3 kwietnia 1945

44 3 0
                                    

Wyszliśmy. Ale do czego? Kolejne gruzy... popiół... trupy... zgwałconych kobiet i dzieci. Zabici żołnierze gnili praktycznie w polu. Trzymałam mocno swoją córkę. Było szaro...

-Mamo?-chowa twarz w rękach.

-Tak?-wciąż idziemy do przodu.

-Chce tam wrócić-oznajmia.

Obok nas idzie Wojtek i matka, pomagają babci iść. Helena jest po mojej lewej. Przerażona patrzy się na obraz zniszczeń.

-Gdzie chcesz wrócić?-pytam.

-Do schronu-tłumaczy.-Może jak trochę poczekamy... to świat wróci do... normy...

Patrzę się na nią ze smutkiem, tak bardzo chciałabym zgodzić się z nią, ale niestety to tak nie działa.

-To nasz świat-próbuję ją pocieszyć.-Dla nas... może wydaje się szary... ale pewnego dnia... znowu będzie kolorowy.

Dziewczyna odsłania oczy i wpatruje się w oddal.

-Wierzę ci, ty zawsze masz rację-wtula się bardziej.

Po chwili ukazuje się naszym oczom dom... nasz dom... niezniszczony przez żadne działo artyleryjskie, jedynie ogród definitywnie jest podniszczony przez sowietów. W naszym kierunku idzie mój ojciec. Wreszcie mogę sobie ulżyć. Wiem, że już więcej nikogo nie stracę. Machamy mu powitalnie. Odwracam się w stronę Oskara.

-Pokradli coś?-pytam wprost.

-Część, ale najważniejsze i najdroższe rzeczy zostały-mówi ku naszej uldze.-Z resztą same zobaczycie.

Alina na widok Oskara skrzywiła się nieco. Zaczęłam się zastanawiać, o co jej chodzi, ale... nie ma na to teraz czasu.

Gdy wreszcie doszedł do nas ojciec, matka rzuca mu się na szyję, szczęśliwa, że przetrwał. Gdybym ja to samo mogła zrobić... z Feliksem... Ponurym krokiem kroczymy po spalonym polu z pozostałościami czołgów. Dzisiejsza pogoda nie należy do najprzyjemniejszych... jest deszczowo... mglisto. Kwiaty na łąkach nie miały nawet szans wyrosnąć, wszystko zniszczyły gąsienice pojazdów. Musimy przejść przez okop, lecz Oskar zaradził temu zawczasu, tworząc kładkę z drzwi od piwnicy... wyrwanych przez sowietów.

-A to były takie ładne drzwi...-biadoli matka.

-Były-stwierdza ojciec.

Przechodzimy po drzwiach... w okopach... leżą pomordowani Niemcy... młodzi chłopcy... aż trudno uwierzyć, że wierzyliby w takie głupoty Hitlera.

-Alusia, nie patrz się do okopu-mówię jej.

Nie potrzebne jej jeszcze takie obrazy mordu... Ta cała wojna to był jeden wielki bezsens... złośliwość losu. Tak wiele żyć straconych... w tym mojego męża... Dziś kończyłby trzydzieści lat. Na myśl o tym aż łzawią mi się oczy. Dla nas jest koniec wojny... ale on nigdy tego nie doczekał.

Teraz stoimy w otwartych drzwiach domu. Ja szybko wchodzę na piętro, zobaczyć swój pokój. Moje kosmetyki... kremy... leżały na ziemi... puste opakowania...

-Co oni z nimi robili?-pytam jakby sama siebie.

Moje wszystkie ubrania również na ziemi... brakuje... fura... ołówki rozsypane po biurku... lampka leży na podłodze. Obrazy o dziwo wiszą... musiały im się najwidoczniej nie spodobać. Wiem, że moja maszyna do pisania, gramofon, zdjęcia ślubne i reszta jest ukryta. Wszystkie pierścionki wzięłam ze sobą do schronu, więc mam je obecnie na dłoniach, tak samo naszyjniki, a kolczyki są schowane.

-Widzisz jakie świnie, Alu?-mówię rozgoryczona. Dziewczyna stała za mną.-Ukradli mamie futro i chyba... pozjadali kremy... co za idiota myśli, że to jadalne?

