5 czerwca 1942

86 4 0
                                    

Patrzę się zaszokowana na to co widzę. Jezus... czy dosypał mi ktoś trucizny do kawy? Czy ja widzę Feliksa w nazistowskim mundurze czekającego na dworze?

-Ładny oficer-mówi moja współpracownica.-Ciekawe czy wolny.

Wpatruję się raz w nią raz w okno.

-Ma narzeczoną-stwierdzam, przypatrując się mężczyźnie.

-Skąd to wiesz?-pyta.

Pokazuje jej pierścionki.

-To mój narzeczony...-stwierdzam, nawet nie patrząc się na nią.

-Naprawdę?-dopytuje.-No po tobie nie spodziewałabym się tego...-mówi kąśliwie.

-A ja po tobie nie spodziewałam się mieć takiego leniwego, śmierdziela męża w domu. Taka ładna, a wzięła sobie starego oficera za wybranka-śmieję się.

Mój uśmiech był wielki. Wreszcie miałam szansę, aby odegrać się na niej. Zawsze próbowała mi udowodnić, że oszukuję kogoś i tak naprawdę jestem stanu wolnego. Jej twarz zrobiła się cała czerwona.

-Złotko, nie oceniaj ludzi swoją miarą-wzięłam torebkę, po czym wybiegłam z biura. Otwarłam szybko drzwi. Wiedziałam, że wiedźma będzie patrzeć. Idę dumnie, podchodzę do mojego szalonego narzeczonego, czytającego gazetę.

-Oszalałeś-mówię po niemiecku i tulę się do niego.

On z kolei mnie całuje. Adrenalina w moich żyłach sięga zenitu, znowu czuję dumę.

-Może-śmieje się, po czym roluje gazetę i wyrzuca ją do śmietnika.-Ugh... co za chłam-wpatruje się w gazetę w koszu.

Biorę go za rękę.

-Nie czytaj propagandy-mówię szczęśliwa.

On jeszcze chwilę się zastanawia, co ja jestem taka szczęśliwa.

-Musiało się stać coś dobrego- wywnioskował.

-Stało się-oznajmiam.-Swoim spontanicznym gestem dokopałeś dziewczynie, która ma dziwny nawyk czepiania się mojej osoby.

On uśmiechnął się łobuzersko.

-A co dokładnie zrobiłem-objął mnie ręką.

-Przyszedłeś tu w oficerskim mundurze-zaśmiałam się.-Ona wyszła za starego Niemca-chichoczę się.-A mi sugerowała, że ty jesteś wytworem mojej wyobraźni.

Mężczyzna zaśmiał się głośno.

-Dobrze jej tak-przytulił mnie.

Tak właśnie wygląda życie, które chcę prowadzić. Nie kryć się. Chcę, aby był blisko. Do tego Warszawa o zachodzie słońca jest piękna. Niestety trudno się chodzi, bo ludzie masowo śpieszą do domu, bo po zmroku nie wolno im wychodzić z domów. Ruch jednak luzował się stopniowo z opuszczaniem śródmieścia. Wpatruję się w niego z zachwytem, nawet w tym okropnym mundurze mu do twarzy.

-Wolałam cię w twoim oryginalnym-stwierdzam.

-Oryginalnym czym?-wybudza się z zamyślenia.

-Mundurze-odpowiadam szybko.

On uśmiecha się pod nosem.

-Przyjdzie kiedyś na to czas-stwierdza pokrzepiającym głosem.

-Zaczynam powoli lubić te miasto-w końcu przyznaję.

Nagle moje oczy napotykają ją... idzie wręcz prostolinijnie względem nas, drugą stroną drogi. Mój humor psuje się na widok czarnowłosej.

-To chyba jakiś żart-mój głos staje się nerwowy.-Musiałeś ją ściągać nawet tu?-wpatruję się w jego oczy.

