10 listopada 1939

214 7 7
                                    

Praca z Gosią jest bardziej męcząca niż chodzenie do szkoły, chociaż w życiu nie wróciłabym tam. Pamiętam jakie problemy robili mi, tylko żebym nie była dopuszczona do matury. Chodziłam do bardzo prestiżowej dziewczęcej szkoły w moim mieście. Teraz dopiero widzę, że podział płciowy w szkole to najgłupsze, co wymyślono. Kobiety zawsze będą ze sobą rywalizować, taki już nasz los. Muszę przyznać, Osińska jest niereformowalna. Teraz to już nawet sprowadza swoich lowelasów do pracy. Nie, żebym była zazdrosna, ale tak się po prostu nie robi. Jeszcze na dodatek, muszę to oglądać. Sytuacja z dziś była jednocześnie zabawna i żałosna. Rano przyszedł do niej jakiś oficer. W przerwie jakiś malowany chłopaczek, artysta. Gdy kończyłyśmy, przyszedł po nią jakiś Polak, widocznie nerwowy. Prawdopodobnie zauważył swoich poprzedników. Cóż, Gośka to obrotna kobieta. Ciekawe czy jeszcze zabiera od nich kasę, taka płatna kochanka. Femme Fatale, czy coś w tym guście. Oj, gdyby jej papa to zobaczył, chyba wysłałby ją do zakonu. Na myśl o tym zaśmiałam się głośno. Dobrze, że nikogo tu niema, bo pomyślałby, że jestem niespełna umysłu. Na szczęście jest to rzadko uczęszczana dróżka przy lesie, ale najszybsza prowadząca do mojego domu.

-Przepraszam najmocniej!-odezwał się jakiś męski głos za mną.

O Boże! Kto to był? Zamarłam w miejscu. Kto siedzi w lesie?Zestresowałam się dosyć mocno. Nie chciałam się obracać, ale wreszcie to zrobiłam. To był on...

-To ty...-rzekłam, podchodząc bliżej.

On uśmiechnął się szeroko.

-A no ja-stwierdził.-Nie umiałem czekać, bardzo chciałem cię spotkać.

Wpatrywałam się w niego badawczo.

-Naprawdę?-rzekłam, wręcz dziecinnym tonem.

-Naprawdę! Przecież uratowałaś mi życie-w jego tonie szło wyczuć wdzięczność.

-Chciałam wreszcie zrobić coś dobrego-oznajmiłam.

-Zrobiłaś dużo dobrego-mówił z jeszcze szerszym uśmiechem.

-Chciałabym więcej-powiedziałam.-Ale boję się biegać z karabinem po lasach-wskazałam na las.

Feliks wybuchnął szczerym śmiechem. Widocznie spodobało mu się, jak określiłam jego pracę.

-No tak, to nie jest coś pasującego dla takiej panienki jak ty-rzekł dalej śmiejąc się.-Cudna panna nie może babrać się w krwi i błocie-położył dłoń na moim ramieniu.

-To nie jest śmieszne-powiedziałam obrażona i w geście złości odwróciłam twarz w drugą stronę.

-Nie obrażaj się-próbował przestać się śmiać.

Ja dalej byłam urażona.

-Hej-delikatnie chwycił moją twarz i znowu przysunął tak, abym patrzyła się na niego.-Dla mnie już jesteś bohaterką.

-Ja chcę więcej...-patrzyłam się głęboko w jego oczy.

On uśmiechnął się delikatnie.

-No dobrze, ma młoda przyjaciółko-zmienił swój ton na bardziej poważny.

Czekałam na to co miał zamiar powiedzieć. Nachylił się ku mnie.

-Znajdź mi zdrajców, wystarczą tylko nazwiska-powiedział cicho.

-Tak jest!-rzekłam.-Postaram się ich wyłapać na przesłuchaniach- szeptałam.

-Zuch dziewczyna-powiedział.-Taka uparta...-lustrował mnie uważnie.-Nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać. Zastanawia mnie jedynie, dlaczego tak ryzykujesz.

-Bo chcę być kimś-oznajmiłam.-Bo chcę coś po sobie zostawić, zapisać się na kartach historii. Po pomocy komuś czuję się o wiele lepiej.

Mężczyznę widocznie był zaintrygowany moją postawą.

-Jesteś wyjątkowa... nigdy nie spotkałem kobiety takiej jak ty-oznajmił.

Uśmiechnęłam się szeroko, a jednocześnie złośliwie.

-Wiem-rzekłam z przypływem pewności.-I nie spotkasz.

Feliks nie wierzył w to co słyszy. Uśmiechnął się łobuzersko.

-Lubię taką pewność siebie-odrzekł.-Dobra z ciebie wspólniczka, a jeszcze lepsza przyjaciółka. Najlepsza manipulatorka. Nie wiem, jak ale udało ci się zaszczepić w tym strażniku swoją opinię na tyle, że zaczął jej bronić.

-Personal charm- kwituję.

-Niewątpliwie urok osobisty-zgadza się ze mną.- Z tym trudno się nie zgodzić.

Nie wiem czemu, ale polubiłam jego obecność. Jest jednocześnie zabawny, odpowiedzialny i odważny. Lubię to. Bardzo imponuje mi pan kapitan.

-Właśnie, chciałam się coś zapytać-rzekłam cicho.

-Pytaj- odrzekł.

-Wszystko z tobą dobrze? Potrzebujesz pomocy?-dopytywałam, bo nie chciałam, aby złapano go jeszcze raz.

-Jakie urocze, że pytasz-stwierdził.-Tak, wszystko dobrze. Nie potrzebuję pomocy. Nie martw się o mnie.

-To dobrze-wpatrywałam się w jego twarz, w pełni zahipnotyzowana.- Nawet nie wiesz, jak się cieszyłam na wieść o tym, że uciekłeś.

-No widzisz, jestem osobowością tego miasta, pierwsza strona na gazetach-zaśmiał się i poprawił włosy.-Ta uroda potrzebowała uwiecznienia.

-Boże... co za głupek-przewróciłam oczyma.-Czy ty w ogóle masz coś w tej głowie?

-Może? A może nie? Kto wie?-śmiał się bardziej.-Oj, no nie bądź taka poważna, nic nikomu się nie dzieje- powiedział ciepłym tonem.-Nie chciałem cię martwić...

Boże, czemu on musi być taki głupi? Moje emocje nie wytrzymały, przybliżyłam się do niego. Wtuliłam się w niego mocno. Był zaskoczony, nie spodziewał się tego.

-Nie bój się o mnie-tulił się do mnie.

-Każdy martwiłby się o przyjaciela-rzekłam cicho.

Tak o to właśnie zaczęła się moja przyjaźń z Feliksem oraz moja nowa misja. Wreszcie czuję się potrzebna oraz ważna dla kogoś innego niż moja rodzina. To nowy rozdział w moim życiu.

To, co chciałbyś usłyszećWhere stories live. Discover now