Rozdział 21

34K 1.1K 287
                                    

-Jesteś już!-usłyszałam krzyk mojej mamy więc wbiegłam do kuchni gdzie zobaczyłam jak robi coś sobie do jedzenia.

-Hej mamo-uśmiechnęłam się.-wróciłaś?

-Tak. Za tydzień wyjeżdżam na...nieco dłużej.

-Na ile?-zapytałam przestraszona.

-Miesiąc-rzuciła, a ja myślałam, że upadnę i nie wstanę. Boże. Nie nie nie.

-Mie...siąc. Mamo...

-Poradzisz sobie-westchnęła.-wybacz, ale nie mam ochoty rozmawiać. Chciałabym wreszcie troche odpocząć. Pogadamy potem-wzięła telzrz z kanapkami i kubek z kawą a potem udała się do swojej sypialni. Ja zrobiłam sobie coś szybkiego do jedzenia i poszłam do salonu oglądnąć coś.
***

O godzinie 17:00 dostałam SMS-a od Collina z adresem domu, a także napisał jak dojechać. Dlatego wzięłam swój podręczny plecak i wyszłam z domu kierując się na autobus skąd miałam jechać. Oczywiście z przesiadkami.

Wsiadłam do pojazdu kasując bilet i trzymając się poręczy, bo oczywiście autobus przepełniony był ludźmi. Trzy przystanki dalej wysiadłam i czekałam parę minut na kolejny.

Myślałam, że dojadę do jakiś ciemnych uliczek gdzie było pełno niebezpiecznych ludzi. Ale trafiłam na osiedle;mniej więcej podobne do mojego. Jego dom nie różnił się niczym od innych. Był mały, białymi z wieloma oknami oraz małym podwórkiem.

Zadzwoniłam domofonem, a po chwili brama się otworzyła. Weszłam do ogródka, a później dotarłam do drzwi domu. Otworzył mi Collin ubrany w czarną koszulę i dresy lekko opuszczone.

-Hej-powiedział przeczesując ręką włosy i wpuszczając mnie do środka. Wnętrze było oczywiście typowo męskie. Ciemny, czarny korytarz z paroma drzwiami.

-Chodź do salonu. W pokoju jest syf-rzucił kierując się przed siebie więc ja również za nim poszłam. Ściany w salonie były czarne, podobnie jak kanapa, krzesło i zasłony. Sufit był biały z lampeczkami, a stolik kawowy-szary. Widać, że nie mieszka tu kobieta.

-Siadaj-powiedział, a ja posłusznie wykonałam jego polecenie i usiadłam na kanapie.-chcesz wodę, wódki czy coś?-zapytał.

-Um...nie. Dzięki. Chciałabym już zacząć-wybełkotałam.

-Jak chcesz. Jakby co moja mama jest na górze bo przyjechała na chwilę, ale nie będzie nam przeszkadzać.

-Okey. To...pokażesz podręcznik?


W połowie korepetycji do salonu weszła wysoka, szczupła kobieta. Podniosłam wzrok i wymruczałam przywitanie.

-Nie przeskadzajcie sobie-kobieta machęła ręką.-ja tu tylko posprzątam.

-Mamo, wyjdź z tąd-fuknął szatyn.

-Patrz jaki masz bajzel. Co ona o tobie pomyśli?

-Mamo-syknął.-posprzątam później. Wyjdź.

-Jak chcesz. Współczuje ci uczyć takiego gamonia-rzuciła w moją stronę.-to nieuk. Niczego się nie nauczy.

-Mamo!-zirytowany Collin pokazał palcem na drzwi. Kobieta westchnęła i opuściła salon.

-Dobra, kontynuuj-mruknął opierając się o swoje uda.
***

-Teraz rozumiesz?-zapytałam.

-Mhm. Mam sprawdzian za tydzień więc chyba dam radę. Jeszcze jedna lekcja i będzie dobrze. Tym razem u ciebie.

-J...jak chcesz-wyjąkałam wstając i pakując rzeczy do plecaka.

-Już idziesz?-do salonu wkroczyła mama szatyna.-nie zjesz kolacji? Upiekłam kurczaka w sosie słodko kwaśnym.

-Nie. Dziękuje. Ja właściwie już pójdę. Już późno, a ja mam trochę do domu.

-Nie przejmuj się. Collin cie zawiezie-rzuciła i widziałam jak chłopak otwiera usta ze zdziwienia. Widać, że nie chcę nigdzie jechać.

-Nie. Na prawdę. Ja sobie poradzę. Nic mi nie będzie. Do widzenia-zarzuciłam plecak za ramię i wyszłam. Byłam już w korytarzu gdy poczułam jak ktoś kładzie mi ręke na ramieniu. Zesztywniałam i zamknęłam na chwilę oczy.

-Poczekaj chwilę. Moja mam ma rację. Odwioze cie-powiedział zakładając swoje buty.

-Nie musisz. To...bezpieczna okolica. Dam radę.

-Tak ci się tylko wydaje-westchnął biorąc z komody kluczyki.-mamo, wychodzę! Zostaw mi trochę kurczaka!

Wyszłam z jego domu nie wiedząc co dalej robić. Szatyn otworzył garaż i wszedł do środka więc ja zrobiłam to samo.

-Wsiadaj-rzucił, więc otworzyłam drzwiczki i usiadłam obok chłopaka, a ten odjechał. Całą drogę byliśmy cicho skupieni na własnych myślach. Czułam się niepewnie, zę siedzę w aucie z chłopakiem którego wszyscy nazywają bestią i mordercą. Narazie nic mi nie zrobi, ale może chce żebym mu zaufała, a potem...kto wie? Wiadomo, że tacy jak on nie robią nic z chęci. Mają swój cel.

-Jesteśmy-usłyszałam głos Collina więc spojrzałam na niego.

-To...kiedy chcesz się spotkać?-zapytałam bawiąc się palcami.

-W poniedziałek?-zaproponował, a ja pokiwałam głową.

-Dziękuje-wymamrotałam jeszcze zanim wybiegłam z samochodu kierując się do domu.

Przekroczyć GranicęWhere stories live. Discover now