Dziewczyna jedynie siada na łóżku ze smutkiem, obserwując jak ja oraz Helena sprzątamy moje rzeczy. Z dołu słyszę moją matkę.

-Odrąbali uszka od filiżanek!-mówi oburzona.

-Bo złote były-odpowiada ojciec.-Wzięli zastawę.

-Zastawę?!-kobieta jest prawdziwe załamana.

-Dlaczego w kuchni jest woda?-pyta zdezorientowana babka.

-Pili, żarli i myli się tam-odpowiada jej Oskar.

Zamykam drzwi, aby chociaż na chwilę odciąć się od tego dramatu.

-Rower mi zabrali!-drze się Wojtek.

Próbuję ignorować... to całe nieszczęście i iść dalej... ale teraz widzę, że to będzie trudniejsze niż myślałam.

-Ja nie chcę tak żyć...-szepcze Alina.

-Jak, kochanie?-pyta Helena.

-Wszędzie są trupy, straciłam rodziców, potem znowu straciłam rodzica, byłam molestowana przez Niemca, teraz nas okradli...-płacze.

Wstaję z podłogi i na chwilę kończę zbieranie rzeczy. Podchodzę do niej i podnoszę delikatnie jej głowę, aby popatrzała się na mnie.

-To wszystko są wyzwania-mówię.-Aby pewnego dnia było lepiej. Życie bez wyzwań, bólu i cierpienia, byłoby jak życie porcelanowej lalki-tłumaczę.-Jest piękna, beztroska, ale nigdy nie okaże emocji, bo ich nie ma. Mądrości nigdy nie poznała, bo nie miała jak-wpatruję się w nią.-Zabiłam tego zboczeńca, co robił ci krzywdę. Twój ojciec na pewno jest z nami, wiem o tym. A Sowieci... niech kradną, co chcą i budują pałace ze skradzionego złota i futer, ale wiesz co?

-Co mamo...-pyta cicho.

-To wszystko będzie do nich krzyczało, krzyczało cierpieniem, złodziejstwem i gwałtem, winą-stwierdzam.-Na zawsze będą zbrodniarzami, nic ich nie uratuje-osądzam ich.-A my... my się obudujemy, pewnego dnia... będziemy trzy razy mocniejsi niż byliśmy przed wojną-uśmiecham się.-Wiem, o co walczyłam-gładzę jej policzka.-O was, o mnie, o pamięć mojego męża, o Polskę, o honor i niepodległość-powoli kończę tę wypowiedź.-Wiem, że jest ci teraz trudno, ale nie poddawaj się, zrób to dla mnie, dla taty, dla dziadków, dla wujka i cioci, proszę...

Dziewczyna od razu wtula się w moją talię.

-Kocham cię mamo...zrobię to dla was...-mówi cicho.

-Jestem z ciebie taka dumna-gładzę jej włosy.-Pomóż cioci Heli tu posprzątać, a ja z wujkiem i dziadkiem pownosimy rzeczy.

Szłam do skrytki, aby wziąć najważniejszą dla mnie rzecz... portret... ślubny. Szybko wzięłam go do rąk, gdy wszedł tam mój ojciec.

-Dziś skończyłby trzydzieści lat...-stwierdzam z żalem, stojąc do ojca tyłem.-Jeszcze rok temu... o tej porze... był żywy-zaczynam płakać.

-Na pewno jest z Ciebie teraz dumny, że trzymasz się tak mocno i jesteś silna-tuli mnie od tyłu.-Niestety już... nie ożywimy go.

Nie ożywimy... nie ożywimy moich marzeń... i jedynej prawdziwej miłości... minęło tyle miesięcy... a to nadal boli tak samo. Czuję, jakby mój świat dawno wyblakł. Nie pamiętam kolorów... zapachów... czuję jedynie stęchliznę i widzę tylko odcienie szarości. Nie mogę jednak pokazywać... uczuć... bo... bo... inni też stracą nadzieje na lepsze jutro. Czuję, że... ta żałoba... nigdy nie zniknie.

Odwracam się do ojca przodem i wtulam się w niego mocno, cicho szlochając.

Tak wygląda... moja nowa rzeczywistość...

To, co chciałbyś usłyszećWhere stories live. Discover now