5 marca 1940

115 7 0
                                    

-Feliks...-mówię błagalnym tonem.

Ten jedynie przewraca oczyma.

-Kochanie, słyszałem o tym milion razy-oznajmia.-Ta...-szukał dobrego określenia.-No... panna lekkich obyczajów mnie nie skrzywdzi-gładzi moją dłoń, którą trzyma.

Byliśmy na spacerze, łączkami, bo tak najbezpieczniej. Niemcy tutaj się nie zapuszczają, bo ludzie wypasają tu bydło, konie czy inną zwierzynę. Sporadycznie w niektórych miejscach leżał śnieg, gdzie indziej wybiły krokusy i przebiśniegi. Najpiękniejszym widokiem jest jednak on, jego oczy w ciepłym wiosennym świetle stawały się jaśniejsze... cudne...

-Nie jestem tego pewna-oznajmiam, po czym zatrzymuję się w miejscu.-Proszę cię, nie ignoruj tego...

-Nie ignoruję-stwierdza, uśmiecha się ciepło, aby załagodzić moje nerwy.-Mówisz mi to już od około miesiąca... swoją drogą to kochane, że... tak się o mnie martwisz-wpatruje się we mnie.-Szczerze... jesteś kobietą mojego życia, nawet jeżeli jesteśmy z sobą ponad dwa miesiące-rozpoczął swój monolog. Zazwyczaj raczył mnie słodkimi słówkami, lecz teraz jego głos przybrał poważną barwę, jakby co najmniej była to kwestia życia i śmierci.-Nie wiem, ile będzie mi jeszcze dane spędzić życia, ale...-chciał mówić coś dalej, ale przerwałam mu.

-Chyba nie zamierzasz umierać, prawda?-pytam trochę przerażona tą wizją.

-Nie-zaśmiał się.-Jesteś taka nerwowa. Nie dasz człowiekowi dokończyć.

-Przepraszam-stwierdzam cicho.

-Wracając, resztę swojego życia chcę spędzić z tobą-oznajmia.-Pamiętasz kiedy pytałem?

Wtedy zrobiłam się cała nerwowa, wręcz sina. Wiem, co sugerował wiele razy. Kocham go bardzo mocno, ale czułam się przerażona. Nawet jeżeli chciałabym... nie mogę ryzykować... to za niebezpieczne. Nie tylko ja ryzowałabym, ale i moja rodzina. Robiło mi się powoli duszno, bo serce chce powiedzieć tak, ale rozum nie chce nawet tego rozważać jako opcję.

-To...-burkam słowa.-Za... szybko...

Co ja... właśnie... powiedziałam?

-Rozumiem-stwierdza, widać w jego oczach smutek, ale nadal uśmiechał się do mnie, próbując ukryć ból.

Sama nie widziałam, czy żal nie rozłupie mi serca na milion kawałków. Jedynie moje poczucie bezpieczeństwa nie ucierpiało. Wiem, że pożałuję tę decyzję jak żadną inną.

-Zostawisz mnie, prawda?-pytam nerwowo.

-Czemu miałbym?-ponosi brew.-Przecież nadal cię kocham, a nawet jeszcze bardziej, bo nie bałaś się być szczerą-objął mnie ręką.-Jesteś młoda, to naturalne. Strach jest ludzki. W twoim przypadku uzasadniony. Kochasz swoją rodzinę, chcesz ją chronić-przerzucił kosmyk włosów zasłaniający mu oko.

-Bo potrzebujesz kogoś, kto będzie w stanie umrzeć razem z tobą, jeżeli będzie trzeba-stwierdzam.

Patrzy na mnie zdumiony. Nie spodziewał się takich słów z moich ust.

-Sęk w tym, że nie-oznajmia.-Nie chcę męczenniczki. Chcę być z tobą, ponieważ... dajesz mi nadzieje na lepsze jutro. Chcę patrzeć na ciebie codziennie, każdego dnia... być dumny z tego, że wybrałaś właśnie mnie i nikogo innego na tak ważną rolę. Nie będę cię oszukiwał, trudno w tych warunkach o traktowanie cię jak księżniczkę, ale po wojnie...-chwycił moje dłonie i spojrzał w moje oczy.-Po wojnie, jestem w stanie być o tym, o czym zawsze marzyłaś-mówił.-Nawet jeżeli będzie to żmudny i trudny proces.

Miał coś w sobie, co dawało mi nadzieje. On nie obiecywał mi pałaców, czy innych życiowo błahych rzeczy. Wcześniej byłoby to dla mnie za mało, teraz jest to dla mnie całym światem. Właściwie on nim jest, a nie jego słowa.

-Kocham Cię...-pocałowałam go czule.-Chciałabym, żeby wojny nie było-wpatrywałam się smutno w bezkres pól.

-Kiedyś wojna się skończy, będziesz szczęśliwa-przytulił mnie do sobie.

-Bez ciebie nie będę-oznajmiłam mu.

-Uparta jesteś-zaśmiał się ciepło.-Zawsze jestem i będę przy tobie. Nieważne, w jakiej formie-pocałował moje czoło.

-Obiecuj...-mówię cicho, ale nie kończę.

-Co mam ci obiecować?-pyta.

-Że nigdy mnie nie zostawisz-patrzę na niego niczym dziecko na rodzica, gdy ten wychodzi do pracy.

-Nie zostawię, księżniczko-ociera moje łzy.-Nigdy! Wtedy tylu chłopaków byłoby wokół ciebie, a to wprowadziłoby mnie w szał-śmieje się.

-Bardzo śmieszne...-mówię cicho.

-Nie przejmuj się, wszytko będzie dobrze-gładzi moje włosy.-Mamy siebie, to wystarczy.

Co mogę powiedzieć? Powiedział to, co chciałbym usłyszeć. Właśnie teraz zrozumiałam, jak wiele mocy mają słowa. Za każdym razem pragniemy czegoś usłyszeć i to, co usłyszymy bezpośrednio, wpływa na nasze przyszłe czyny.

-Nie wiem jak z tobą wytrzymam-przewracam oczyma.

-Sama przyjemność!-uśmiecha się dumnie.

-Doprowadzisz mnie do zawału...-mówię cicho.-Do teraz czuję, że mam stan przedzawałowy...

Ten szybko bierze mnie na ręce i tuli mocno do siebie.

-Delikatna z ciebie dziewczyna- mówi zmartwiony.

Obejmuję jego szyję i obieram głowę na jego ramieniu.

-To cię szokuje, a jeszcze przed chwilą twierdziłeś, że chcesz zostać moim mężem-całuję delikatnie jego szyję.

Uśmiechnął się podstępnie, uwielbiał moją atencję.

-Nadal chcę-podniósł mnie nad siebie.-W bogactwie, czy biedzie. Na mieście czy na wsi! W mundurze czy w garniturze... w każdej możliwej wersji.

Uśmiechnęłam się ciepło, objęłam jego twarz.

-Nie tylko ty chcesz-stwierdzam. Jeszcze bardziej zaczynam żałować swojej decyzji. Wpatruje się w niego, po czym chylę głowę. Ten całuje mnie.

Właśnie tak widzę swoją przyszłość, przy jego boku...

To, co chciałbyś usłyszećWhere stories live. Discover now