2 lipca 1942

81 4 1
                                    

Pracuję na Śródmieściu, więc często widuję tę cwaniarę wędrującą w kierunku Ochoty. Zakładam, że właśnie tam mieszka. Pora coś z nią zrobić, albo oszaleję. Wystarczająco ucierpiałam wczoraj, aby doznawać chłodu ze strony mojego własnego narzeczonego przez następne tygodnie.

-Dokończyłabyś to za mnie?-pytam się jednej z najmilszych Niemek pracujących w moim biurze.-Mam palącą sprawę.

Ona podnosi na mnie nieśmiało wzrok.

-No dobrze-mówi cicho.-Tylko uważaj... ponoć wczoraj był niezły rozbój...

-Tak, słyszałam, masz definitywnie rację-uśmiecham się do niej, aby nie robić podejrzeń.-Będę na siebie uważać-wzięłam swoją torebkę i wyszłam z biura. Ta dziewczyna to prawdziwy skarb, gdyby Małgorzata taka była, to może nie wąchałaby kwiatków od spodu.

Wychodzę z budynku z podwójną energią. Nikt mnie nie uciszy... nikt. Mam dość bycia traktowanym tylko jako ładna ozdoba. Mijam całą tę zupę ludzi na ciasnym chodniku. Śpieszę się, bo wiem, że pod wieczór mogą tam być SS-mani, a ci właściwe mogą być wszędzie o wieczornej porze, bo to ich ulubiona pora rewizji, ze względu na brak możliwości ucieczki po godzinie policyjnej.

Po prostu nie jestem w stanie znieść jej obrzydliwych gier.

Nie chciałam z nią walczyć, ale nie chcę jej pozwolić na zabranie mi Feliksa. Podróżowanie Warszawą jest cholernie trudne ze względu na getto... ogromne... Feliks zawsze mówił, aby nie zapuszczać się w te części miasta, ale nie... tym razem biorę sprawy w swoje ręce.

30 minut później...

Widziałam, jak wchodziła do tej kamienicy. Może z pięć minut temu. Tym razem nie zakryje się Feliksem. Nie ma go tu, sprawdzałam. Szybko wmaszerowuję do tego budynku. Na klatce bawią się dzieci w brudnych ubraniach. Wychudzone staruszki z klatki wyżej wpatrują się we mnie ze zgorszeniem.

One na pewno mi nie pomogą w znalezieniu tej wywłoki. Jednak na każdych drzwiach jest nazwisko, a na jednych tabliczka została celowo zdjęta.

-Słaby kamuflaż-mówię do siebie. Po chwili odkrywam, ku mojemu zaskoczeniu, że drzwi zostały jedynie przymknięte. Głupia.

Nie lubię wpychać się komuś do domu, ale w tym przypadku jest to uzasadnione. Otwieram sobie dziwi i pierwsze co rzuca mi się w oczy, to... płaszcz Feliksa... Biorę go do ręki. Przyglądam się mu... To na sto procent... rzecz Feliksa. Znajduje ją w obskurnej kuchni, pije wodę, odwrócona tyłem do mnie.

-Przestań udawać świętą-mówię.

Estera ze zaskoczenia wypluwa całą wodę obecną w jej ustach przed siebie, po czym obraca się w moim kierunku.

-Co ty tu robisz?-pyta zła.

-Skąd to masz?-pokazuje jej płaszcz mojego narzeczonego.

-Dał mi-wywraca oczyma.-Wyjdź-próbuje wyszarpać płaszcz z moich dłoni.

Jestem wyższa, więc szybko udaremniam jej tę próbę.

-Nie, nie wyjdę, dopóki nie wyjaśnimy sobie wszystkiego do końca-z moich oczu bił żar.-Uświadom sobie w tej swojej głupiej głowie, że twoja sytuacja nie daje ci pierwszeństwa przede mną. Nie będziesz mnie wykluczać z jego życia.

-Mogę-odkłada szklankę z resztką wody na dnie.-Ciebie nigdy nie było, przyjechałaś niedawno i się panoszysz. Jesteś tylko Niemką, która próbuje przypodobać się Polakowi.

-Feliks miał niemieckie obywatelstwo ze względu na urodzenie-stwierdzam z przekąsem.

-Po ojcu-kłóci się ze mną.-Którego nienawidzi. Jego matka nie pochodziła ze Śląska.

Nie mówił mi tego...

-Jedyną niepasującą osobą jesteś ty-stwierdziła wprost.-Ciągle próbujesz za nim biec, jednak on zostawia cię w tyle. Nie wiem, dlaczego nie umiesz tego zauważyć.

Jej stwierdzenie spowodowało, że krew gotowała mi się w żyłach.

-Może i jestem niepasującą osobą, ale tak samo jak on... my wszyscy walczymy o to samo-oznajmiam.-Wykluczyliście nas, Ślązaków, którzy walczyli o przyłączenie do Polski. My sami chcieliśmy być Polakami-tłumaczę jej.-Nie używaj argumentów, które nie istnieją. Atakujesz mnie faktem mojego urodzenia i przynależności... tak samo jak atakują was... Żydów...-mówię.-Przestań omamiać Feliksa tym, jak bardzo jesteś zagrożona trafieniem do getta. Jeszcze wczoraj widziałam cię przy akcji wysadzania budynku.

Kobieta nerwowo zacisnęła swoje pięści, co najmniej jakby przygotowywała się do ataku.

-Jeżeli jesteś Polką... to dlaczego nie walczysz z nami?-pyta wprost.-Prowadzasz się z katem Warszawy, a jednocześnie z dowódcą podziemia. Ktoś powinien wykonać na tobie wyrok.

-Nie szantażuj mnie-irytuję się niemiłosiernie.-Chciałam z tobą po dobroci, ale jeżeli tak grasz... to pożałujesz tego.

Wpatruję się w nią gniewnie.

-Bo jeszcze mnie do getta lub obozu wrzucisz?-zaśmiała się kpiąco.

-Jesteś obrzydliwa...-stwierdzam chłodno.-Walcz dalej, ale pamiętaj, że ja tego tak nie zostawię. To ja jestem jego narzeczoną.

-Narzeczoną to ty sobie możesz być zawsze, ale ja zostanę żoną-uśmiecha się dumnie.

Moje nerwy były już tak duże, że wymierzyłam jej siarczystego policzka. Stała pochylona nad blatem trzymając się kurczowo za policzki, z nosa ciekła jej krew.

-Skończ te swoje gierki-warknęłam, po czym z hukiem wyszłam z mieszkania, trzaskając drzwiami tak, że dzieci uciekły z klatki, a staruszki odwróciły wzrok. Wyszłam z tej kamienicy. Obrzydzona równocześnie swoim i jej zachowaniem. Pomimo wszystko czułam, że ten dramat nie skończy się tak szybko. W dłoni trzymałam jego płaszcz. Był to dowód jak bardzo za mną „tęsknił". Z każdym dniem moja wiara w ten związek przechodzi coraz gorsze próby. 

To, co chciałbyś usłyszećOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz