4 listopada 1939

248 9 3
                                    

Obie miałyśmy przerwę, siedziałyśmy przy kawie. Minął miesiąc od tego sławetnego przesłuchania, za które zresztą dostałam podwyżkę. Ojciec wrócił wreszcie do domu, znowu jest urzędnikiem. Powoli wszystko wraca do normy.

-Myślisz, że zwolnisz się stąd? W końcu twój ojciec wrócił-zapytała Gosia.

-Nie-stwierdziłam.

-Dlaczego?-zapytała zaszokowana.-Przecież chciałaś być artystką.

-To może poczekać, są priorytety-wymijałam temat.

-Jakie?-dopytywała się, powoli wypijając kawę.-Jakiś przystojny żołnierz?

Przewróciłam oczyma. Ona to tylko o jednym myśli.

-Gosiu, życie nie kręci się wokół romansów. Ja obrałam sobie jako cel pomoc mojej rodzinie i przyjaciołom- przecież nie ujawnię, że chciałabym pomóc większej ilości Polaków.

-Aj tam!-zachichotała.-Co ty nie pamiętasz, jak każdego chłopaka z męskiej szkoły naprzeciw miałaś w garści?

-Stare dobre czasy-zaśmiałam się.-Aj... to byli dziwni chłopcy.

-Jedni super przystojni, drudzy okropni-bardzo szybko osądziła młodzieńców.

-Ajaj... okrutna jesteś- podśmiechiwałam się.-A nie daj Boże, jeszcze taki jeden będzie twym mężem.

-Szybciej zostanę siostrą zakonną-rzekła uparcie.

-Jasne, jasne-wyśmiałam ją.-Ślubów czystości to raczej nie przeszłabyś.

-Musisz być taka okropna?-mówiła obrażona.

Śmiałam się z niej, była zbyt dumna, aby przemóc się i pokochać kogoś nie za wygląd, a za charakter.

-Nawet nie jestem okropna-posłałam jej oczko.-Po prostu szczera-stukałam paznokciami o biurko.-Właśnie, kupiłaś ten atrament?

-A miałam?-zapytała, roztwierając szeroko oczy ze zdumienia.

-Dlaczego to mnie nie dziwi, że pani Osińska nic nie pamięta-kręcę głową zrezygnowana.-Gdyby nie ja to biuro leży!

-Przepraszam! Mam dużo rzeczy na głowie-rzekła, kręcąc swoje loki wokół palca.

Chyba nawet nie chcę wiedzieć, jakie ona to tam ma za sprawy. W szkole udawała grzeczną dziewczynkę, wojna ukazała jej prawdziwą twarz. Swoją przyszłość opiera na związku. Nigdy nie była święta, a teraz gdy jej religijnego ojca nie ma, ona może pozwolić sobie na wiele.

-Dobra, dobra-rzekłam, ubierając na siebie płaszcz.-Zaraz wrócę, kupię tylko ten atrament-oznajmiłam, po czym wyszłam z budynku.

Rynek był dziś wyjątkowo tłoczny, uwaga tłumu skupiała się wokół chłopca sprzedającego gazety. Z ciekawości również tam podeszłam. Jakiego szoku doznałam, gdy na pierwszej stronie w kupie zdjęć znalazło się zdjęcie Nowickiego. Wykupiłam jeden z ostatnich egzemplarzy. Patrzę się na krótki, ale treściwy nagłówek. „Zbiegł". Mój uśmiech był tak szeroki jak nigdy wcześniej podczas wojny.

-A jednak!-mówię dumnie.

Z tej euforii wchodzę do sklepu papierniczego z ogromnym uśmiechem.

-Co panienka sobie życzy?-pyta stary mężczyzna za ladą.

-Atrament-mówię życzliwie i miło.

-Już się robi-zaczął szperać w szafie za sobą.-Widzę, że ktoś tu ma wyśmienity humor.

Dopiero teraz zrozumiałam, że zachowuje się dosyć dziwnie jak na osobę pod okupacją niemiecką.

-Dostałam awans-zmyśliłam.

-Gratuluję-rzekł z ciepłym uśmiechem.-To naprawdę dobra wiadomość w dobie tak wielu złych informacji.

-Zgadzam się- oparłam się na ladzie.-Bardzo chcę pomóc swojej rodzinie.

-Taka córka jak pani to skarb-położył atrament na ladzie.

Wyciągnęłam portfel, wyjęłam z niego odpowiedni banknot, po czym podałam mężczyźnie.

Śpieszyło mi się.

-Dziękuję panu, miłego dnia-wybiegłam ze sklepu.

Biegłam, chociaż nie potrzebowałam. Czułam szczęście, bo kogoś uratowałam. Nawet jeżeli moje małe kłamstewko i manipulacja nie przywrócą Polski to i tak myślę, że zrobiłam bardzo dobrą robotę.

Weszłam do biura z rozwianymi włosami.

-O mój... a tobie co się stało?-zapytała Gosia.

Ona jest definitywnie zbyt ciekawska. Położyłam na jej biurko ten zakichany atrament.

-Pies mnie gonił...-znowu zmyślałam.

-Ach, no tak- rzekła.-Biedne pouciekały wystraszone wojną, a teraz szwendają się bez jakiejkolwiek pomocy-stwierdziła smutno.

Ja nawet nie za bardzo jej słuchałam. Wpatrywałam się w jego zdjęcie. Gdy poznałam go miesiąc temu, był w fatalnym stanie, a w gazecie użyli zdjęcia sprzed wojny. Wyglądał cudnie, szykownie. Nasz śląski chłopak, a ja zawsze szukałam księcia z Warszawy.

-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?-zapytała Małgorzata.

-Tak, biedne pieski- powiedziałam wybudzona z transu.-Chciałabym im pomóc.

Osińska stanęła obok mnie i wyrwała mi gazetę.

-Ta jasne...-rzekła.-Co jest w tej gazecie, że taka zaciekawiona patrzysz?-kartkowała magazyn.

Chwilę kartkowała, aż wreszcie powróciła do głównej strony. Zauważyła go.

-Ojeju... jaki śliczny-rzekła z zachwytem.

-Byłam na jego przesłuchaniu-przyznałam.

-I żyje?-zapytała cicho.

-Przeczytaj nagłówek-stwierdziłam.

Czytała.

-Jezus... jak dobrze... taki chłopak nie powinien się marnować-uznała.-Umówisz mnie z nim?

-Jeżeli go jeszcze raz zobaczę, to tak-powiedziałam, zabierając jej gazetę.

Nie wiem, co w nim jest, ale czuję, jakby uśmiechał się do mnie ze zdjęcia. Muszę... zachować tę gazetę... chciałabym go spotkać, zapytać, czy wszystko dobrze i czy mogę jeszcze jakoś pomóc.

To, co chciałbyś usłyszećWhere stories live. Discover now