21 kwietnia 1945

25 0 0
                                    

Minęło kilka dni, a ja ciągle się zastanawiam jaką decyzję podejmę. Kim jestem, aby decydować o ludzkim życiu? Brzmi to niedorzecznie. Po tylu latach wojny nachodzi mnie takie pytanie... Oczywiście łatwiej jest podjąć takie decyzje, gdy ma się zabić kogoś szkodliwego lub obojętnego. Moja przyjaciółka nie jest ani szkodliwa, ani mi obojętna. Nadal nie wiem, co sądzę o jej partnerze. 

Chyba oduczyłam się ufać. Miłość boli. 

Dlaczego powinnam pozwolić jej zniszczyć swoje życie, dla czegoś, co jest kruche i prawdopodobnie nietrwałe? Co jej zagwarantuje, że owy Max nie zachowa się podobnie do Feliksa? W końcu to żołnierz. Musi wykonywać swoją pracę. Tymczasem, ona będzie stała w miejscu, rozmyślając co zrobiła źle. Gdy jest jedynie zagubionym dzieckiem... 

- Klarysa, nie wyglądasz dobrze... jesteś cała czerwona... czy to moja zupa? Nie smakuje ci? - pyta matka. 

- Nie, nie. Nie przejmuj się, jest bardzo dobra. Po prostu ostatnio mam nawrót złych wspomnień. Dużo dylematów - tłumaczę się. - Co zrobiłabyś, gdybyś wiedziała, że osoba, którą kochasz pakuje się w kłopoty? 

-Trochę ironiczne z twojej strony - kobieta uśmiechnęła się niezręcznie. - A co to za sytuacja? Znowu wpakowałaś się w kłopoty?

- Nie, nie ja - stwierdzam. - Nie znasz tej osoby - mieszam zupę łyżką, unikając kontaktu wzrokowego. - Pewna osoba zakochała się na zabój, ale zniszczy jej to życie. Jej rodzinie zapewne też. Ja nie chcę do tego dopuścić, ale "ta osoba" jest ze swoim partnerem bardzo szczęśliwa. Powiedzmy, że to taki mezalians tylko na innym poziomie...

- A czemu nie chcesz pozwolić "tej osobie" zaryzykować? Przecież sama też zaryzykowałaś - stwierdza melancholijnie. 

- Bo to nie jest tego warte... "ta osoba" jest bardzo mądra, inteligentna, piękna i dobra - tutaj coś staje mi w gardle. - Wiem mamo, że brzmi to ironicznie z moich ust, po tym wszystkim, co zrobiłam. Sparzyłam się na tym. Rany praktycznie się nie goją. 

- Myślę, że powinnaś wprost porozmawiać z tą osobą, bo inaczej będziesz żałować - odpowiada spokojnie. - Może powinnaś otworzyć się przed tą osobą o swoich doświadczeniach? 

- Dziękuję, mamo. 


Dwie godziny później... 

Znowu odnalazłam trochę sił, aby żyć normalnie. Trochę opornie, ale ostatecznie wyszłam na miasto. 

Coś jest w tej pięknej wiosennej pogodzie, ponieważ czuję się lepiej. Może na rynku jest brak zieleni, ale i tak czuć wiosenny klimat. 

Pomimo powojennej biedy mam zamiar trochę siebie rozpieścić. Prawdopodobnie, gdy cała sytuacja się uspokoi... oby szybko... zamierzam wybrać się na studia, więc to dobry moment, aby popracować nad swoją psychiką. Szczerze mówiąc nawet pudełko czekoladek lub inne ciastko poprawiłoby mi humor. Taki też jest mój plan. Gdy już wgapiam się w torebkę, nagle coś delikatnie chwyta mnie za ramię. 

Odwracam się nerwowo, aby zobaczyć jedynie uśmiechniętą twarz Katriny:

- Przepraszam, nie chciałam cię wystraszyć. 

- Nic się nie stało - śmieję się. - To takie moje przyzwyczajenie z czasów wojny. 

- Będę na drugi raz pamiętać. 

- Co porabiasz na mieście? Jakieś sprawy, czy tak dla relaksu tutaj zawędrowałaś? 

- W sumie oba - wskazuje na torbę z zakupami i nachyla się ku mojemu uchu. - Mam dla ciebie informacje. 

- Brzmi tajemniczo. 

- Może zejdziemy z rynku, albo pójdziemy na obiad?

