3 kwietnia 1940

106 4 1
                                    

Leżę przy nim. Jego urodziny są w tym roku słodko-gorzkie, ponieważ to ostatni dzień, który spędzimy razem przed jego wyjazdem do Warszawy. Jednak nie umiem się smucić. Jego senna twarz, jego ramiona tulące mnie, uroczo roztrzepane włosy... moje miejsce jest w jego objęciach. Może to zbyt wyniosłe, ale czuję, że będziemy na zawsze razem. Uśmiecham się szeroko, gładzę jego policzek.

-Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham-mówię cicho.

Budzi się. Uśmiecha się szeroko. Jego oczy mienią się szczęściem.

-Wiem-całuje mnie delikatnie.-A ja ciebie jeszcze bardziej.

-Wszystkiego najlepszego, Feli-tulę się mocniej.

-Dziękuję-śmieje się.

-Nie wiem czego ci życzyć...-objęłam jego twarz.-Końca wojny? Szczęścia? Zdrowia? Miłości?

-To są błahostki- stwierdza, po czym podnosi się na rękach.

-Ale jak to?-pytam.

Jego włosy rozwiewa przeciąg z okna, które otworzyłam niedawno. Uśmiecha się ciepło, a policzki rumienią się od chłodu.

-Życz mi, aby powiedziała „tak"-schyla się po coś.

Nie rozumiem, o co mu chodzi. Wpatruję się w okno, a za nim we wszechobecną zieleń. Ptaki ćwierkają, a w powietrzu czuć zapach wiosny. Ta cudowna kwietna woń pomieszana z wilgocią.

-Zamknij oczy-rozkazuje mi.

Zamknęłam je. Nie mam pojęcia, co ten szaleniec planuje. Czuję jedynie, że wstał z łóżka, obszedł je, po czym stanął obok mnie. Uśmiechałam się, lubiłam jego zagadkowość. W tym zasadzie tkwiła magia naszego związku.

-Co planujesz?-śmieje się.

-Otwórz oczy-mówi.

Otwarłam je. Zobaczyłam coś, czego się nie spodziewałam. Klęczał przy mnie, jedynie w spodniach ze starego munduru. W dłoniach trzymał pudełeczko. Otwarte... a tam pierścionek... nie byle jaki... był przepiękny... miał w sobie zielonkawy kamień... Boże czy to szmaragd? Czy on oszalał?

-Tym razem pytam się ciebie na poważnie-uśmiechnął się.-Jesteś dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką, czy moją kobietą. Gdy patrzę się w twoje oczy, widzę kogoś, z kim chciałbym zostać na zawsze. Tyle ze sobą przeszliśmy, tyle ryzowałaś dla mnie. To ty motywujesz mnie, aby dalej walczyć. Nawet jeżeli będę daleko na jakiś czas, gdy wrócę... chciałbym się z tobą ożenić. Nie ma innej kobiety, która umiałby cię zastąpić. Wiem, że czasami jestem dziecinny, a czasami zbyt nerwowy. Pewnie często masz mnie dość, jednak dziś Klaryso... muszę zapytać. Wyjdziesz za mnie? Dasz mi ten zaszczyt i uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na świecie?-wpatrywał się we mnie z promykami nadziei w oczach.

-Tak!- odpowiedziałam bez zastanowienia.-Tak! Tak! Tak!- aż zaskoczyłam z łóżka. Rzuciłam się na jego szyję. Moje włosy okalały jego szyję niczym szal.

-Nawet nie wiesz, jak się cieszę-odrzekł, całując mnie.-Wreszcie będę miał do czego wracać...-powiedział pomiędzy pocałunkami.

-A ja, do czego dążyć-uśmiechnęłam się, po czym spoglądam na pierścionek.-Czy ty oszalałeś?

-Dla ciebie zrobiłbym wszystko-wziął pierścionek.-Wydałem na niego drogą zastawę, jakąś biżuterię i marki, które zdobyłem. To szmaragd. Jedyny w województwie. Kupiłem go przed jakimś Niemcem-przyznał.

-Chryste... ty naprawdę oszalałeś-wsunął pierścionek na moją dłoń.

-Na twoim punkcie-zaśmiał się.-Żono!-po czym położył się na dywanie, a ja zaraz obok niego.-Sprawiłaś mi najlepszy prezent mojego życia.

Uśmiechnęłam się, po czym wysunęłam spod łóżka pudełeczko.

-Mam dla ciebie prezent-podałam mu je.-Co prawda nie jest taki wystrzałowy jak twój, ale... to dla ciebie- znowu się w niego wtuliłam.

Otwarł je. Był tam cholernie drogi szwajcarski zegarek... tak bardzo mi zleżało, aby pokazać mu, jak bardzo go kocham, było tam też moje zdjęcie, aby nie zapomniał o mnie oraz wiersz.

Na jego ustach pojawił się najszerszy możliwy uśmiech.

-To szwajcarski zegarek, musisz mieć to co najlepsze-oznajmiłam.-Oficer bez dobrego zegarka wyglądałby niepełnie-zaśmiałam się.

-Kochanie...-był zachwycony tym wszystkim. Zegarek ubrał od razu na rękę, a zdjęcie pocałował, po czym schował je z wierszem głęboko w swojej marynarce.- One muszą być ciągle ze mną.

-Jesteś taki uroczy-mówię.-Wszystko, co napisałam w tym wierszu jest prawdą-oznajmiam.-Naprawdę jesteś jak mój grecki bóg.

-Jestem takim szczęściarzem-zaśmiał się.-Dopiero w wieku dwudziestu pięciu lat poznałem, co to prawdziwe szczęście.

Pomimo tych wszystkich niepowodzeń i trudności, przetrwaliśmy. To daje mi nadzieję, że wszystko się ułoży. Nawet po najgorszej burzy, wyjdzie słońce. Ten dzień zapamiętam do końca życia. 

--------Koniec części 1----------

Drodzy czytelnicy, książka ta składa się z trzech części obrazujących etapy życia głównej bohaterki. Następne dwie części nadal będą publikowane w tej książce. Serdecznie zapraszam do dalszego czytania i dziękuję za wszystkie wyświetlenia, głosy i komentarze! 

To, co chciałbyś usłyszećWhere stories live. Discover now