Chociaż raz miał dla mnie czas. Może będzie to dziecinne, ale Ala zabiera uwagę przeznaczoną dla mnie. Chciałabym chociaż jeden dzień spędzić tylko z nim. Wszystko, co zgromadzimy... dzielimy na trzy, zamiast dwa... pomimo że dziewczyna się cieszy, my się męczymy. Trwoga w jego oczach dobija ostatnie nadzieje na lepsze jutro. Idziemy razem łąką, przyklejeni do siebie, a bardziej ja do jego ręki. Gdy ostatni raz... byliśmy na łące... skakaliśmy, tańczyliśmy... teraz idziemy niczym w pogrzebowym orszaku. Deptamy kwiaty i zieloną trawę. Ala biegnie przed siebie, cieszy się. Nie widzi i nie słyszy naszych cichych krzyków oraz grobowych min.
-Kiedyś wojna się skończy-stwierdza znikąd.
-Na pewno-wzdycham ciężko.-Oby jak najszybciej...
-Ta sytuacja nie może tak trwać-mówi i zatrzymuje się przede mną. Obejmuje moje ramiona.-Nie mamy warunków.
-My?-pytam zestresowana.
Czy on właśnie chce zerwać zaręczyny? Czy on mnie już nie kocha? Zestresowana wpatruje się w niego.
-My-po czym ruchem głowy wskazuje na Alę.
Wydycham już spokojniej powietrze.
-Jezus... już myślałam, że zrywasz zaręczyny...-zrobiłam się cała czerwona, oparłam głowę na jego ramieniu.
-W życiu-uśmiechnął się.-Bardziej chodzi mi o pełnoetatowe niańczenie.
-Rozumiem-pierwszy raz nie próbowałam mu się przeciwstawić.-Nie sprawdzamy się w tej roli.
-Bardziej ja-gładzi moje włosy.-Chcę wrócić do dawnych czasów.
-Których?-obejmuję jego twarz.
-Gdy nasz czas był faktycznie nasz-delikatnie całuje moje usta.
-Zawsze masz rację-uśmiecham się szczerze.
Pierwszy raz znowu czułam szczęście.
-Nie mam-przeczy.-Poruszam się jak ślepy we mgle.
-Mgła jest niczym, gdy ktoś prowadzi cię za rękę-chwytam jego dłoń.-Wcale nie jesteś ślepy, po prostu mgła wszystko zakrywa-tłumaczę.
-Poprowadź mnie do domu-chwycił mnie w talii.
-Da się to zrobić-delikatnie staję na palcach, aby go pocałować.
Gdy już miałam dotknąć jego ust, przybiega Ala.
-Dlaczego mnie zostawiliście?-pyta zła.
Wracam do swojej naturalnej pozycji.
-Nie zostawiliśmy-mówi markotnie mój narzeczony.-Przecież nie będziemy za tobą biegać-tłumaczy.-Ja i Klarysa jesteśmy wyjątkowo zmęczeni pracą.
Dziewczyna ciągle się dąsa.
-Alu, daj nam odpocząć, chociaż na chwilę-staję po stronie Feliksa.
-Estera mówi, że nic nie robicie-mówi nam to wprost.
Mój mężczyzna stoi nieruszony, ale ja mam ochotę postawić ją do pionu za takie odzywki w naszą stronę. Stoję jak struta.
-Dlaczego nie walczysz razem z ŻOB'em?-pyta wprost Feliksa.
Ten jedynie gani ją wzrokiem.
-A dlaczego ty nie wiesz, jak się miarkować?-kieruję w jej stronę pytanie.-Zaraz ugrasz sobie karę-grożę jej.-Miej szacunek dla osób, które się o ciebie troszczą. Estera nie funduje ci jedzenia, ubrań, czy bezpieczeństwa.
-Nie jesteś moją matką!-robi scenę.
-I dzięki Bogu, że nie-mamrocze Feliks pod nosem.
Patrzę się na niego karcąco, niepotrzebnie to mówił.
-Wy obaj mnie nie chcieliście!-krzyczy dziewczyna i biegnie w stronę domu.
Wpatruję się w jej rude włosy rozwiewane przez wiosenny wiatr.
