30 maja 1942

87 4 1
                                    

-Dla kogo te kwiaty?-pytam w biurze, za nim wyjdę.

-Ponoć dla ciebie-oznajmia Hanna, Niemka pracująca w biurze.

Biorę bukiet do ręki i wychodzę. Nie jest to mój ulubiony typ bukietu. Cały żółty... dlaczego ktoś miałby dawać mi bukiet do roboty? Teraz sama nie wiem, czy mogę to wyrzucić. Nie daj Boże... będzie od Feliksa i będzie mu przykro. Przecież to właśnie mój narzeczony dawał mi bukiety jeszcze gdy byliśmy w naszym mieście. Wchodzę do tramwaju, oczywiście do niemieckiej części, bo polska jest zapchana po brzegi. Wpatrywałam się w tych ludzi. Wiszą praktycznie na tym wagonie, ledwo się utrzymując. Warszawa jest dla mnie dziwnym miastem, łączą się tutaj różne światy. Polski, który pomimo wszystko dominuje oraz niemiecki ze swoją burżuazyjną fikuśnością. Szczerze? Wolę polską problematyczną codzienność niż ułudę Niemców. Całe dnie tłumaczę te propagandowe szmatławce. Nijak nie umiem się przysłużyć, ale przynajmniej jestem blisko Feliksa. Obserwuję Polaków, pomimo trudności nie tracą humoru. Żartują sobie, uśmiechają się do siebie. Na złość okupantowi. Chciałabym być razem z nimi. Może nie byłabym postrzegana jako wróg. Sama sobie zgotowałam ten los. Teraz muszę za to płacić. Niemiecki wagon jest obrzydliwy, zdeprawowany. Siedzą obok mnie kobiety w skradzionych biżuteriach, polscy służbiści palący fajki, niemieccy oficerowie z tabunem prostytutek. Wagon wygląda lepiej z zewnątrz jak ze środka. Głupio było mi tu stać. Mnie jest wygodnie, ale psychicznie ciężko. Zorientowałam się, że człowiek z czasem przestaje dostrzegać zło, gdy żyje w ciągłym kataklizmie. Zawiodłam swoje ideały. Nagle tramwaj się zatrzymuje. To już mój przystanek. Wysiadam, po czym tramwaj śmierci rusza. Przypatruję mu się w ciszy. Zastanawiam się, kto ostatecznie będzie bohaterem, a kto będzie zakopany z litości w zbiorowym grobie. Ruszam do mojego lokum. Otwieram drzwi. Kładę bukiet na szafie, a torbę na podłodze. Zamykam drzwi na klucz.

-Feliks, kochanie-wołam narzeczonego.-Mógłbyś tu przyjść?

Pytam, bo wiem, że dziś nigdzie nie wychodził. Tak, zamieszkaliśmy razem. Jestem z tego faktu bardzo szczęśliwa. Mój narzeczony mieszka u mnie, bo przecież „najciemniej pod latarnią".

Mężczyzna ze szczerym uśmiechem wyłania się zza framugi drzwi do kuchni. Ma na sobie domowe ubrania oraz dniowy zarost, pomimo tego jest dla mnie taki przystojny. Można powiedzieć, że sam jego widok mnie cieszy.

-Jestem-oznajmia i całuje moją dłoń. Jego uwagę przykuwa bukiet, ponieważ był jaskrawo żółty.-A to co?

-To nie twoja sprawka?-pytam zaskoczona.

-A skąd-wpatruje się we mnie.-Nienawidzę żółtego.

Wpatrujemy się w siebie zaszokowani.

-O Boże...-kręcę nerwowo głową. Wtulam się w niego.

To bukiet od Teufela. Teraz zdałam sobie z tego sprawę. Feliks był dosyć bystry, szybko pojął, co to za zagrywka.

-Blondas chce stracić zęby-mówi.-Co on ślepy? Nie widzi pierścionków na twoich dłoniach?

-Mówiłam mu, że jestem zaręczona-tłumaczę.

-Nie wątpię-całuje mnie po czole, po czym podchodzi do bukietu i natychmiastowo wyrzuca go do śmietnika.-Okropny wybór. Sam bukiet wygląda, jakby go zrywał z kwietników na Łazienkach.

Zaśmiałam się. Jego humor był cudowny, nie był tak jak inny mężczyźni.

-Jesteś koneserem-zaśmiałam się.

-Jestem-mówi, podchodząc do mnie.-Ten głupiec nie wyprowadzi mnie dziś z równowagi-gładzi moje policzki.-Nie obchodzi mnie, co chciał osiągnąć. Na pewno nie zaskarbił sobie twoich uczuć-odrzekł z głęboką wiarą we swoje słowa.

-Masz rację-przyznaję. Jego ciemnobrązowe oczy wyglądały radośnie. Zakochana wpatruję się w niego, obejmuję jego szyję.-Nikt nie jest w stanie cię zastąpić.

-Tak samo jak ciebie-bierze mnie na ręce.-Nie stójmy tak w przedsionku-zmierza w kierunku salonu.-Zrobiłem nam kolacje-oznajmia.

-Naprawdę?-wpatruję się w ten jego ciepły uśmiech.

-Czemu miałbym kłamać? Przecież czujesz zapach-stwierdza.

Miał rację. Zapach jedzenia rozchodził się po pomieszczeniu. Ciepłe światło zachodzącego słońca dodawało pokojowi atmosfery. W tle grała polska muzyka. To aż niemożliwie...

-Bodo... To niemożliwe!-stwierdzam zachwycona.-Gdzie dostałeś takie winyle?

-To prezent dla ciebie!-śmieje się.-Wiem, jak bardzo kochasz jego muzykę.

Nawet w tak okropnych czasach nadal się stara. Mógłby po prostu czekać w mieszkaniu na mój powrót, ale on zamiast tego postarał się. Coś, co było dla mnie rzadkie nawet przed wojną. Ponoć szczęście jest ulotne, ale teraz czuję się bosko.

W nocy...

Jego senna twarz delikatnie obijała ciepłe światło lampki nocnej. Wyglądał tak rozkosznie. Dobrze, że postanowiłam przeciwstawić się woli rodziców. On jest czymś więcej niż moim narzeczonym. Nie wiem, jak to opisać... ale to jego trop prowadzi mnie przez tę mgłę i dżunglę. Chociaż w głębi dalej pragnę, abyśmy oboje mogli wrócić do domu. Warszawa to nie nasze miejsce, nawet jeżeli Feliks się przy tym upiera. Jedyne co mnie tu trzyma to jego osoba.

To, co chciałbyś usłyszećWhere stories live. Discover now