Noc z 27 lipca na 28 lipca 1944

84 4 11
                                    

Nie umiem zasnąć... jest tak późno. W uszach dudni mi histeryczny płacz Aliny na wieść, że musi opuścić Warszawę bez nas. „Nie... nie... nie zostawiajcie mnie... Mamo!", łzy ciekną mi ciurkiem po policzkach. Ciężko mi się oddycha, a moje serce łamie. Całe nasze życie jest spakowane do walizek, które wraz z dziewczynami... trafią do moich rodziców. Jestem odwrócona do niego plecami. Nie chcę, aby widział, że płaczę.

Patrzę się w okno... ciepłe światło latarni oświeca kąt pokoju. Po chwili czuję, że łóżko się porusza, lekko się ugina. Chowam twarz w poduszkę. Nie pokażę mu ani trochę strachu, czy wątpliwości.

-Płaczesz-stwierdza.

-Nie, idź spać-mówię łamliwym głosem.

-Wiem, że płaczesz-mówi smutno.-To najbardziej łamiący mi serce widok-stwierdza, gładząc moje włosy.-Wiem, że nie umiesz wybrać pomiędzy mną a Alą. Jedź z nimi, ze mną będzie wszystko dobrze.

-Decyzja została podjęta-mówię cicho i odkrywam swoją twarz, brakuje mi powietrza.-Nie dam sobie rady bez ciebie...-zaczynam się trząść.- Wolę być w tym piekle niż obwiniać się, że cię zostawiłam...

Obejmuje mnie swym ramieniem. Wiedział, że żadna decyzja nie jest dla mnie dobra. Każdy wybór potęguje w moim życiu cierpienie.

-Nie byłabym w stanie pokochać nikogo innego...-przyznaję.

-Dałabyś radę-próbuje mnie uspokoić.-I masz na to moje przyzwolenie. Zwalniam cię z przysięgi mi danej. Jeżeli umrę lub zniknę, masz święte prawo znaleźć sobie kogoś innego.

-Nie zwalniaj mnie...-lamentuję.-Błagam... nie zwalniaj mnie...-wręcz krytycznie chwytam się jego szyi, obejmuje ją... jakbym miała tonąć.

-Ci...-próbuje mnie uciszyć.-Obudzisz Alę.

-Nie... zostawiaj mnie...-brzmię jak Ala, dokładnie jak moja córka.

Czuję się okropnie z faktem tego, że nie jestem jego podporą, a bardziej ciężarem. Pewnie wewnętrznie cierpi. Bardzo...

-Nie zostawiam cię...-chwyta moją twarz.-Nigdy nie poznałem osoby tak oddanej, jak ty... żaden żołnierz, czy członek rodziny... nie pokochał mnie tak jak ty.

-Kocham cię...-mówię załamana.-Boję się powstania... czy mamy szansę... przetrwać... wrócić i żyć?-pytam przerażonym głosem.

Milczy. Zna odpowiedź. Nie chce mnie przerazić.

-Nie wiem...- odpowiada po chwili.

-To nie ma szans... wygrać?-pytam wprost.

-Nie-stwierdza cicho.

-Dlaczego w takim razie... ktoś chce to robić?-dopytuję.

-Bo nie mamy innego wyboru-wymawia słowa powoli.

Czuję jakby spadła na mnie lawina śniegu. Nie ma wyboru... zawsze był wybór... zawsze była misja... cel...

-Przecież...-próbuję coś powiedzieć.

-Jedyny logiczny powód, to aby pokazać Stalinowi, że nie damy się wcielić do ZSRR-tuli mnie.-Dla dobra pokoleń...

-Żyć i umierać... dla dobra pokoleń...-szlocham.-Pokolenia i tak będą stracone... co zrobią bez rodziców, dziadków...

-Będą egzystować-mówi.

-Jaki jest punkt w egzystowaniu, jeżeli nie doświadczasz miłości?-ślę pytanie w eter.

-Kochanie... ja... nie wiem...-odpowiada ponuro.-Póki ludzie wierzą w powstanie i go pragną... jest nadzieja...

-Obiecaj... że jeżeli mi się coś stanie będziesz kochać mnie... wiecznie...-proszę o obietnicę.

-Będę kochał cię na zawsze-mówi.-Nic ci się nie stanie. Wrócisz do domu, a ja zaraz po tobie-znowu jest stanowczy i pewny siebie.-Damy radę...-opieram się na jego barku.-To będą ciężkie miesiące, ale damy radę...

Patrzałam na niego z miłością... i wiarą. Wierzę, że jeszcze raz przeprowadzi mnie przez tę mgłę.

To, co chciałbyś usłyszećWo Geschichten leben. Entdecke jetzt