-Nie skorzystać ze spaceru w taką pogodę to grzech. 

Idziemy przez chwilę w ciszy, gdy wreszcie Katrina pyta się mnie przyciszonym głosem: 

- Jesteś pewna, że Feliks nie żyje?

Włosy stają mi dęba. Co to ma znaczyć?

- Widziałam to na własne oczy. 

- Ale czy widziałaś, aby go pogrzebali?

- Katrina, to bardzo traumatyczne pytania. 

Nie chcę mieć przed oczyma tych scen, które pozbawiają mnie przespanych dobrze nocy. Przez to wszystko boję się spać. 

-Przepraszam, ale... wydaje mi się, że on żyje.

- Nie mów takich bredni. 

- Przysięgam. Na życie mojej całej rodziny... widziałam go!

Czuję się, jakby całe moje ciało miało wybuchnąć. 

-Nie... nie... nie... - łzy ciekną mi po policzkach. - Znowu to... 

Katrina spogląda we mnie w szoku. Podchodzi i obejmuje mnie bezradnie. Ona nie rozumie. Nic nie rozumie:

- Klarysa... Klarysa... kochana... oddychaj... spokojnie... 

- Przepraszam... 

-Ale za co przepraszasz? To moja wina, mogłam ci tego nie mówić.

-Dobrze zrobiłaś. 

-Nic już nie rozumiem. 

Usadawia nas na ławce, przy szkole, do której razem chodziliśmy. Już o nic się nie pyta, jedynie spogląda na mnie ze współczuciem. Może to moment, w którym powinnam jej o wszystkim powiedzieć? 

- Przyzwyczaiłam się do tego, że go nie ma... że nie wróci - wpatruję się w oddal. - On zawsze odchodzi i wraca. Potem znowu odchodzi... wraca... odchodzi... wraca... za każdym razem jego odejście jest bardziej traumatyczne, coraz bardziej niszczące mi psychikę. Gdy wraca... jest cudownie, na chwilę jest spokój, a potem wszystko zaczyna się znowu niszczyć - zaciska mi się gardło ze stresu. - Dla innych jest jedynie mężczyzną, dla samego siebie jest eksperymentem, a ja, Ala i Helena? My jesteśmy czymś, do czego może "wracać". Nikt tego nie zauważa. Nikt - ściskam ręce. - Katrina, ja zmarnowałam życie, goniąc za jego ideałami. Co możesz wiedzieć o wojnie dziewiętnastoletnia dziewczyna? Powiedz mi, czy my wychowane pod kloszem zamożnych, a zarazem konserwatywnych rodziców wiedziałyśmy coś więcej niż "bohaterskie polskie wojsko walczy z najeźdźcami?". Wojna to nie jest konflikt przystojnych mężczyzn w pięknych mundurach o uniwersalne ideały. 

Jej twarz smutnieje. Dobrze wie, że odnoszę się nie tylko do mojego zmartwychwstałego męża, ale i do jej partnera. To wręcz analogiczna sytuacja. 

- Jak mogę ci pomóc, Klaryso? - pyta.

- Przysięgnij mi, że nie zniszczysz tego co masz dla mężczyzny - chwytam jej rękę. - Katrino, posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie. Nie znam tak utalentowanej osoby jak ty, powinnaś się edukować, studiować... rozwijać się. Jeżeli zajmiesz się teraz miłością do mitycznego faceta, większość swojej młodości spędzisz na... bezsensownej walce... Nawet nie wiem, jak to określić. 

- Ale ja nie znajdę nikogo takiego jak on... naprawdę go kocham - próbuje udawać, że ją to nie rusza. 

- Ja również uwielbiam swojego męża, ale ich czas się skończył, zanim jeszcze zdążyłyśmy z nimi być... 

Nie myślałam, że kiedykolwiek to powiem, ale wreszcie do tego dorosłam. 

- Nie umiem dać mu odejść...

- Nikt nie umie. 

Po tych słowach znowu siedzimy długo w ciszy, wpatrując się mętnie w oddal. Chciałabym powiedzieć jej, że życie działa inaczej, ale skłamałabym. Tęsknię za Feliksem, ale mam nadzieję, że nie wróci. Potrzebuje porządku w moim życiu. On jest awanturnikiem, powoduje chaos. Ten sam chaos, który wprowadza mnie w szał. 

To, co chciałbyś usłyszećWhere stories live. Discover now