4 listopada 1944

63 3 6
                                    

-To tutaj?-pyta Oskar.

Pada śnieg i okropnie wieje. Jesteśmy wymarźnięci i wygłodzeni. Na widok mojego domu ciekną mi łzy z oczu. Wreszcie... Wreszcie ktoś... ktoś mi pomoże. Wreszcie nie będę sama. Biegnę ku drzwiom. Zostawiając Oskara w tyle. Rąbie w drzwi. Jest środek nocy. Po chwili słyszę, że ktoś otwiera. Czekam... i po chwili ukazuje mi się mój ojciec... cały osiwiały... ale to on.

-Tato...-mówię z płaczem.

-Klarysa!-szybko bierze mnie w ramiona. Tuli najmocniej jak może.

-Mogę wrócić?-pytam, szlochając.

-Jezus... Maria... co za głupie pytanie, to twój dom-tuli mnie mocno.-Już nigdy nam tego nie rób...

-Przepraszam tato...-mówię, jakbym była małym dzieckiem.-Ja... ja... widziałam za wiele...

Nagle podchodzi do nas Oskar.

-Kto to?-pyta podejrzliwie rodziciel.

-Ten chłopak uciekł razem ze mną... Tato... Warszawa zrównana z ziemią...-informuję.

-Słyszeliśmy-pokazuje Oskarowi, aby wszedł do domu.

Chwilę później byliśmy obaj w ciepłym domu. Dostaliśmy koce i coś do picia. Ojciec woła całą rodzinę. Najpierw schodzi matka. Widocznie przygaszona i nie zauważyła, że ktoś siedzi na kanapie. Wstaję słabo, ale podchodzę do niej.

-Mamo... tęskniłam-wpatruję się w nią ze smutkiem.

Po chwili kobieta rozumie, że to ja.

-Moje dziecko...-płacze i tuli mnie mocno.-Już nigdy nie wyjeżdżaj...-gładzi moją głowę.

-Już nigdy się nie ruszę stąd mamo-wtulam się.

Znowu czuję, że jestem bezpieczna... ostatni raz... czułam to, gdy widziałam Feliksa całego i zdrowego.

-Nic ci nie jest?-pyta przerażona i ogląda mnie.

-Nic mi nie jest-zapewniam.

-Gdzie jest Feliks?-pyta cicho.

Nie mam szansy jej odpowiedzieć, bo ktoś przychodzi i tuli mnie słabo od tyłu.

-Gdy mówiłam, żebyś znalazła sobie męża... to nie kosztem twojego bezpieczeństwa...-mówi płaczliwy i zachrypły głos.

To babka. Jest zdrowa i żyje! Odwracam się energicznie i tulę ją mocno.

-Najważniejsze, że jestem tu i teraz-stwierdzam.

Wreszcie nie jestem sama... wreszcie... mogę skończyć udawać. Słyszę, że ktoś zbiega po schodach i chwilę później przepycha się pomiędzy moją matką a babką.

-Mama!-Alina przytula się do mnie mocno.-Tak tęskniłam.

Odwracam się ku niej i tulę ją mocno.

-Alinka!-gładzę jej włosy.-Mówiłam, że wrócę.

-Mamo... już nigdy mi tego nie rób... zostańmy tu...-wgapia we mnie swoje szare oczy.

-Zostaniemy tu-mówię ze łzami w oczach.-Ale wypiękniałaś...

-Mamo! Nie zmieniłam się...-uśmiecha się nieprzytomnie.

-Nawet nie wiesz, jak bardzo się o ciebie baliśmy...-stwierdzam cicho.

-Klarysa!-słyszę szczęśliwy krzyk, Heleny.

-Helena!-odpowiadam jej.

-Dzięki Bogu, że jesteś cała i zdrowa...-mówi radośnie.

To, co chciałbyś usłyszećWhere stories live. Discover now