Rozdział 9

35K 1.2K 370
                                    

-Nie, błagam nie-jęczałam wyłączając budzik. Przecież dopiero była sobota. Jakim cholernym cudem zaczyna się poniedziałek?
Ahh tak...cały czas leżałaś w łóżku, spałaś i oglądałaś telewizje. Czego ty oczekujesz?

Byłam zła i jednocześnie zestresowana. Kolejny dzień w szkole. I znowu czekać na weekend który prędko nie nadejdzie.

Założyłam spodnie i bluzę którą kupiłam w sobotę w Galeri, podmalowałam się trochę i zeszłam na śniadanie robiąc sobie płatki z mlekiem. Chwilę pogadałam z mamą, ale ta musiała pilnie iść do pracy więc zostałam sama w domu. Gdy zjadłam śniadanie ociężale i leniwie wyszłam z domu wcześniej zgarnując plecak. Wzięłam mój rower i zaczęłam kierować się w stronę szkoły. Miałam ochotę się rozpłakać. Niedawno był weekend. A teraz poniedziałek.

Po paru minutach byłam już pod szkołą. Odstawiłam rower i nieco pewniej pokierowałam się do szkoły. Idąc pod salę fizyczną spotkałam Sandy z jej świtą.

-Hej. Jak po weekendzie?-zapytała.

-Okey-mruknęłam cicho.-szybko zleciało.

-Oj tak-westchnęła czarnowłosa.-byliśmy na niezłej imprezie. Nadal lekko boli mnie głowa. Ale zabawa była zajebista. Mogłabyś pójść kiedyś z nami.

-Nie moje klimaty-wzruszyłam ramionami.

-Widział ktoś z was Collina?-zapytał Jason.-od rana go nie ma.

-Jakoś mnie to nie interesuje-burknęła Sam.-pewnie urządził sobie wagary znając życie ze swoimi koleżkami. Druga opcja jest taka, że rucha się gdzieś pewnie z Jessicą.

Weszliśmy do sali gdy drzwi się otworzyły i każdy zaczął zajmować swoje miejsce. To będzie dłuuugi dzień.

Później miałąm jeszcze pare innych lekcji. Sandy powiedziała mi, że w ten czwartek jest WF. W poprzednim tygodniu nie było trenerki więc mieliśmy zastępstwo, ale niestety w tym tygodniu jest. A ja nienawidzę ćwiczyć. Jednak teraz poniedziałek. I muszę go jakoś przetrwać.
***
-Do jutra-powiedziała Lidia i pozostali machając mi, więc zrobiłam to samo. Poszłam po swój rower i już po chwili prowadziłam go w stronę domu nucąc sobie jakąś piosenkę.

Ledwo wyszłam z bramy, a poczułam metaliczny uścisk na swoim nadgarstku. Na reakcje było za późno. Ktoś pchnął mnie na ścianę, a ja upóściłam rower i syknęłam z bólu. Gdy otworzyłam oczy zamarłam widząc Collina przed sobą. Otworzyłam usta, ale nic nie umiałam powiedzieć. Byłam w wielkim szoku. Szatyn stał ciskając we mnie piorunami. Był wściekły...wkurzony na maksa! Znowu otworzyłam usta, ale tym razem to on warknął.

-To twoja wina.

Już o wszystkim wiedział. Wiedział co zrobiłam. Poczułam pierwszą łze na policzku, potem następną. Ludzie którzy wychodzili ze szkoły patrzyli na mnie ze strachem i współczuciem. Widziałam nawet Sandy, Lidie, Sam i Jasona którzy byli zszokowani, ale nie mogli nic zrobić. Przełknęłam gulę w gardlę i zaczęłam drżeć. Nie z zimna, a ze strachu. Co teraz? Zadźga nożem? Wrzuci pod samochód? Może zastrzeli.

-Ty uszkodziłaś mój samochód, prawda?-warknął, a ja poczułam jego oddech na twarzy. Był strasznie blisko. I nagle rozpłakałam się na dobre. Przeszłość. Wspomnienia. To wszystko przebiegło mi przez myśl. Byłam tak przerażona, że nie mogłam nawet zrobić kroku do przodu.

-S...skąd...-wyszeptałam, ale Collin mi przerwał.

-Widziałem kamery. Chyba na prawdę nie wiesz kim jesteś, że zniszczyłaś mój samochód. 

-To...to był wypadek-chlipiałam. Musiałam się bronić i grać na zwłokę. Może w tedy opóźnie moją śmierć.

-Wypadek?!-podniósł głos, a ludzie którzy byli najbliżej cofnęli się pare kroków. Ja zamknęłam oczy nie mogąc się ruszyć, bo stał za blisko mnie. Czułam jak ściana lekko wbija mi się w plecy.-jaki kurwa wypadek?! Wiesz ile ten samochód dla mnie znaczy!?

-P...przepraszam-wydukałam.-oddam ci pieniądze.

Collin zaśmiał się bez krzty wesołości i gdy myślałam, że mnie puści ten walnął z całej siły pięścią w mur tuż obok mojej głowy. Ludzie podskoczyli, w tym i ja. Zaczęłam głośniej płakać i bardziej oparłam się o ściane zamykając na chwilę oczy z których wydostały się łzy. Nigdy się tak nie bałam. No...może nie licząc tego co stało się pare lat temu.

-Twoje pierdolone pieniądze możesz sobie wsadzić w dupę!-krzyknął, a ja ponownie cała zadrżałam. Wiem, że mnie uderzy. I zrobi to niebawem. Czeka tylko na odpowiedni moment.

-Ja...ja...

-Co znowu?!-krzyknął.-chcesz się bronić? Nie masz kurwa szans.

-Przepraszam-wyszeptałam niezdolna do powiedzenia innego słowa.

-Przestań ciągle przepraszać!-krzyknął.-to słowo nie naprawi mojego samochodu! Teraz muszę oddać go do mechanika! A i tak nie będzie wyglądał tak jak wcześnie.

Otworzyłam usta, ale wydobył się tylko szloch. Byłam cała mokra od potu i łez.

-Gdybyś była fecetem teraz leżałabyś w szpitalu-fuknął prosto w moją twarz.-nieprzytomna, a lekarze walczyliby o twoje życie.

Podniósł ręke zaciśniętą w pięść i wiem, że chce mnie uderzyć. Zamknęłam oczy z całej siły szukując się na cios który nie nadszedł. Po paru minutach otworzyłam oczy i zauważyłam, że Collin trzyma pięśc parę milimetrów od mojej twarzy. Zauważyłam jak niektórzy ludzie zamykają przerażeni oczy, inni patrzą z otwartą buzią na to wszystko. Spojrzałam na chłopaka zdziwiona czemu mnie nie uderzył. Jego twarz była przerażająca. Widziałam, że jest w jakiejś furii. Mimo to mnie nie uderzył. Nagle wziął głęboki wdech i opuścił ręke. Co jest do cholery!?

-Idź z tąd zanim stracę nad sobą panowanie-warknął już dużo spokojniej, ale wciąż widziałam, że jest w jakiejś furii. Odsunął się. Zupełnie nie wiem kiedy moje nogi zmusiły mnie do ruchu i kiedy rzuciłam się biegiem trzymając obok siebie rower i wylewając resztki łez.

Przekroczyć GranicęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz