12 maja 1942

92 4 0
                                    

Mam mieszane uczucia, co do Warszawy. Szczerze? To nie to, czego się spodziewałam. Nie widzę tu postępu, a wręcz szare masy ludzkie. Chodzą niczym więźniowie. Gdzie jest stolica, która była mi obiecana? Żal. Leżę w łóżku okropnie zmęczona, a dopiero co się obudziłam. To miejsce nie oddziałuje na mnie zbyt dobrze. Otwieram szufladę z mojej szafki nocnej, biorę jeden z jego listów, gdy jeszcze mu się chciało je pisać. Trę oczy i przypatruje się zgrabnym literom. Nawet nie zdążyłam przeczytać do końca słowa, gdy za oknem słyszę strzały. Czyli jednak ten pociąg prowadził do piekła. Nie chcę wnikać, co tam się dzieje, zostaję w łóżku. Czytam.

„Kochanie, ciesz się, że cię tu nie ma. Trudno się żyje na tej Pradze"

-Komu trudno, temu trudno-komentuję słowa narzeczonego.

Nie bez powodu przydzielono mi Saską Kępę. Jako „Niemka" mogłam sobie pozwolić na willową dzielnicę. Podejrzewam, że on nie miał się na tyle dobrze.

„Ciągły terror panuje w stolicy. Nawet nie wiesz, jak tęsknię za naszym miastem, a zwłaszcza za tobą"

Gdy to czytam, żal ściska moje serce.

-To dlaczego przestałeś pisać?-mówię w eter.

„Gdyby wiedział, że moja praca miała nas rozdzielić na tak długo w życiu nie porwałbym się na to"

Odkładam list do koperty i zamykam ją w szufladzie nocnej na klucz. Wstaję z łóżka.

-Znajdę cię i wrócimy do domu-mówię uparcie.

Moje poszukiwania zaczynam już dzisiaj. Nie mogę marnować czasu... podchodzę do szafy i wybieram najlepsze ubrania. Z torebki wygrzebuję nowo kupione kosmetyki. Z włosów ściągam wałki. Bajeczne loki są gotowe. Pora załatwić parę formalności. Będę wyglądać niecodziennie w tłumie tych szarych myszek, ale nie obchodzi mnie to. Szybko przystąpiłam do makijażu. Nie ma co tracić czasu.

20 minut później...

Idę ulicą pełną ludzi. Widać, że warszawianki się mną brzydzą. Posyłam im dumne spojrzenie. Zawsze było odwrotnie, to one błyszczały na mapie Polski. Poprawiam swój kapelusik, podbudowana zazdrosnymi spojrzeniami. Wiem, że to obrzydliwe, ale zawsze chciałam czuć się jak gwiazda. Uśmiech na mojej twarzy był jeszcze szerszy z każdą chwilą. Nagle widzę po drugiej stronie... ludzkie trupy... moja bajka kończy się tak szybko, jak się zaczęła. Już nie świecę uśmiechem. Nie powinnam zapominać o wojnie, ale potrzebowałam chwili szczęścia... zaczyna mnie mdlić. W moich oczach widać przerażenie. Idę na oślep. Wpatruję się w chodnik, a nie przed siebie. Oczywiście... chwilę później pożałowałam tego, bo wpadłam na kogoś. Na dwie osoby trzymające się za rękę.

-Prze...-zaczynam, podnosząc wzrok na nich. Widzę kobietę o czarnych nieupiętych włosach, z jej zielonych oczu leją się łzy. Niska dziewczyna trzyma kogoś za rękę. Obracam się w kierunku drugiej osoby. Ku mojemu zaskoczeniu... był...to... Feliks. Patrzał się na mnie z mocnym szokiem, jakby ujrzał ducha. Moje oczy pokazywały wszystko. Żal, wściekłość oraz załamanie.-Jak mogłeś...

On nie wie, jak zareagować, milczy.

-JAK MOGŁEŚ?!-robię scenę.

Czarnowłosa chowa się za nim.

-Klarysa... to... nie tak jak myślisz-zaczynał.

-Daj sobie spokój-stwierdzam nerwowo. Zdejmuję z palców jego pierścionki.-Proszę, masz je... tobie przydadzą się bardziej-daję je w rękę tej dziewczyny.-Czekałam na ciebie jak idiotka... obyś spłonął w piekle...-powiedziałam mu to prosto w twarz, po czym odeszłam.