-Ach... Feliks...-wzdycham zmęczona.-Musiałeś?
-Musiałem-upiera się przy swoim.-To nie nasze dziecko, a od miesiąca zachowuje się jakbyśmy co najmniej kupić jej zamek i traktować ją jak diament.
-Ale to nadal dziecko...-chwytam ponownie jego dłoń.
-Nie prosiłem o nie-jego oczy stają się chmurne.
-Wiem...-wpatrywałam się w jego ciemne, chłodne oczy.
Czułam, że muszę wybierać. Iść za nią, lub zostać z nim. Wzdycham ciężko. Zdaję sobie sprawę, że pomimo moich dobrych chęci, nie przyjechałam tu, aby bawić się w niańkę.
Chwytam delikatnie jego dłonie, próbuję go zrozumieć, tak jak on wiele razy rozumiał mnie.
-Nie poda mi się tu, Feliks-wyznaję.-Ciągle czuję się tu obco. Warszawa wymaga ode mnie rzeczy, których ja nie chce robić-podchodzę bliżej do niego.
Jego twarz się rozchmurza. Nerwy zanikają.
-Wrócimy do siebie-oznajmia.-Gdy tylko domknę moje obowiązki.
Patrzę się na niego zaskoczona. Zawsze walkę stawiał na pierwszym miejscu.
-Dlaczego?-zapytałam.
-Dlaczego?-powtarza za mną.-Bo mam dosyć. Ci ludzie to ochotnicy, nie moja grupa. Nie wiedzą, jak trzymać broń i walczyć, ale będą się wymądrzać. Ostatnio chyba z trzy osoby trafiły na Pawiak. Powiedz mi, jak ja mam ich odbić, nie ryzykując swoim życiem i twoim bezpieczeństwem?-skarży się.-Wolałem pracować z moimi ludźmi, siedzieć w tym przeklętym lesie niż patrzeć jak nadzieja się powoli wykrusza-jego ton jest ciężki, ale prawdziwy.-Nie tego chciałem. Nie po to byłem w szkole wojskowej. Nie idzie nauczyć cywilów czegoś, co my uczyliśmy się lata.
-Moim zdaniem za bardzo się obwiniasz-polemizowałam.-Robisz dobrą robotę, jedynie otoczenie tego nie docenia-tulę się do niego.-Jestem pewna, że ktoś ich odbije. Nie możesz ciągle z wszystkim walczyć, bo dla ciebie wojna nigdy się nie skończy.
-Jeżeli nie będę walczył, to inni również nie będą-tłumaczy.-Niemcy i tak zostaną wybici, ale teraz chodzi się o przyszłość. Nie mam zamiaru umierać rozstrzelany w lesie-stwierdza poważnie.-Kacapy to jeszcze gorsze ścierwo. Palą, biją, kradną i gwałcą. Nie zasnę spokojnie, póki nie będziesz w pełni bezpieczna.
Wiem, że odnosił się w swojej wypowiedzi do komunikatu z 12 kwietnia, informującym o masowych grobach oficerów polskich w Katyniu. On już nie walczył o ideę niepodległej Polski, on walczył o swoje i moje życie.
-Z tobą zawsze jestem bezpieczna-odpowiadam bardziej pozytywnie.-A ty ze mną-uśmiecham się ciepło, aby go pocieszyć.
W oczach Feliksa pojawia się ten błysk nadziei. Tuli mnie do siebie mocno.
-Jesteś najlepszym, co mogło mnie spotkać-szepcze mi do ucha.
W jego objęciach zawsze było mi lepiej, na pewno raźniej. Ten facet jest moim wiecznym marzeniem. Tyle razem przeszliśmy, a nadal się kochamy.
![](https://img.wattpad.com/cover/321780790-288-k573755.jpg)
YOU ARE READING
To, co chciałbyś usłyszeć
Historical Fiction𝐑𝐨𝐤 𝟏𝟗𝟑𝟗... Cały obszar Polski znajduje się w strefie działań wojennych. Każdy odczuwa jarzmo wojennej rzeczywistości, od biedoty, po elity. Świat stał się szczególnie wrogi dla niedoświadczonej wojną młodzieży. Młoda debiutantka salonów - Kl...