Noc z 7 na 8 października 1942

80 4 0
                                    

Ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła. Gdy nic nie wiedziałam, byłam zła, ale beztroska. Teraz wiem, co wyrabia... i tej nocy nie umiałam zasnąć. Wichura biła w szyby chaty, stałam przy oknie, ciężko wzdychając. Miałam złe przeczucia. Było późno. Nagle do pokoju wchodzi pani Helena.

-Czemu nie śpisz?-pyta cicho, przecierając oczy.

-Bo mam przeczucie...-znowu odwracam się w stronę okna.

-Jakie?-siada zaspana na łóżku.

-Że pewnego dnia go stracę-moje oczy się łzawią.-Nic nie mogę zrobić, aby go powstrzymać...-kładę dłoń na lodowatej szybie.

-Nie pokochałaś go właśnie za to?-pyta cicho.-Nie spodobało ci się to, że nic nie jest w stanie go powstrzymać?-zaciągała delikatnie wiejskim akcentem.

Coraz gorzej mi się oddychało.

-Prawdopodobnie dobrze prawisz...-chwytam się za głowę.-Myślałam, że ta wojna skończy się szybko...-odwracam się w jej stronę.-Im dłużej to trwa... tym bardziej...-pokazuję swoją szczotkę oraz jej okolice.-Wypadają mi włosy... moja twarz marnieje... ale to nic... w koszmarach widzę... tego Niemca, który groził nam obu... boję się, że zemści się... zza grobu.

Helena przygląda mi się jakbym była w totalnej paranoi. Wstaje i ciągnie mnie za rękę, oddalając od okna.

-Wróci, oni zawsze wracają-uśmiecha się ciepło.-Nigdy nie zostawiłby cię samą-oznajmia.-Jezu, jakby on gnębił wszystkich jako duch...

Wpatruję się w nią z przerażeniem. Kobieta nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo poirytowała moje poczucie strachu. Wyrwałam się z jej uchwytu. Podbiegłam do szafy, wyciągając płaszcz.

-Klarysa... co ty wyczyniasz?-zaszokowana kobieta wstaje z łóżka.

-Muszę się przewietrzyć...-stwierdzam cicho.

-W taką wichurę?-próbuje stanąć w drzwiach i zablokować mnie.

Wymijam ją. Czuję się ciężko. Wychodzę z chaty. Chłodny wiatr uderza w moją twarz. Wszystko wydaje się takie... przerażające. Księżyc schowany jest za pędzącymi chmurami. Idę ogrodem warzywnym. Zastanawiam się, dlaczego Feliks ryzykuje swoje życie dla wysadzenia jakichś torów... Co nam to da, że Sowieci wygrają, jeżeli oni również nas zaatakowali? Moje łzy spływają szybko, a dłonie odmarzają od zimna. Nagle słyszę jakieś kroki. Feliks? Niestety to nie on... to był jego przyjaciel i podwładny. Piotr Zalewski. Poznaliśmy w trakcie akcji zrywania nazistowskich plakatów. Ten właśnie niski blondyn o pseudonimie „kot" jest moim przełożonym. Jego pseudonim odnosi się do jego piwnych oczu, które świeciły teraz nieco złowrogo.

-Persefona, a ty co, nie śpisz?-pyta mnie używając mojego pseudonimu.

-Nie umiem-przymykam oczy.

-Dziewczyno, zaraz cię tu zwieje-podchodzi do mnie i otula mnie swoim płaszczem.

-Czy...-chce zadać pytanie, ale boję się odpowiedzi.

Dlaczego nie przyszedł tu Feliks? Po co jest tu on? Czy... czy...

-Najpierw wejdziemy do środka-obejmuje mnie ramieniem, po czym prowadzi do środka.

W drzwiach czeka na nas pani Helena, widocznie zestresowana moim wyjściem.

-Mecenas Zalewski...-mówi zaskoczona. Na jego widok jednak prędko się uśmiechnęła.

-Pani Hela-wiata się z nią gestem.-Dobrze znowu panią widzieć.

Ja stałam tam jak słup soli.

-Biedna... taka rozpalona...-stwierdza Helena, patrząc się na moją twarz.-Nie umiałam jej zatrzymać...

To, co chciałbyś usłyszećWhere stories live. Discover now