-Feliks... kto to był?-słyszę jej ciche pytanie.

On nie próbuje mnie nawet zatrzymać. Stoi jak pień.

-Moja narzeczona-mówi jej chłodno.

Na te słowa leją się z moich oczu łzy. Idę spokojnie, udając, że nic się nie stało. Teraz nie wyglądam jak gwiazda, a bardziej jak rozmazany trup z ulicy. Nie wracam do swojego mieszkania. Idę w stronę Parku Skaryszewskiego. Dalej gdzieś w głębi duszy czekam, aby mnie zatrzymał, ale z każdą minutą nadzieja słabnie. Wreszcie... patrzę za siebie. Nie ma go tam. Zaciskam nerwowo pięści. Chyba dostanę zaraz ataku histerii. Mam ochotę zniszczyć wszystko wokół mnie. Nagle czuję, że ktoś obejmuje mnie ręką.

-Chyba panna nie ma dziś za dobrego dnia, co?-mówi znajomy wredny głos.

Jeszcze on tutaj?

-Bardzo śmiesznie, Herr Teufel- odpowiadam cicho.

On podchodzi do mnie tym razem od przodu.

-To nie miało nawet takie być-chwyta moją dłoń.-Ktoś zrobił ci krzywdę?-pyta z przerażająco chłodnym tonem. Jego zielone oczy skupiają się na lustrowaniu mojej twarzy.

-Nienawidzę tego miasta...-zaczynam płakać.

Jego mina zmieniła się, nie była chamska, czy wredna. W jego oczach promieniowała wściekłość, usta miał ściśnięte. Na jego czoło spadał mu blond kosmyk włosów. Nie umiał znieść mojego płaczu, jakby go to raniło. Moje łzy parzyły jego bestialski byt.

-Ciii... nie płacz-mówił dziwnym tonem głosu. Jakby cieplejszym.

Patrzę się jedynie z nienawiścią na wszystko wokół. Cierpienie bije ode mnie z kilometra.

-Co się stało?-próbuje poznać szczegóły i bierze moją dłoń w swoje.

-Mężczyźni-mówię, wpatrując się w zarys parku.-Kłamliwi...

-Nie wiem, jak ktoś umiałby kłamać i patrzeć się w twoje oczy-oznajmił.-Jest wiele kobiet, które umiałbym okłamać, ale nie ciebie...

-Dzięki?-kręcę głową bezradnie.

-Zasługujesz na o wiele więcej niż posiadasz-chwyta mój policzek.

Dlaczego on to robi? Przecież praktycznie się nie znamy... jesteśmy wrogami... oponentami. Ja walczę dla dobra, a on szerzy zło.

-Te oczy kojarzą mi się z niebem, nocnym... ciemnym-przyznał.

-Naprawdę?-teraz jego prostolinijne komplementy naprawdę były miodem na moje złamane serce. Oby to nie był kolejny jego podstęp.

-Jasne-uśmiechnął się. Niestety w swoim stylu... czyli po chamsku, ale chyba nie o to mu chodziło.-Ktokolwiek cię zranił, pożałuje tego.

Lepiej niech zostawi Feliksa w spokoju... nadal go kocham... ale to już koniec. Zamknięty rozdział. Sam mnie stracił. Wolał inną... chociaż bez niego nie czuję się sobą. Tak jakbym przestała dawno temu egzystować.

-Czy ty znasz jakiekolwiek inne rozwiązania niż terror?-pytam, przewracając oczyma.

-Tym razem nie zakładałem terroru-poważnieje.

On nie zakładał terroru? Zabawne, panie szatanie.

-Oczywiście, że nie-stwierdzam ironicznie.

-Nie-upiera się przy swoim.-Ktokolwiek to był... zobaczy, że stracił anioła. Znajdziesz kogoś lepszego, albo będziesz no... tą tam... kobietą wyemancypowaną.

Zaśmiałam się. Muszę przyznać, zabawne jest to, jak szybko podłapuje nowe terminy.

-Masz rację-uśmiecham się.

Może to nie jest zbyt dobre, ale polubiłam go. Nie powinnam, ale polubiłam.

Czułam, że przygląda nam się tłum gapiów, ale do diabła z tym piekielnym miastem. Teraz rozumiem czemu Teufel czuje się tu tak dobrze. 

To, co chciałbyś usłyszećTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang