Noc z 18 na 19 listopada 1939

175 8 6
                                    

Od ponad dwóch minut cały czas coś uderza w moje okno. Mieszkam obok lasu, więc może to jakieś szyszki porwane przez wiatr. Podchodzę do okna, znowu uderza. Otwieram okno. Przecieram leniwie oczy. Szybko odczuwam chłód na mojej skórze.

-Klarysa-odzywa się głos w ciemności.

Mój śpiący mózg nie był w stanie pojąć, o co chodzi.

-Popatrz się w dół-rzekł nieznajomy.

Tak jak powiedział tak też zrobiłam. Jakby nie inaczej, Feliks.

-Aż tak się za mną stęskniłeś, że spać nie umiesz?-oparłam się an framudze okna.

-Ha... ha, bardzo zabawne-rzekł, po czym zaczął się wspinać w moim kierunku.

-Co ty robisz?-pytam wystraszona.-Krzywdę sobie zrobisz...

-Nie zrobię- stwierdził, stając po drugiej stronie okna.-Wpuścisz mnie?

Odruchowo odsuwam się, aby mógł wejść. No i wszedł.

-Jesteś głupi-mówię cicho, zapalam świeczkę i szukam notatnika.-Mam to, o co mnie prosiłeś-sięgam po notatnik i wyrywam z niego kartkę, po czym podaję mu ją.-Siedem nazwisk.

Trudno odczytać jego emocje, jest za ciemno.

-Nawet nie wiesz, jak bardzo ułatwi mi to pracę-mówi bardzo cicho, aby nikogo nie obudzić.-Jesteś niemożliwa-mówi to z ciepłym tonem głosu.-Naprawdę... gdyby nie ty... byłoby gorzej.

-Zdaję sobie sprawę-stwierdzam z sennym tonem głosu.

-Jak to robisz?-pyta.

-Co robię?-siadam na łóżku.

-Ciągle mnie zaskakujesz swoją efektywnością-oznajmia.

-Moje umiejętności-twierdzę.

-Właśnie widzę-usiadł obok mnie.-Właściwie to jakie szkoły ty ukończyłaś, aby mieć takie umiejętności?

-Nic z moich umiejętności nie wywodzi się ze szkoły-tłumaczę.-Z pozoru wydaję się cicha i posłuszna, jest to zgubne myślenie, ten najcichszy zawsze jest najniebezpieczniejszy. Oni zawsze mają cichą władzę nad wszystkim.

-Rozumiem-rzekł z podziwem.-Nigdy nad tym nie myślałem w taki sposób. Zawsze byłem głośny.

-Kim tak właściwie jesteś?-zapytałam wprost.

-Moje imię, nazwisko, stopień i pracę znasz-zaśmiał się.- Jeżeli pytasz, skąd pochodzę, to jestem tutejszy. Nie bez powodu akurat tutaj stacjonowałem i uczestniczyłem w obronie miasta. Jest ogromna szansa, że spotkaliśmy się dużo wcześniej-tłumaczył.-Mój ojciec stąd pochodzi. Chciał abym był rolnikiem lub stolarzem, ale ja uparłem się na swoim. Uciekłem z domu, wstąpiłem do wojska jeszcze jako nastolatek, za swoją szkołę wojskową płaciła rodzina mojej matki i ja sam. No i jakoś się tak stało, że jestem oficerem.

-Jakoś?-zażartowałam.

-No nie jakoś, dużo mojej pracy-powiedział.-Chciałem być jeszcze prawnikiem, ale nie mogłem, do tego potrzeba mieć rodzinę.

-A jakie zagadnienie najbardziej cię interesowało?-zapytałam.

-Prawo karne i wojenne-odpowiedział natychmiastowo.

-Byłbyś idealnym prawnikiem z twoim wygadaniem-zaśmiałam się.

-Może-odpowiedział mi śmiechem.-A ty? Kim chcesz być?

-Sama nie wiem, lubię nazywać się artystką-powiedziałam, opierając głowę na jego ramieniu.- Bo to nie ma ram... każda najdurniejsza rzecz przeze mnie stworzona jest dziełem. Szczerze mówiąc... chcę być wolna... Pomagać ludziom, eksperymentować, czasami porysować, czasami coś napisać.

-Ja czułem i czuję się tak samo, ale najbliżej moich zainteresowań zawsze było wojsko-odrzekł, obejmując mnie ręką.-Zawsze chciałem tyle zobaczyć, dopiero po wstąpieniu, zrozumiałem, że nie będę w stanie tego zrobić.

