15 lipca 1942

95 4 9
                                    

Siedzę i czytam sobie gazetę. Szczerze mówiąc, jest to okropny niemiecki szmatławiec. Nagle słyszę, że ktoś otwiera kluczem dziwi, ale idzie to tej osobie słabo. Postanawiam sama otworzyć. Moim oczom ukazał się Feliks. Cały brudny i poturbowany. Prędko wpycham go do domu, po czym zamykam drzwi na klucz.

-Feliks, co się stało?-pytam przerażona.

-Nic-syczy z bólu.

-Chłopie... ty widzisz, jak wyglądasz?-pytam.-Nie uwierzę ci, że nic się nie stało-prowadzę go do sypialni, aby tam się położył.

On jedynie wpatruje się we mnie delikatnie oszołomiony.

Przynoszę misę z wodą i bandaże.

-Nie ruszaj się teraz-rozkazuję.-Nie wiem, co ty wyczyniasz, ale coraz trudniej mi się na to patrzy.

On chwyta moją rękę, która ocierała jego brudną twarz.

-Nie przejmuj się-mówi.

-Feliks, ja już wyjątkowo mam was dosyć-stwierdzam.

-Nas? Przecież jestem tutaj tylko ja-wpatruje się we mnie zakłopotany.

Wstaję z łóżka. Idę w kierunku mojej toaletki, na której położyłam jego płaszcz, będący artefaktem Estery. Biorę go do rąk i pokazuje mu.

-Poznajesz to?-pytam nerwowo.

-Zakładam, że to mój płaszcz-wpatruje się we mnie jak w jakiegoś prześladowcę, który torturuje go już od dobrych kilkunastu dni.

-Był u Estery. Byłam tam, próbowałam z nią rozmawiać-oznajmiłam.-Jedyne co usłyszałam, to że powinnam być skazana na wyrok śmierci za zdradę państwa-mówię ciężko.

-Co?-wstaje ledwo z łóżka.-Po co tam szłaś?

-Czy to naprawdę twoje jedyne pytanie?-czułam się jeszcze bardziej zdradzona.-Ona twierdzi, że zostanie twoją żoną. Ja tutaj nie należę, bo przecież jak „Niemka może być z dowódcą podziemia"-mówiłam ze łzami w oczach.-I jeszcze... twoje ubrania u niej... czy ty sobie żartujesz? Robisz ze mnie idiotkę...

Feliks stał jak wryty.

-Klaryso...-zaczynał.

-Nie!-krzyczę.-Ile razy ci mówiłam... że igrasz z ogniem! Jak ja mam ci wierzyć?!-rzucam jego płaszcz w jego stronę.-A jedyne, co usłyszałam z jej ust jako powód... to moja nieobecność...-odwracam się tyłem.-Po co chciałeś tego ślubu, jeżeli miałeś kogoś na boku...

Przez jakiś moment jedynie nerwowo szamotał się po pokoju. Przysięgam, jeszcze chwilę temu był w stanie agonalnym, a teraz ma taką nerwicę.

-Nie zdradziłem cię-mówi jeszcze dosyć spokojnie.-Dlaczego chociaż raz nie umiesz mi zaufać!-podnosi głos.-Powiedz mi... co ja mam z nią zrobić... to zrobię...-podchodzi do mnie od tyłu.

-Rób sobie co chcesz-mówię płacząc.

Na dźwięk mojego płaczu, poczuł się widocznie winny. Usiadł na łóżku i swoją twarz schował w dłoniach.

-Czemu to musi być takie trudne...-mówi cicho.

-Chociaż raz wybierz mnie...-mój głos nabrał ponownie kolorytu.-Nie ratuj sierotek, kobiet w opresji, honoru, czy kraju...

Oddychał ciężko, widocznie było to za dużo dla niego.

-Duszę się tutaj...-oznajmiam.-Ta kobieta próbuje nas zniszczyć... Teufel lepi się do mnie... chce wymusić na mnie bycie z nim... szantażuje mnie... ciebie ciągle nie ma...-informuję.-Kiedy wreszcie zrozumiesz... że to wszystko powoli mnie zabija...

To, co chciałbyś usłyszećWhere stories live. Discover now