11 maja 1942

88 4 0
                                    

Łatwo było powiedzieć, gorzej było to uczynić. Rodzina nie była zadowolona, był krzyk i łzy. Jednak wyszłam, od teraz idę jedynie przed siebie. Nigdy nie postawie kroku w tył. Muszę go zobaczyć. Moje miasto powoli znikało mi z pola widzenia. Chcę mi się płakać, ale słyszę, że ktoś wchodzi do mojego przedziału. Nie patrzę się na tę osobę. Po prostu mi przykro.

Pocieram moje oczy chusteczką, aby zatamować łzy. Czuję na sobie czyiś wzrok.

-Wszystko dobrze?-pyta po niemiecku.

Czy ja mu wyglądam, jakby było mi dobrze?

-Tak-odpowiadam zdawkowo. Podnoszę wzrok na mężczyznę.

Był to blondyn, atletycznej postury. Jego oczy wierciły we mnie aż dziurę, nie były zbyt przyjemne. Uśmiech za to był wredny i szeroki. Wyglądał dosyć prostacko i chamsko, pomimo swojego munduru SS.-Co pana tak bawi?-pytam nerwowo.

Ten chowa swój uśmiech, a jego twarz staje się pochmurna. Pomimo jego pięknej urody, wydaje mi się człowiekiem nieprzyjemnym w obyciu.

-Nic, próbowałem być...-traci słowo.-Taktowny? Empatyczny?

Przewróciłam oczyma.

-Gdzie ma pani mężczyznę?-pyta wprost.-Podróż samemu dla kobiety jest niebezpieczna.

Czemu on musi być takim cholernym chamem?

-Nie słyszał pan o czymś takim jak emancypacja kobiet?-odpowiadam pytaniem.

-A tam, wynalazki z Ameryki-kręci głową.-Wódz twierdzi, że kobieta nadaje się najlepiej jako żona.

-Wiem co twierdzi wódz-informuję.-Ja jednak mam większe plany niż to. Pracuję jako tłumaczka.

Nie wiem, skąd go wytrzasnęli, ale on naprawdę powinien siedzieć na tej swojej wsi i krowy paść.

-Mogłaby mnie pani w takim razie poduczyć polskiego!-opiera się o oparcie siedzenia.

-Jestem tłumaczem, nie nauczycielem-upieram się.

-Jeden pies-macha ręką obojętnie.-Miło mi poznać tak charakterną kobietę jak pani, jestem Hauptstrumfuhrer Teufel- przedstawia się z tym błyskiem w oku.

-Miło poznać, Herr Teufel- proszczę się w siedzeniu.- Klarysa Wolska-wolałabym mu się nie przedstawiać, ale gdybym tego nie zrobiła, to zapewne zacząłby mnie podejrzewać, a ja z SS nie chcę mieć nic do czynienia.

-Brzmi pani bardzo egzotycznie-uśmiecha się ponownie.

-Bardzo-mówię ironicznie i wgapiam się w obraz za oknem.

To będzie długa i męcząca podróż. Nie bardzo marzy mi się spędzać z tym człowiekiem swój czas.

-Czyli co, sama jest panna?-pyta.

-Nie uczono pana manier?-dopytuję wprost. Ten człowiek jest nieznośny.-Mam narzeczonego.

Teufel widocznie nie był zadowolony z tej informacji. Zresztą czego on oczekiwał? Nikt nie zechciałby takiego prostaka jak on. Nawet jego uroda nie uratowałaby jego sytuacji. Mężczyzna zmarkotniał. Wyjął z kieszeni pudełko papierosów oraz zapalniczkę. Włożył papierosa do ust.

-Jest panna zbyt zadziorna, każdy oszalałyby z panią-wgapia wzrok w papierosa.

Boli cię przegrana, co?

-Mój mężczyzna jeszcze nie oszalał-mówię z przekąsem.

Niemiec nerwowo wzdycha. Nie spodziewał się oporu z mojej strony. Zapala papierosa, dymiąc tym niemiłosiernie po pomieszczeniu.

-Chce pani?-proponuje mi papierosa.

-Nie palę-oznajmiam.-Ale dziękuję za propozycję.

-Nie ma za co-odpowiada.-W mojej całej karierze nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak pani.

„Nigdy nie spotkałem, kogoś takiego jak ty", głos Feliksa rozbrzmiewa w mojej głowie. Przed oczyma staje mi jego twarz. Jego oczy otulają mnie wzrokiem. Jednak ze snu wybudza mnie gwizd pociągu.

-Przepraszam, zamyśliłam się-wracam oczyma do Niemca, ten widocznie był mną zainteresowany, bo lustrował mnie od góry do dołu.

-Jest pani niesamowita-stwierdza.

Że co? On to naprawdę ma nie po kolei w głowie.

-Po czym pan to stwierdza?-pytam.

-Obawiam się, że nie znam słów, aby to opisać-mówi.-Jest pani niczym fotografia pięknej kobiety znaleziona na poddaszu. Tajemnicza, piękna, ale i przy okazji hipnotyzująca.

Interesujące porównanie. Trochę banalne, ale dalej intrygujące.

-Zajmuje się pan fotografią?-wpatruję się w obraz zza okna.

-Przed wojną byłem fotografem-tłumaczy.

-Czyli artysta-murzę oczy.

-Nie nazwałbym się artystą-wydmuchuje dym.- Wolę swoją teraźniejszą pracę. Zdjęcia nie dają takiego efektu jak aktywna służba.

Nie wiem, jak to skomentować. On po prostu jest wyprany mózgowo. Nie ma żadnych innych celów niż zabieranie komuś praw do życia, wyboru, słowa...

-Czemu chce pan się uczyć Polskiego?-chcę się dowiedzieć po cholerę mu ten język.-Polska przecież nie istnieje.

Uśmiechnął się w moim kierunku.

-Jest pani taka słodziutka, kiedy dopytuje o szczegóły-posyła mi spragniony wzrok. Nie wiem, jak... ale jakimś cudem wpadłam mu najwidoczniej w oko.-Chcę umieć polski, aby moja praca była efektywniejsza.

Wpatrywałam się w jego posturę. Noga na nogę, do tego papieros w gębie. W jego mniemaniu był panem świata. Czuł się zapewne Aryjczykiem. Jego pewność siebie była wręcz atrakcyjna, ale nic poza tym. Mogłam przewidzieć, że jedyne, po co mu ten język to, aby się nad kimś psychicznie znęcać.

-Szlachetnie-udaję uśmiech.

-Wiem-stwierdza, po czym wstaje z miejsca.-Przepraszam panią najmocniej, lecz potrzebuję coś załatwić-oznajmia, po czym wychodzi.

Wreszcie... jego nazwisko mówi o nim wszystko... Szatan. Muszę powiedzieć o nim... nie! Nie jestem tu, aby kogoś ratować... poświęciłam swój związek dla innych. Nie mam zamiaru robić tego jeszcze raz. Moje serce cierpiało, bo gdy wspominam swojego narzeczonego, był on prawie niczym mit. Nadal mam nadzieję, że nie jest to pociąg do piekła... na ten moment jest fatalnie. Siedzę z szatanem w jednym przedziale i śmierdzi tu niemiłosiernie papierosami. Obrzydlistwo.

To, co chciałbyś usłyszećWhere stories live. Discover now