-A co chciałbyś zobaczyć?-zapytałam.

-A co ty chciałabyś?-również zapytał.

-Ja? Londyn, Paryż i włoskie miasteczka-odpowiedziałam mu.

-Ja tak samo-po barwie jego głosu szło odczytać, że był szczęśliwy.

-Hmmm... lubisz mitologię?-zapytałam ot tak.

-Bardzo-uśmiechnął się.

-Mamy tak wiele wspólnego...-stwierdziłam.

-Racja-zgodził się ze mną.-Wiem, że się powtarzam, ale nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty. Jesteś odważna, inteligentna oraz masz tyle pasji, że aż chce mi się znowu walczyć... o to wszystko.

Jego słowa ocieplają moje serce. Teraz tym bardziej cieszę się, że go uratowałam.

-Chwalisz mnie tak, a jakby to usłyszała twoja kobieta to byłaby wściekła-stwierdziłam.

-Nie mam kobiety-powiedział wprost.

Interesujące...

-Na pewno masz jakieś adoratorki-mówię spokojnie.-Wyglądasz bardzo atrakcyjnie i jesteś inteligentny, a do tego jeszcze za mundurem panny sznurem- stwierdzam bez skrępowania.

On śmieje się ciepło, odwraca twarz w moją stronę. W jego ciemnych oczach odbija się światło świeczki. Bada mnie wzrokiem, ja również wpatruję się w niego i uśmiecham się delikatnie.

-No co? To moje zdanie-mówię.

-Nigdy nie spodziewałbym się takiego komplementu z twoich ust, panno Klaryso- śmieje się, gdy to mówi.-Dziękuję ci bardzo-raczy mnie jednym z najpiękniejszym ze swoich uśmiechów, od którego serce bije dwa razy szybciej niż zwykle.-Nie chcę fanek mojej urody, bo jest przemijalna. Nie interesują mnie kobiety miłujące mnie za mundur. Chcę kobiety, która będzie moją bratnią duszą.

-Rozumiem-rzekłam.

-A ty czego chciałabyś od mężczyzny?-zapytał zaciekawieniem.

-Zależy, o co pytasz, czego innego chciałam przed wojną, a czego innego teraz-stwierdzam.

-To może najpierw powiedz, co chciałaś przed-wsłuchuje się we mnie bardziej.

-Przedtem chciałam oficera warszawiaka z dworkiem, co zachowywałby się tak romantycznie jak sienkiewiczowskie postacie Trylogii-rzekłam zawstydzona.

-Lubisz trylogię?-pyta z uśmiechem.

-Tak, bardzo-wyznaje.

-Ja również-przyznaje.

Mamy tak wiele ze sobą wspólnego... aż nie umiem w to uwierzyć.

-Bardzo wygórowane wymagania, jak na faceta- śmieje się.-My to chyba jednak pomimo wszystko jesteśmy prostsi-stwierdza.-A teraz jakie wymagania?

-Chcę faceta, z którym nigdy nie będzie nudno-zaczęłam.-Chcę czuć, że mnie kocha. Chcę widzieć gest. Nie chcę umierać z rąk rutyny. Mój ojciec chce statecznego życia dla mnie, jednak ja chcę czegoś innego. Wiesz... chcę to poczuć, patrząc się w oczy ukochanego-mówiłam szczerze i wpatrywałam się w niego.-Chcę czuć, że on będzie w stanie pokazać mi nowy świat-tłumaczę.-Teraz w dobie wojny każdy wybiera partnera na podstawie bezpieczeństwa, jakie może uzyskać-spoglądam w głąb jego ciemnych oczu.-Wiem... to jest głupie... ale tak czuję. Boję się, że jeżeli zmusiłabym się do rutyny... nigdy nie byłabym wierna...

On ponownie uśmiechnął się do mnie, położył dłoń na moim policzku.

-Nie bój się, znajdziesz go-stwierdza.-A może już go znalazłaś?

-Sama nie wiem... nie rozumiem siebie-przyznałam.

-Na to również przyjdzie czas-uspokoił mnie.

Nagle zegar wybił dwunastą. Feliks popatrzał się smutno na okno.

-Muszę wracać-wstał z łóżka.-A szkoda, bo tak dobrze się nam rozmawiało.

-Musisz iść? Na pewno?-zapytałam smutno.

-Muszę-oznajmił.

Kilka minut później leżałam w łóżku, w pustym pokoju, analizując, co właśnie się stało i dlaczego już za nim tęsknię.

To, co chciałbyś usłyszećWhere stories live. Discover now