9 lutego 1940

117 6 7
                                    

Może to głupie, a może dziecinne, ale zaczęłam zbierać wiersze, które dla niego napisałam. Cóż, trudno mi kumulować uczucia, które do niego czuję. Jest ich parę, nie wiem, co z nimi zrobić, lecz trzymam je wszystkie w jednym miejscu. Nie chcę, aby się zgubiły... trochę mi głupio pokazać te moje wymiociny na kartkach. Najbardziej podoba mi się mój najnowszy wiersz. Nawiązuje on do naszej ostatniej rozmowy. Myślę, że jest najważniejszy z tego całego tomiku. Nie chcę się jednak tym chwalić. Nie mam odwagi. Zamiast siedzieć i myśleć nad głupotami, powinnam wreszcie ruszyć do pracy. Nagle ktoś puka do moich drzwi. Chciałbym, żeby to był on... ale wymagam za wiele... kocham za mocno.

To tylko spóźniona jak zawsze Gosia. Nikogo to nie dziwi.

-Klarysa!-mówi podekscytowana.

-Tak?-mówię obojętnie.

Jej energia mnie męczy.

-Mówi się, że nasi się formują-aż piszczy.

Piorunuję ją wzrokiem. Czy ona do reszty oszalała? Może do jej małego móżdżka nie doszło, dla kogo pracujemy.

Kobieta szybko schodzi na ziemię. Zostawiam ją bez komentarza. Już jej kiedyś mówiłam, to nie czas i miejsce na takie rozmowy. To wojna... jedną małą głupotą możemy przepłacić życie. Mnie się to nie marzy... Ma chłopaka wojskowego, a niczego się nie nauczyła.

-Lepiej weźmy się za robotę-stwierdzam chłodno.

-Co ty taka nie w sosie?-pyta.

-Nie, że nie w sosie-stwierdzam.

Jej głupią gadką może zainteresować Niemców. Wtedy znajdą Feliksa... i nie wiem, co sobie wtedy zrobię.

-Jak chcesz-rzuca urażona.-Tak alergicznie reagujesz, a sama święta nie jesteś.

Te słowa mnie zmroziły... co ona miała na myśli? Co to miało znaczyć? Czy ona chce nas wszystkich trzech wydać... mnie, Feliksa oraz jej chłopaka? Zaczęło mi się robić aż słabo.

Mruknęłam wrogo i zrobiłam się cała blada.

-Uspokój się-mówi.-Masz schizę na jego punkcie.

Wtedy moje nerwy wybuchają. Pożałuje tego. Podchodzę do niej, mierzę ją zabójczym wzrokiem.

-Co powiedziałaś?-pytam się niby miło.

-To, co słyszałaś-mówi chłodno.-Nie zbawisz nikogo. Nie ratujesz nikogo, zaspokajasz swoje ego. Chronisz jego aroganckie dupsko.

-Dosyć!-ryknęłam i wzięłam ją za te blond szkuty.

-Puść mnie...-stwierdza przerażona.

Ona zagraża... i mnie... i Feliksowi... wszystkim... ogarnia mnie wewnętrzna ochota, aby roztrzaskać jej głupi łeb o stół, przy którym siedzi. Moje pięści zaciskają się kurczowo przy jej włosach.

-C-co... co... ty robisz?-patrzy na mnie przerażona.

-Nie zasługiwałaś ani na chwilę, abym ci współczuła-mówię puszczając jej włosy.

Ona poczuła przypływ werwy.

-Chyba ci się pomyliło, z kim zadzierasz...-uśmiecha się wrednie. Próbuje mnie uderzyć, lecz wymijam ją.

-Z puszczalską kurwą-puentuję ją. Wymierzam jej policzka, mocnego. Na tyle, że przewróciła się.-Nie strasz mnie swoimi kontaktami. Nie boję się, nie jestem konformistką jak ty. Wiem co to miłość. Kiedyś, chroniło cię prawo i te twoje kurewskie zachowania. Teraz jest wojna, nic cię nie chroni. Jeden błędny ruch, a wyślą cię do obozu, albo zabiją cię w lesie. Umrzesz nie ze względu na honor, a ze względu na swoją nienawiść, co do innych, za zazdrość... nieczułość. Popatrz na siebie-podnoszę jej twarz dłonią, z jej nosa leci krew.-Taka piękna, a jednocześnie taka pusta. Twój jad jest słaby. Piękną jesteś lalką, a jeszcze lepszą aktorką.

Dziewczyna obserwowała mnie przerażona. Wiedziała, że przejrzałam jej plan. Cały czas na głos mówiła o bojówkach, nawet spraszała sobie jednego, czekając na moment, gdy tylko ktoś usłyszy. Nie kochała tego chłopaka, chciała wkupić się w łaski Niemców. Od zawsze mnie nienawidziła, chowając to za udawaną przyjaźnią. Wiedziała, że mnie nie załatwi, ale Feliksa... on... był miłością mojego życia, moim całym szczęściem. Jedyne szkody, jakie mogła mi uczynić to odebrać go. Nienawidziłam jej całym sercem, przez chwilę chcąc ją zabić, lecz... nie mogłam... nie umiałam...

-Mam cię cały czas na oku-powiedziałam chłodno.-Spróbuj tylko coś zrobić... a wszystko obróci się przeciwko tobie...

Ona ucieka wzrokiem, czuła się osaczona. Widziała we mnie swojego oprawcę.

Cóż, niech widzi. Trzeba będzie poinformować odpowiednie osoby o jej prawdziwych intencjach.

-Zejdź mi z oczu-wskazałam na drzwi.

Ta ubrała się szybko i nerwowo. Wybiegła jeszcze szybciej. W tym samym momencie dostałam ataku paniki... zrozumiałam, jak łatwo mogę go stracić. Te ciemne oczy czytały w mojej duszy. Nie mogę go stracić... pokochałam go... prawdziwie. Najmniej odpowiednia dla mnie osoba stała się dla mnie najbliższa.

-Boże...-mówię do siebie. Zaczynam płakać. To było dla mnie za dużo. Dlaczego akurat ja muszę podejmować takie decyzje? Albo ona umrze... albo miłość mojego życia... Ja nie chcę wybierać...

Wtedy przed oczyma staje mi figura Feliksa. Cudownego mężczyzny, dla którego rzuciłabym się pod jadący pociąg, niczym Anna Karenina. Nagle w kącie pokoju pojawia się babcia, trzymając w dłoniach, rozerwane w pół ślubne zdjęcie. Nagle w głowie słyszę głos taty, mówi mi, żebym nie ryzykowała. Następny głos to matka każe mi dorosnąć i wsiąść się do pracy. Ostatni jest Antek, on jedyny milczy i patrzy się na mnie ze współczuciem.

-Nie wytrzymam tego...-kładę się na biurku, a wszyscy znikają.

Czułam się coraz gorzej i gorzej, czekając, aż mój koszmar się skończy. Głosy w mojej głowie były sprzeczne jak nigdy... Nie wiem, czy jeszcze jestem sobą, czy może wojna niszczy moje ostatnie pokłady ludzkości. 

To, co chciałbyś usłyszećWhere stories live. Discover now