On nie rozumiejąc sytuacji rozgląda się. Szybko zauważa swoją udawaną „narzeczoną". Ponoć o imieniu Estera.

-A ona co tu?-wywraca oczyma.

Moje serce znowu się łamie. Dlaczego cały czas musi poświęcać nasz związek dla ratowania jej dupska? Czuję się okropnie, że muszę swoją nieprzychylność kierować w jej stronę, tym bardziej że Niemcy na nią polują. Nie chcę się dzielić swoim narzeczonym z jakąś warszawską lalą.

-Mam dość- mówię prosto z mostu.-Obiecywałeś, że ona się od nas odczepi.

-To nie moja wina...-próbował się wybronić.

-Dlaczego mam pożyczać swojego własnego faceta?-wybijam w niego zraniony wzrok.

-Kochanie...- wpatruje się wrogo w Esterę.

-Gdzie jest granicą pomiędzy ratunkiem a zdradą?-odwracam wzrok.

Mężczyzna chwycił mnie za rękę i ciągnął w kierunku tramwaju.

-Może tam też się wpakuje?-ocieram chusteczką czerwone oczy.-Może pojedzie razem z nami, -Może pojedzie razem z nami, a potem skorzysta naszego łóżka?

Feliks wiedział, że moje zaufanie powoli topnieje.

-Nie-próbuje mnie przytulić.-To wszystko jest bardziej skomplikowane, niż myślisz.

-Dlatego powinnam przyzwalać na takie zachowania?-pytam chłodno.

W jego głowie najwidoczniej to była norma. To miasto nawet przez chwile nie chce, abym go lubiła. Dlaczego ta wiedźma musi nas szpiegować?

Wsiedliśmy do tramwaju. Wpatrywałam się w niego. Stał nieruchomo, przyglądając się widokom. Zawsze gdy się tak patrzy, to jest albo wściekły, albo wystraszony.

-Jesteś zły na mnie?-pytam cicho.

On klęka przy mnie siedzącej na siedzeniu. Chwyta moje dłonie, wpatruje się w moje oczy. Jego wzrok jest szczery.

-Nie-mówi.-Jestem zły, że chociaż na chwilę nie mogę być twój. Zawsze muszę dzielić siebie pomiędzy ludzi z pracy.

To stwierdzenie zabolało. Wojna nie omija nikogo, ani niczego. Nasz związek nie mógł być wyjątkiem. Zawsze będę musiała go dzielić, bo on przysiągł na życie, że będzie chronił kraju. Błędny rycerz. Pomimo miłości do mnie, nie złamie danego słowa. Nie odrzuci podziemnej działalności, a ja nie zwalczę tej lali. Nie jestem bohaterką, a on jest bohaterem. Palimy za sobą mosty, które mogły nam pozwolić być razem. On porywa się z motyką na słońce, a ja głupia wymagam.

Chcę już coś powiedzieć, gdy on kładzie palec na moich ustach.

-Nie pal tego mostu-mówi cicho.

Dobrze wiedział, że pokojowo chciałam się rozstać, bo ledwo znoszę tę całą sytuację.

-Nie pozwolę nikomu zniszczyć tego, co mamy-całuje moje dłonie.-Tylko bądź silna.

Ludzie wpatrują się w nas jak na Romeo i Julię. Prawdopodobnie w ich głowach to Niemiecki oficer wyznaje uczucia swojej ukochanej przed wyjazdem na front wschodni. Piękna luba chce go zatrzymać, ale on jest oddany państwu. Gdyby tylko wiedzieli, że to dwoje Polaków. Dramat, w który się wpatrują, nie jest piękny. To oni stworzyli i przyzwolili na nasze cierpienie...

-Biedne dzieci-mówi jakaś Niemka z tyłu wagonu.

Może gdybyś nie wysyłała swojego syna do pacyfikacji Polaków, ta scena nigdy nie miałaby miejsca...

To, co chciałbyś usłyszećUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum