1 sierpnia 1944

86 3 2
                                    

Powstanie wybuchło o siedemnastej. W życiu nie widziałam takiego zamieszania, nie byłam przy swoim mężu. On wyruszył dalej, a ja zostałam przy Piotrze... Oczywiście, że Zalewski nic nie zdobył. On nigdy się nie nadawał na wojskowego, może jest lepszym prawnikiem. Jest już późno, dawno się ściemniło. Pomimo dnia pełnego roboty... bandażowania rannych, nauki... miałam wiele czasu, aby tęsknić za domem i rodziną. Niemcy nie spodziewali się takiego ataku, ale i tak bronią się dzielnie. Czy to dziwne, że przestałam się bać śmierci? Ona jest tu tak wszechobecna, że przynajmniej umieramy razem. Ciągłe strzały w tle utrudniają mi funkcjonowanie. Z każdą minutą powstania coraz bardziej śmiertelna staje się ta nasza Warszawa. Siedzę i obserwuję pustą i cichą ulicę, którą broni Zalewski. Jedyny jego „sukces". „Gdzie odbijanie następnych ulic?", pytają go ludzie. On jedynie odsyła ich z kwitkiem. Wierzy, że utrzymanie naszej ulicy jest ważniejsze niż ryzyko pozyskania nowych. Ludzie kłócą się z nim zaciekle, bo wola walki jest, tylko wodza brakuje. Piotrowi daleko do przywódcy.

Niby jesteśmy pod Feliksem, ale ten zajmuje się... odbijaniem Warszawy. Jest ze mną Oskar. Czemu tu jest? Pierwszy dzień walk, a on już ranny. Ranny przy bronieniu ulicy. Stoję przy oknie budynku.

-Pani Nowicka-odzywa się za mną znajomy głos.

-Oskar, nie powinieneś ruszać się teraz, a ty jeszcze po schodach chodzisz-nawet się nie odwracam.-Wpakowali ci kulkę w ramię.

Chłopak wzdycha, ale nie ma zamiaru ruszyć się z miejsca. Drażni mi to trochę, bo czekam na kogoś. Na mojego męża, który obiecał mi się ze mną spotkać. Każda sekunda... daje mi coraz więcej powodów do przerażenia. Boję się... Boję się, że pewnego dnia coś mu się stanie i nawet nie będę mogła... ostatni raz się pożegnać.

-Wiem-odpowiada po chwili.-Muszę ci coś powiedzieć...

Odwracam się w jego kierunku.

-Gdyby nie ty... wykrwawiłbym się tam... Piotr nie miał zamiaru mnie ratować-jego blond loki mieniły się w bladym świetle księżyca.-Uratowałaś mi życie... nawet nie wiem dlaczego... mogłaś zginąć z rąk snajpera...

-Jesteśmy przyjaciółmi-wpatruję się w jego oczy.-Nie dałabym ci tak umrzeć. Pamiętasz nasze wszystkie akcje? Tyle wspomnień... tyle nadziei, a teraz gdy możemy faktycznie wygrać... ty i ja musimy tego dożyć...

Jego oczy błyszczały się dziwnie.

-Wszystko dobrze?-pytam.

Ciszę rozdziela wybuch granatu. Szybko odsuwam się od okna.

-To o kilka przecznic dalej-mówi płaczliwie.

-Dlaczego płaczesz?-podchodzę do niego bliżej.

-Boję się umierać...-zaczyna się trząść.-Gdy mnie postrzelili... czułem ból... ale nie to było straszne...

-Było coś gorszego?-dopytuję z ciarkami na całym ciele.

-Najgorsze było uczucie tracenia energii... wszystko blakło... niebo stawało się szare...-zaczął płakać.-Ostatnim, co zobaczyłem, to twoja twarz... wtedy... przestałem się bać... myślałem, że nikt mnie już nie skrzywdzi...

Jego wyznanie było jednocześnie przerażające i smutne. Słysząc to wszystko, czuję się, jakby świat nie znał dobra. Co mam mu powiedzieć. Co jak Feliks się dowie? Kazał mi się nie wychylać... a ja pierwsze, co zrobiłam... to ryzykowałam. Aczkolwiek, było warto. Postanawiam przytulić do siebie załamanego chłopaka, ale tylko od boku, zdrowego ramienia. Jest ode mnie wyższy i tuli mnie do siebie z takim zapałem jak nigdy.

-Nie umrzesz-mówię rozżalona.

Cały czas muszę walczyć ze złem. Nawet nie wiem... nie wiem... co mu powiedzieć.

To, co chciałbyś usłyszećWhere stories live. Discover now