2 października 1939

368 11 5
                                    

Pierwszy raz siedzę za biurkiem. Ta praca jest nudna, ale jednocześnie się boję. Czuję, że w każdym momencie mogę popełnić błąd. Jestem tutaj jedyna, nie mam od kogo się uczyć. Siedzę przy biurku, z paroma szpargałami. Czekam na zadania. Szczerze? Nienawidzę tego pokoju. Wszystko, co polskie zostało wyrwane siłą. Wygląda na to, że moja robota ma jakieś znaczenie, bo wisi za mną ta obrzydliwa flaga ze swastyką... przez okno widzę rynek. Ludzie żyją normalnie, dzieci biegają, dorośli piją kawę w kawiarniach. W ich głowach nic się nie zmieniło. Śmiechy oraz rozmowy wypełniały plac. Jeszcze kilka tygodni temu kryli się na dźwięk syreny. Nagle ktoś wchodzi do pokoju.

-Witaj-zaśmiał się damski głosik.

Małgorzata...

-Ty? Tutaj?- zapytałam chłodno.

-Spodobałam się panu oficerowi- zaśmiała się.

Jasne, jakby było inaczej...

-Jakie masz stanowisko?-dopytywałam.

-Niższe od ciebie-oznajmiła chłodno.-Ale nie na długo.

Przewróciłam oczyma. Wskazałam jej stół.

-Tam będziesz pracować-nie miałam do niej siły.

-Oddaj mi swoje biurko-uparła się blondynka, nerwowo kręcąc swe włosy.

-Nie-odrzekłam.-Jestem twoją przełożoną, gdy ja tłumaczę, ty robisz mi kawę.

Osińska zrobiła się cała czerwona, wiedziała, że mam rację.

-Nie... nie...-mówiła do siebie.

-Przez rozkładanie nóg dla żołnierzy, nie awansujesz-stwierdziłam.-Nie pozwolę ci awansować. Nie masz kwalifikacji.

Kobieta ledwo była w stanie oddychać z tych nerwów.

Drzwi się otworzyły, do pokoju wszedł dokładnie ten sam oficer.

-Guten Tag, Frau Wolska-przywitał się, dał mi dokumenty, które potrzebował, aby były przetłumaczone.- Ich will es auf Deutsch-oznajmił, że chce te papiery po niemiecku. Uśmiechnął się do mnie ciepło, ignorując całkowicie Gosię.

-Natürlich-rzekłam spokojnie, delikatnie uśmiechając się. Ja nie chcę umierać... wolę udawać.

Mężczyzna wpatrywał się we mnie. Był po czterdziestce, jego rudawe włosy siwiały. Niebieskie oczy rozszerzały się na mój widok. To okropnie mnie brzydzi.

Gdy odwróciłam mój wzrok na dokumenty, on znudzony brakiem mojej atencji, wyszedł.

-Widzisz, Małgosiu?-powiedziałam.-Jedna noc dała ci robienie kawy twojemu wrogowi.

Ona zaczęła płakać. Zhańbiła swój honor, może i go pokochała.

-Nie walcz ze mną, a pomogę ci-zaoferowałam jej.-Nie chcę z tobą walczyć, jest wojna, zbłądziłaś, potrzebowałaś poczucia bezpieczeństwa, rozumiem.

-Ja nie wiem... tatę zabrali do wojska... brata też... mama... ona ciągle płacze- pierwszy raz coś wyznała.

Wstałam znad biurka. Przytuliłam ją.

-Oni wrócą, a mama znowu będzie się uśmiechać-próbowałam ją pocieszyć.

Nie mogę jednak robić tego za długo. Muszę wrócić do rodziny na czas. Nadgodziny pierwszego dnia pracy byłby katastrofalne.

-Dziękuję...-powiedziała cicho.

-Nie dziękuj-puściłam ją, po czym zasiadłam za biurkiem.

Jakiego szoku dostałam, gdy zobaczyłam dokumenty mojego ojca.

-Mój Boże...-chwyciłam się za głowę.

-Coś się stało?-zapytała nadal łamiącym się głosem.

Lepiej teraz jej nie stresować, bo zaraz mi tu zemdleje. Po moim policzku spływała samotna łza. Tęsknię za nim, więc nawet pismo sprawia, że tęsknię.

-Dużo do tłumaczenia...-powiedziałam.

-Pomogę ci- podeszła do mnie i zauważyła.-Tak mi... przykro...-stwierdziła.

-Nie przejmuj się-odrzekłam otwierając słownik niemiecko-polski.

-Jeżeli tak mówisz...-zasiadła przy mnie i otworzyła drugi.

Kilka godzin później...

Wreszcie... dom. Otwarłam zmęczona drzwi. Matki jeszcze nie było. Rzuciłam torebką w kąt. Hałas usłyszał Wojtek, szybko zbiegając z piętra tylko po to, aby mnie zobaczyć.

-Wróciłaś!-powiedział szczęśliwy.

-Wróciłam-przytuliłam go.

Nigdy nie cieszył się z mojego powrotu tak jak teraz.

-Kupiłaś mi, to o co prosiłem?-zapytał.

Boże... zapomniałam, że obiecałam mu to ciasto.

-Wojtuś... tak mocno cię przepraszam... miałam dziś dużo roboty... No wiesz... pierwszy dzień w pracy- próbowałam się tłumaczyć.

-Ehhh...-rzekł smutno.

Wciągnęłam portfel, dam mu jakąś kasę.

-Masz-poklepałam go po głowie.-Kupisz sobie coś, co tam chcesz-uśmiechnęłam się nieobecnie.

-Naprawdę?! Dzięki!!!-aż podskoczył ze szczęścia.

-Jest obiad?-zapytałam spokojnie.

Chłopak jedynie zaśmiał się nerwowo.

Spojrzałam do kuchni, a tam armagedon.

-Co tam się stało?-przymrużyłam oczy.

-Babcia zapomniała zrobić, to ja próbowałem-oznajmił zawstydzony.

-Babcia to ma z nami rajskie wakacje-przewróciłam oczyma.-Spokojnie, naprawimy to- ruszyłam się do kuchni.

Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że moje nastoletnie lata się skończyły. Marzenia odpłynęły, stałam się częścią rutyny. Zmęczenie i rozdrażnienie musiało być tłumione dla dobra innych. Nie mogłam się dzielić tym, co zauważyłam, ponieważ i to sprawiłoby im ból. Czuję się samotna.

To, co chciałbyś usłyszećWhere stories live. Discover now