5 maja 1945 (okiem Katriny)

24 0 0
                                    

Myślałam, że w życiu osiągnęłam wszystko, czego mogłabym chcieć. Dlaczego uczucie błogiego pokoju nie przychodzi?

Czasami myślę, jak żenująco muszę wyglądać, gdy źle wypowiem jakieś słowo w towarzystwie, lub gdy nie umiem sprostać wizją moim najbliższych. Nawet teraz się tak czuję... Gdy nie umiem szybko przepisać dokumentu, który dał mi ojciec dziś rano. Może po prostu się do tego nie nadaję?

Na pewno nie byłby ze mnie dumny, de facto byłby wściekły jeżeli dowiedziałby się z kim chodzę na schadzki. On i moja matula mają co do mnie wielkie plany, dużo im zawdzięczam... boję się ich zawieść. Od października mają plan wysłać mnie na uniwersytet, chcą abym była magistrem. Może nawet doktorem?

Wszyscy wokół mówią mi, że nie mogę zmarnować mojego potencjału. Twierdzą, iż miłość przyjdzie wraz z doświadczeniami i czasem. Najpierw edukacja, potem uczucia.

A jednak jest Max, no i Hans. Zostali tutaj dla mnie... co nie zrobię, zawiodę kogoś.

Wstaję powoli od maszyny do pisania i wychodzę na taras, wypełniony meblami ogrodowymi. Jestem naprawdę wdzięczna nawet za głupie meble na tarasie, czy bogato wyposażony dom. Wiem, można powiedzieć, że wygrałam loterię. Urodziłam się w takiej rodzinie. Moi rodzice są inteligentni i wyedukowani... kochający, ale równie wymagający. Czasami tracę się w tym, co jest mną, a co wyobrażeniem o mnie.

Siadam na schodach z tarasu i chowam głowę w swoich dłoniach. Jedynie w takich samotnych chwilach mogę ukazywać słabość. Teraz nie muszę martwić się o to, czy zachowuję się tak czy owak...

- Ciężko co? - ktoś rzuca na mnie cień.

- Nie, po prostu odpoczywam - typowa dla mnie odpowiedź.

To pewnie nie Max, bo głos nie jest melodyczny, a bardziej basowy. Osoba siada przy mnie i katem oka zauważam czarne włosy.

- To trochę ironiczne, że po tym co zrobiłeś przychodzisz tutaj.

- Zaraz wytłumaczę.

- Nie potrzebuję wytłumaczenia. Nie chcę wytłumaczenia.

- Nie chcesz, czy po prostu tak ci wpojono?

Skąd wiedział? Podnoszę głowę i przypatruję mu się, lecz wątle mi to wychodzi. Rozmazany obraz nie pozwala mi za wiele zobaczyć.

- Skąd to wiesz?

- Sam tak dorastałem.

- To znaczy jak?

Chciał odpowiedzieć, ale nagle się wstrzymuje.

- Wiesz, nie zrobiłem ci tego wszystkiego na złość - zaczyna. - Tu nie chodzi o to, że mam coś do ciebie. Nigdy nie miałem nic przeciwko tobie, poniekąd żywię do ciebie sympatię, jak do przyjaciółki.

- Przecież mnie nie znasz...

- Znam. Dłużej niż myślisz.

- Co to oznacza?

Marszczy czoło, chyba zastanawia się, czy to, co ma zamiar powiedzieć jest dobrym pomysłem.

- Widziałem twoje nastoletnie lata, znam cię lepiej, niż myślisz.

- Po co oglądałeś, jak dorastam? Jesteś jakimś zboczeńcem? - odsuwam się od niego.

- Nie, ale prawda jest równie zła - nie próbuje się do mnie przysunąć. - Jest ktoś teraz poza tobą w domu?

- Nie.

- To nie ciebie docelowo miałem szpiegować, nie szpiegowałem cię - wyznaje. - Twój ojciec był celem i poniekąd na nim się skupiłem, ale naturalnie jesteś jego córką, więc... - mówi na jednym wdechu.

To, co chciałbyś usłyszećWhere stories live. Discover now