.
Podnoszę go za kołnierz i podświetlam twarz.
-Cholera... mamo...-wołam matkę.
To Wojtek... poturbowany... ale nie jakoś mocno. Musiał stracić przytomność od uderzenia.
-Moje dziecko...-płacze matka.-Czy on żyje?-szlocha.
Opieram go o ścianę i klękam ku niemu.
-Wojtek...-wołam.
Nie odpowiada.
Cholera.
-Wojtek...-powtarzam.
Lament robi się coraz gorszy, kobiety z rodziny też dołączają się do płaczu.
-Przestańcie kurwa lamentować...-puszczają mi nerwy.-Zaraz go dobudzę...-znowu wszystko było w moich rękach. Nie pozwolę kolejnej osobie, którą kocham umrzeć.-Ala, chodź tu.
Dziewczyna przychodzi i podaję jej świeczkę, aby ją trzymała.
-Trzymaj ją dalej ode mnie, nie chcę się podpalić-mówię do niej łagodnie.
Dziewczyna odsuwa się na środek. Całe pomieszczenie patrzy się, jak sprawdzam czy oddycha i nie ma połamanych kości. Nic nie miał. Stracił przytomność. Musimy działać szybko... niedelikatnie... Biorę zamach i uderzam go z liścia.
![](https://img.wattpad.com/cover/321780790-288-k573755.jpg)
VOCÊ ESTÁ LENDO
To, co chciałbyś usłyszeć
Ficção Histórica𝐑𝐨𝐤 𝟏𝟗𝟑𝟗... Cały obszar Polski znajduje się w strefie działań wojennych. Każdy odczuwa jarzmo wojennej rzeczywistości, od biedoty, po elity. Świat stał się szczególnie wrogi dla niedoświadczonej wojną młodzieży. Młoda debiutantka salonów - Kl...